Nie rozumiem i chyba już nie zrozumiem, dlaczego policja nie dąży do naprawienia reputacji i poprawy ogólnej sytuacji tej firmy. W ostatnich dniach po raz kolejny funkcjonariusze usłyszeli wykrzyczany prosto w oczy komunikat: jesteście mordercami, zabiliście człowieka, przez was nie żyje facet, którego zbrodnią były “oszustwa”. Oszustwa! Najpierw historia z chorym na schizofrenię białostocczaninem, który zginął po interwencji. Teraz śmierć we Wrocławiu i materiały z sekcji zwłok, które przepuszczono do mediów. Materiały druzgocące, materiały potwierdzające to, co o komisariatach mówią ci, którzy mieli przyjemność obejrzeć je od środka.
Brutalność. Agresja. Przekraczanie uprawnień, szantaże, zmowa milczenia. Lista zarzutów jest cholernie długa, a zachowanie policjantów w sytuacjach kryzysowych tylko ją poszerza. Ta najgorętsza sprawa z ostatnich godzin, śmierć Igora, który ścigany listem gończym za oszustwa został zgarnięty przez wrocławską policję. Wersja ulicy jest prosta – na zdjęciach z sekcji zwłok widać, że gość był nie tyle bity, co katowany na komisariacie. Zmasakrowana twarz wygląda tak drastycznie, że telewizje słusznie cenzurują krążącą po Internecie fotografię.
Policjanci zamiast wspólnej wersji, ustaleń, transparentnego przedstawienia co i w jakich godzinach działo się z zatrzymanym wypuszczają w świat kilka, jeśli nie kilkanaście narracji. Paralizator, może to przez paralizator. Znaleziono przy nim dopalacze, może to przez zażycie tej trucizny. Na komisariacie doszło do szamotaniny, zachowywał się agresywnie i doznał obrażeń przy próbie obezwładnienia. Albo i nie, Igor po prostu spadł z krzesła. No i wreszcie najbardziej przerażające: “próbujemy ustalić, co się stało”.
Gdy kilka godzin po całym zamieszaniu policja wciąż nie ma jednej, pewnej i sprawdzonej wersji, którą jednocześnie może potwierdzić materiałem wideo – moim zdaniem dochodzi do patologii. Przecież wszystko mogłoby być dla obu stron takie proste. Igor został pobity na komisariacie? O nie, kochani, oto materiał z kamery w pokoju przesłuchań, widać doskonale, że zatrzymany podczas rozmowy z funkcjonariuszami osuwa się z krzesła bez wyraźnej przyczyny, po czym nasi ludzie od razu ruszają mu pomóc. Albo inaczej: patrzcie, to film, który pokazuje jak Igor atakuje policjantkę, która w obronie własnej używa pałki – stąd jego obrażenia na klatce piersiowej i szczęce. Piętnaście minut po stwierdzeniu zgonu wiemy wszystko, od momentu przekroczenia progu przez zatrzymanego w towarzystwie policjantów, do opuszczenia tegoż w asyście osób odpowiedzialnych za przeprowadzenie sekcji zwłok.
Na mojej ulicy, dość znanej w Polsce, od bardzo dawna nikt nie zginął. Kamer mamy jednak zatrzęsienie, a właśnie dorzucają kolejne. Na komisariatach w ostatnich dwóch miesiącach zginęły osoby dwie. Monitoring jednak obejmuje wyłącznie ściany zewnętrzne tychże, by czasem jakiś frustrat nie napisał sprejem krótkiego komunikatu: mordercy. Albo przynajmniej: kłamcy.
Gdybym był policjantem, jeszcze dziś zgłaszałbym przemarsz na kilkadziesiąt tysięcy osób, ogólnopolską, olbrzymią manifestację funkcjonariuszy policji w ramach sprzeciwu wobec braku monitoringu na komisariatach. Jeszcze dziś apelowałbym w mediach – wszystkie tego typu sprawy powinniśmy oceniać nie na podstawie zeznań, domysłów i odtwarzania miejskich legend, ale na podstawie twardego materiału filmowego z kamer zamontowanych wewnątrz pokoju przesłuchań. Prosimy, wręcz błagamy rząd – dajcie nam możliwość obrony naszej pracy, dajcie nam możliwość uzyskania transparentności. Po ubiegłorocznych wydarzeniach w Legionowie i Sosnowcu okazało się, że policjanci w obu sytuacjach w żaden sposób nie zawinili. Dowiedziono tego po kilku, nawet kilkunastu dniach, gdy “lud” już wydał wyroki. A gdyby obie interwencje były filmowane? Gdyby komisariaty były monitorowane?
Kryzysy po takich sytuacjach jak wczorajsza byłyby wówczas rozwiązywane bezzwłocznie, wytrącając ulicy z ręki wszystkie historie o legendarnych szafach, w których zamyka się krnąbrnych zatrzymanych.
Zastanawiam się: dlaczego policja o to nie walczy? Dlaczego nie chcą, by w prosty sposób ukrócić wszelkie dyskusje na temat brutalności na komisariatach?
W tym roku zakończyła się sprawa kibica GKS-u Tychy, którą rozpoczęła policyjna interwencja na dworcu w 2013 roku. Postrzelony odłamkiem z amunicji hukowej fanatyk doznał obrażeń twarzy, wychodząc ze szpitala spotkał się zaś z funkcjonariuszami, którzy zarzucili mu czynną napaść na jednego z nich. Najpierw sąd na podstawie analizy wideo z dworca oddalił te zarzuty, a następnie uznał, że to policja przekroczyła uprawnienia i ukarał strzelającego karą pozbawienia wolności w zawieszeniu i dwuletnim zakazem wykonywania zawodu. Zeznania policjantów w obu przypadkach uznano za niespójne i niezgodne z dostępnymi materiałami wideo.
Może więc nie wszystkim zależy na transparentności? Niech jednak ci, którzy w imię możliwości “mocniejszego przyciśnięcia bandytów” wspierają samowolkę na komisariatach wiedzą, że nawet w sprawach, gdzie policjanci łatwo mogliby dowieść swoją niewinność, obowiązująca – jako zwyczajnie ciekawsza! – będzie wersja ulicy. Powstaną kolejne miejskie legendy, kolejni ludzie – coraz bardziej oddaleni od patologii – na widok policjanta będą spluwać pod nogi. Możliwe, że na tym przeklętym balkonie w Białymstoku policjanci byli niewinni. Możliwe, że we Wrocławiu policjanci byli niewinni. Możliwe, że w wielu innych miejscach w Polsce to agresywni bandyci wywoływali burdy na komisariatach, za co słusznie obrywali po głowach.
Niestety, prawdopodobnie się tego wszystkiego nie dowiemy. Niestety, nie walczy o to sama policja. Mecz o usprawiedliwienie swoich działań przegrywając walkowerem. Mam wrażenie, że kiedyś już to pisałem. Minęło półtora roku i nadal w tego typu sytuacjach “trwają czynności mające na celu ustalenie przebiegu zdarzeń”, podczas gdy jedyną czynnością powinno być naciśnięcie przycisku play i odtworzenie pliku wideo.
JAKUB OLKIEWICZ