Jest coś elektryzującego w powołaniach na wielką imprezę – niby to tylko lista z nazwiskami, a dostarcza emocji większych niż niejeden mecz. Dziś nie przeżyliśmy takiego szoku jak 10 lat temu, bo Nawałka to nie Janas, co nie znaczy, że wszyscy są zadowoleni. Żeby kadra mogła jutro wygrać (bo zakładamy, że trener wybrał najlepszą ekipę), ktoś musiał dzisiaj przegrać.
Pierwsze co się rzuca w oczy – nie jedzie Mila. Nie można powiedzieć, że Sebastian walkę o Euro odpuścił i wywiesił białą flagę, to by było nieuczciwe. Mniej więcej od momentu przyjścia Nowaka do Lechii jego forma szła w górę, zresztą pomocnik sam nad tym ciężko pracował, wiedział, że Francja to chyba jego ostatnia szansa na wspaniałą piłkarską przygodę. Bo co mogłoby to przebić? Chyba tylko awans z Lechią do Ligi Mistrzów, ale zejdźmy na ziemię. Odkręcał się, z pewnością był blisko, ale Nawałki nie przekonał. Z gdańskiego duetu desperacko walczących o wyjazd, pojedzie jedynie Peszko. Ciekawe więc, o ile Mila przegrał ze Starzyńskim? Zdecydował błysk Filipa z Finlandią i jego świetna gra na wiosnę w Ekstraklasie.
W każdym razie zabraknie jednego z bohaterów eliminacji, który ustalając wynik meczu z Niemcami wpisał się na zawsze do historii naszego futbolu. Nie jest to taki szok, jak brak Frankowskiego w Niemczech, ale drobna niespodzianka, już na pewno. Za kwalifikacje dziękujemy i przewracamy kartkę.
Nie jedzie też do niedawna kumpel Mili z Lechii, czyli Ariel Borysiuk. Może transfer do Legii nie był do końca przemyślany? Na tle Łukasika wyglądał super, porównanie do Jodłowca jednak jest już przygnębiające. Ariel powołanie na ostatnie zgrupowanie dostał, ale jak patrzy się na dzisiejszą listę Nawałki, to za kogo miałby wskoczyć? Można myśleć cały dzień, a odpowiedzi nie będzie.
Przegranych znajdziemy też w defensywie, choć może trzeba napisać – nie znajdziemy, bo Szukała i Olkowski nie jadą. Drugi był traktowany jako pupil numer dwa Nawałki, zaraz po Mączyńskim, znają się przecież panowie z Górnika Zabrze. Selekcjoner widział w Olkowskim zastępcę dla Piszczka. Grał piłkarz FC Koeln w reprezentacji dość regularnie, ale pytanie, czy w parze ilością szła jakość. Nie zawsze. Nawałka mimo wszystko go cenił i gdyby Olkowski nie stracił miejsca w składzie zespołu klubowego (od marca zagrał 15 minut), to do samolotu by się pewnie zmieścił. No, ale żeby wygrać, trzeba grać – jak słyszymy czasem w reklamie telewizyjnej.
Z Szukałą problem jest nieco inny. To nie był zmiennik jak Olkowski, ale piłkarz podstawowego składu – zagrał w dziewięciu meczach eliminacyjnych, osiem razy od pierwszej do ostatniej minuty. Podjął jednak trudną decyzję, wyjechał zarobić do Arabii Saudyjskiej, ale tam przygoda nie trwała długo i wylądował w Turcji. Tu z kolei nie grał, przytrafiła się kontuzja i nie zdołał już wyprowadzić spraw na prostą. Pociąg odjechał.
Na peronie został też Łukasz Teodorczyk, a wydawało się, że nie ma nikogo, kto mógłby zająć mu miejsce. Sobiech? Zatkana lufa w marnym Hannoverze. Stępiński? Regularnie strzelający, ale tylko w przeciętnej polskiej lidze. Aż tu nagle pierwszy się przełamał, a szum wokół drugiego zrobił się zbyt duży, by Nawałka mógł go zignorować. Zresztą było widać, że „Teo” selekcjonerowi nie leży po marcowych sparingach – napastnik nie dostał nawet minuty w strzelaninie z Finlandią.
Są też przegrani mniejsi, jak choćby Igor Lewczuk albo Łukasz Broź. Ale oni nie byli w reprezentacji, oni w niej bywali. Tak naprawdę jeśli spojrzeć na ostatnie powołania, to kadra się naturalnie krystalizowała i poza Dawidowiczem nie ma większych zaskoczeń. Ktoś musiał odpaść. Z dużych lub w miarę dużych nazwisk trafiło na wymienioną grupę.
Fot. FotoPyK