Jack Grealish to angielski piłkarz, który w tym sezonie szesnaście razy wychodził na boisko i szesnaście razy zebrał w dziób. Nie wiemy dlaczego Maciej Makuszewski wziął właśnie młokosa z Aston Villi za wzór, ale fakty faktami: czternaście spotkań, zero zwycięstw. Szanse na Złotą Piłkę w 2016 roku maleją.
Skrzydłowego ściągał do Portugalii trener Quim Machado, który znał go jeszcze z krótkiego epizodu w Gdańsku. W pewnej chwili było naprawdę kapitalnie, bo Vitoria kręciła się nawet koło piątego miejsca i robiła wszystko, by w miarę godnie dotrzymywać kroku o wiele możniejszych rywalom z Lizbony czy Porto. Debiut Makuszewskiego przypadł na 21. kolejkę, kiedy jego ekipa plasował się jeszcze w górnej połówce tabeli – na miejscu ósmym. Pamiętamy brawurowe wejście Polaka do nowego zespołu, kiedy solidny występ okrasił asystą. Zapowiadało się zupełnie nieźle.
Co działo się dalej? Szkoda strzępić wiadomo czego – niech wyręczy nas prosta grafika.
Czternaście meczów i ani jednego zwycięstwa. polski skrzydłowy po raz ostatni opuszczał więc boisko jako zwycięzca… 12 grudnia 2015 roku. Nie zamierzamy udawać, że wierzymy w klątwę Makuszewskiego, w to, że był kulą u nogi, ale ale przypadek jest dość kuriozalny.
Wyjaśnienie zagadki klątwy Makuszewskiego istnieje: tuż przed tym, jak Polak przyszedł do Vitorii, odszedł z niej do Porto Hyun-Jun Suk, który robił grę całej drużynie. Z nim Setubal miało 22 pkt w 16 meczach (1,38 na mecz), od momentu jego transferu do FC Porto – 8 pkt w 18 meczach (0,44 na mecz). Chłopaki – delikatnie mówiąc – nie pozbierali się po tym ciosie, a Maki raczej nie dał rady wejść w buty Koreańczyka.