Reklama

Idealny mecz przyjaźni. Wisła ze Śląskiem tylko trochę się poszczypały

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 maja 2016, 22:26 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dwie kolejki do końca i mecz przyjaźni pomiędzy drużynami, które zapewniły sobie utrzymanie i o nic już w tym sezonie nie walczą. Czego w takim spotkaniu się spodziewać? Tak, dokładnie tego, o czym pomyśleliście: gry bez jakiegokolwiek stresu, na luzie (czyli z zachwianą koncentracją), może trochę wesołego futbolu. Wisła ze Śląskiem rozegrały coś pomiędzy sparingiem a ligowym spotkaniem o punkty. I nawet przyjemnie się to oglądało, choć jedni i drudzy razili nieskutecznością.

Idealny mecz przyjaźni. Wisła ze Śląskiem tylko trochę się poszczypały

Mariusz Pawełek, były bramkarz Wisły, miał przy Reymonta prawo trzymać głowę wysoko przez godzinę. Jasne, przyczepilibyśmy się do tego, w jaki sposób wznawiał grę nogami – że zdarzyło mu się wykopać piłkę albo na wysokości kolan, albo za linię boczną. Ale z zadań, z których powinno rozliczać się go w pierwszej kolejności, wywiązywał się bezbłędnie. Strzał Małeckiego na początku meczu? Obroniony. Sam na sam z Brożkiem? Pawełek górą (ale jakim cudem napastnik Wisły uderzał na pałę, prosto przed siebie?). Sam na sam z Ondraskiem? Pawełek górą.

Aż w końcu, po świetnie wyprowadzonym kontrataku i podaniu Boguskiego, uderzał Ondrasek – z pozoru niegroźnie, w zasięgu golkipera Śląska, który piłkę miał nawet na rękach… A następny kontakt zaliczył z nią dopiero, wyjmując ją z siatki. No cóż, czemu nie jesteśmy zaskoczeni?

Wisła sprawdzała dziś wariant, jak wyglądałaby bez Rafała Wolskiego. I chociaż dwójka Popović-Mączyński wyglądała po prostu nieźle, to z dochodzeniem do sytuacji podbramkowych nie było najmniejszych problemów. Kluczową rolę odegrało dwóch zawodników – Małecki, który przez pół boiska potrafił idealnie dograć Ondraskowi, no i Brożek. Ten drugi powinien kończyć ten mecz z golem, gdyby tylko nie walił z całej siły w środek, i jakimiś czterema asystami. Pod bramką Śląska stwarzał sytuacje wszystkim: Boguskiemu, Małeckiemu, Ondraskowi czy Bartoszowi. Brakowało wykończenia.

Śląsk – kopia w kopię, to samo. Raz urwał się Mervo, ale przegrał pojedynek z Miśkiewiczem. Raz Pich otrzymał znakomite podanie od Morioki, lecz przegrał z bramkarzem Wisły. To samo przy główce Kokoszki czy prostopadłych piłkach, do których zawsze pierwszy dopadał facet w żółtej bluzie. Ale tak jak gospodarzom pomógł Pawełek, tak gościom – Maciej Sadlok, który najpierw przyjął na siebie silne uderzenie Hateleya z rzutu wolnego, a potem trącił delikatnie piłkę po strzale Grajciara.

Reklama

Kazimierz Kmiecik mówił w przerwie, że jedyne, czego mu brakuje, to bramek, że powinno być już jakieś 2:2. Wisła ze Śląskiem stworzyły dziś mnóstwo sytuacji, oddały łącznie 36 strzałów, ale większość niecelnych. Gdyby ten mecz miał większą wartość, Wdowczyk z Rumakiem mieliby prawo zorganizować porządne suszarki.

A tak, wszyscy przymkną oko. Mecz przyjaźni, remis, każdy zadowolony.

rttqE56

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...