Krzywe spojrzenie. Lekkie popchnięcie. Umiejętne zastawienie się. Przeklnięcie pod nosem. Wyprowadzić z równowagi mogło go zupełnie wszystko. Nieważne, czy zaatakował przeciwnika czy kolegę z drużyny – nadwyżki adrenaliny szybko musiały zostać wyrzucone. Gestem, który w swoim kierunku widział najczęściej, było pukanie się w czoło z zaleceniem „o, tu się jebnij”.
Oliver Kahn. Świr. Kompletny świr.
Krewki charakter Kahna świadczył także o jego sile – gość był psychicznie nie do złamania. Praktycznie nie miewał gorszych momentów, nigdy przed nikim nie schował głowy w piasek. Zresztą dużo mówi o nim także sama ksywka: der Titan. Wspominamy go akurat dziś, bo dokładnie osiem lat temu powiedział szlus i zakończył swoją prawie dwudziestoletnią, piękną karierę.
Jego odpały to materiał na dobrą książkę. Potrafił prawie zagryźć Heiko Herrlicha (biegł z miną, jakby serio chciał go pożreć, ale skończyło się tylko na muśnięciu; tak na marginesie, Kahn miał kiedykolwiek inną minę?), żeby w tym samym meczu doprawić go ciosem kung-fu (o centymetry chybionym). Chwycenie innego gościa za kark, tak, żeby ten się złożył w pół? Nie ma sprawy. Próba zmotywowania kolegi z drużyny? Najlepiej tak, by ten omal nie nabawił się wstrząśnienia mózgu.
Nic dziwnego, że dopóki nie stał się kapitanem reprezentacji, wielu kibiców go nienawidziło. Banany czy zapalniczki rzucane w jego kierunku – norma. Raz jednak nastąpiło totalne przegięcie, Kahn dostał z trybun… piłką golfową. Normalny piłkarz – zważywszy, że był cały zalany krwią – zszedłby do szatni, opatrzył się, dał sobie już tego dnia spokój. Reakcja „Tytana”? Dawaj, kończymy ten mecz. Dopiero po ostatnim gwizdku wpadł w szał. Do szatni musiał schodzić z obstawą w pełnej gotowości.
Obecnie Kahn pracuje jako ekspert w ZDF-ie i wciąż dodaje niemieckiej piłce kolorytu. Od jakiegoś czasu wziął sobie na celownik Cristiano Ronaldo. Komentarz po słynnym zdjęciu po zwycięstwie z Barceloną, na którym CR7 ma tylko gacie: – Częściej widzę jego sześciopak niż piersi mojej żony.
Cały Oli. Pocieszny furiat.