Podbeskidzie spadło z Ekstraklasy, a to oznacza, że teraz w klubie z Bielska można spodziewać się szeregu zmian. Czy w rozmowach z piłkarzami czuć było bezsilność? Co dalej z trenerem i jak zareagowali sponsorzy? W krótkiej rozmowie zapytaliśmy o to prezesa Podbeskidzia, Tomasza Mikołajko.
Dopiero co zasiadł pan u sterów ekstraklasowego klubu, a tu od razu trzeba mierzyć się ze spadkiem. Podejrzewam, że wczorajsza noc do najłatwiejszych nie należała.
Było o tyle łatwiej, że ja przychodziłem w sytuacji kryzysowej. To nie były realia poukładanego klubu, parę kłopotów trzeba było rozwiązać. Zgodziłem się i wiedziałem, jakie są tego konsekwencje. Teraz trzeba pokazać charakter i się z tego wykaraskać. Po prostu.
Na boisku wyglądało to tragicznie. Marazm, bezsilność – od początku rundy finałowej było widać, w którym kierunku to zmierza.
Po tym gongu w Gdańsku udało nam się jakoś pozbierać, zaczęliśmy wygrywać. W pewnym momencie byliśmy nawet na trzecim miejscu w tabeli rundy wiosennej. Udało się awansować do ósemki, to był ważny moment dla Podbeskidzia. No a potem potoczyło się jak potoczyło. Chaos, niepewność, dziewiąte miejsce… Inaczej się gra o życie, kiedy masz presję, ciśnienie niż kiedy grasz na luzie. Przez to zamieszanie chłopaki mieli problem w pierwszych dwóch-trzech meczach, nie mogli wrócić do swojego rytmu. Do tego doszły kontuzje, kartki. Kiedy sytuacja zaczęła robić się niebezpieczna – dodatkowo stres. No i tak się skończyło.
Rozmawiając z piłkarzami czuł pan tę bezsilność, którą widzieliśmy na boisku?
Szatnia, trener – wszyscy byli przekonani, że w końcu nastąpi przełamanie. Liczyłem na to, że ten mecz w Białymstoku nas przełamie. Było blisko, graliśmy nawet nieźle, ale przez niepotrzebne błędy jednostek mecz się przegrał. Starcie z Koroną – ciężka pierwsza połowa, oddech i bramka na 1:1. Wydawało się, że wszystko zmierza to w dobrym kierunku. Rzeczywistość pokazała co innego. Chłopaki zagrali słabo, bez góralskiego charakteru. Zrobił się kłopot.
Co teraz z Podbeskidziem? Utrzymanie jak największej ilości zawodników i walka o szybki powrót czy reorganizacja klubu?
Nie wiem, czy za rok, dwa czy więcej, ale wrócimy. Mam już w głowie jak to mniej więcej ma wyglądać. Mamy sporo zawodników na kontraktach i nie ukrywam, że teraz trzeba będzie robić porządki. Po wygranym meczu w sobotę – bo chłopaki mają wygrać, podziękować kibicom za te pięć lat Ekstraklasy – zaczynamy przebudowę. Przede wszystkim musi wrócić góralski charakter. Nie jesteśmy klubem, w którym będą grali piłkarze jak w Poznaniu czy Warszawie. Musimy czymś nadrabiać. Nie będzie u nas pewnie zbyt wielu Górali, ale chodzi o to, żeby piłkarze czuli ten klimat, walczyli. Takich będziemy szukać.
W tej sytuacji posada trenera…
…Z trenerem też spotykamy się po weekendzie. Najpierw chciałbym usłyszeć jego wizję, czy on w ogóle widzi u nas jeszcze jakąś przyszłość. Wtedy pomyślę, co dalej. Faktem jest, że celem trenera było utrzymanie i celu nie udało się zrealizować.
Oszacował już pan wstępnie, ile Podbeskidzie straci na tym spadku?
W skali roku – wiadomo, że to będzie dużo. Ale pytanie, czy to będzie rok, dwa czy trzy. Taki plus, że się zmniejszą koszty. Trzeba teraz szukać zysków gdzie indziej, żeby to zbilansować. Cieszę się o tyle, że sporo sponsorów od kilku dni do mnie dzwoni. Mówią, że się nie poddajemy, walczymy, nikt nie mówi o odejściu. To budujące.
Spadek paradoksalnie często wychodzi klubom na dobrze. Widzi pan jakieś pozytywy tej sytuacji?
Myślę, że ona nas to zjednoczy, scementuje. My w Bielsku lubimy wyzwania. Liczę, że ten charakter pozwoli nam wrócić za rok.