Legia poważnie interesuje się Mariuszem Stępińskim, napastnikiem Ruchu Chorzów. Stołeczny klub, który po wygranej 4:0 jest coraz bliżej zdobycia mistrzostwa Polski, latem będzie szukał zawodnika do pierwszej linii. Odejdzie Marek Saganowski, kolejne oferty otrzyma Nemanja Nikolić, dlatego przy Łazienkowskiej myślą o sprowadzeniu 21-latka – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Pierwsze dwie strony wypełnione są relacjami z weekendu. Zacytujmy tę najważniejszą: Legia blisko mistrzostwa.
Tak gra mistrz Polski! Piłkarze Legii zdemolowali Piasta (4:0) i są krok od zdobycia tytułu. Do upragnionego sukcesu brakuje im trzech punktów. – Gospodarze wygrali zasłużenie. Pierwszy stracony gol zgasił nasze zapędy, a po drugim było pozamiatane – stwierdził trener gości Radoslav Latal (46 l.). (…) – Moją podstawową zasadą jest zwyciężanie. Przed spotkaniem ćwiczyliśmy stałe fragmenty gry i jak się okazało, mieliśmy rację. W takich sytuacjach o końcowym wyniku decydują szczegóły – dodał Czerczesow. Dzięki temu sukcesowi Legia jest bardzo blisko upragnionego mistrzostwa na stulecie klubu. Po takiej grze na to po prostu zasługuje.
Dalej spoglądamy w same nagłówki:
– Kasprzik: Znałem karne Śpiączki z Floty
– Termalica płaci frycowe
– Pasy lepsze dzięki Budzińskiemu
– Ruch łatwo nie oddał punktów
– Piłkarze Zagłębia wygrali dzięki ambicji
Robert Lewandowski po raz czwarty został mistrzem Niemiec, natomiast w Fakcie znajdujemy również fragment książki o nim. Chciał 10 tysięcy, dostał 40.
Robert wysyła SMS do Kucharskiego: „Mam nadzieję, że trafię do klubu, gdzie będę mógł się rozwijać, a nie tam, gdzie dostaniesz największą prowizję”. Agent reaguje natychmiast, zaprasza zawodnika na spotkanie. Kucharski już wcześniej zapytał Lewandowskiego, ile chciałby zarabiać w ekstraklasie. – 10 tysięcy złotych – usłyszał. (…) Kucharski wyjmuje propozycję kontraktu Lecha, przesuwa papier w kierunku Lewandowskiego. – Zobacz, jakie wynegocjowałem ci warunki. Gdybym chciał cię oszukać, to zarabiałbyś te 10 tysięcy – tłumaczy.
Wasilewski odebrał puchar.
Marcin Wasilewski (36 l.) bardzo rzadko pojawiał się w tym sezonie na boisku, ale jego powrót do podstawowego składu Leicester nastąpił w momencie, który Polak z pewnością zapamięta do końca życia. Po spotkaniu z Evertonem (3:1) nastąpiła bowiem najważniejsza chwila w ponad stuletniej historii klubu – piłkarze Lisów odebrali puchar za zdobycie mistrzostwa.
GAZETA WYBORCZA
Suszarka Wdowczyka – Andrzej Klemba i Dariusz Wołowski odbyli długą rozmowę z Dariuszem Wdowczykiem.
Ferguson urządzał piłkarzom “suszarki”, wrzeszczał im z furią prosto w twarz, gdy coś mu w ich grze nie odpowiadało. Pan tak robił?
– Bywało, że reagowałem agresywnie. Ale dziś jestem już innym człowiekiem. Znacznie bardziej tolerancyjnym, wyrozumiałym, uważnym. Czasy suszarek w piłce dawno minęły.
Jak głęboko wpłynęła na pana dyskwalifikacja za udział w aferze korupcyjnej? Była cezurą w życiu?
– Zdecydowanie tak. Miała na mnie ogromny wpływ. Jestem teraz innym człowiekiem. Inaczej patrzę na piłkarskie środowisko, inaczej oceniam ludzi, jestem bardziej tolerancyjny. Bardzo się zmieniło spojrzenie na piłkę i na życie. Każdy, kto popełnił podobne błędy, jakie ja popełniłem, wie, o czym mówię. W jednej chwili wali się świat. Podniesienie się po czymś takim nie jest łatwe, ma się silne poczucie winy. To, co robiłem, było złe. Ale kara nie kończy się na wyroku. Trzeba spojrzeć w twarz obcym i bliskim, wytłumaczyć się rodzinie. Rozmawiałem ze swoimi dziećmi na ten temat. Próbowałem to wyjaśnić. Ale wielu przyjaciół bezpowrotnie straciłem. Ludzie się odwracali. Miało to tę dobrą stronę, że nastąpił naturalny przesiew. Część z nich nie chciała mnie znać, wyciągnąć ręki, stałem się dla nich powietrzem. A to znaczy, że w czasach, gdy odnosiłem sukcesy, traktowali mnie instrumentalnie. Wiem, że to się będzie za mną ciągnęło, choć już minęło sporo lat.
(…)
To, co się stało, ciąży do dziś?
– Czasem. Ale ja ludziom nie zabraniam o to pytać, wcale się nie obrażam. Po co tworzyć sztuczny świat, udawać. Zrobiłem coś złego, więc zostałem ukarany. Nie chcę jednak, by o tym mówić bez przerwy. Muszę zostawić to za sobą, choć nie da się tego wymazać z pamięci – ani innych, ani mojej. Ale czas pokuty minął, chcę normalnie pracować.
Mity Lecha Poznań.
Przegrany Puchar Polski i wypadnięcie z europejskich rozgrywek – czy to nie dość problemów dla ustępującego mistrza kraju? Wygląda na to, że są gorsze – dotyczące finansów i składu na przyszły sezon. Dość długo Poznań żył mitem 2015 roku. Tego, w którym odebrał Legii tytuł mistrzowski i w którym wygrał z nią wszystko – poza zeszłorocznym finałem Pucharu Polski. Zwycięski mecz o Superpuchar skłonił władze Lecha do sformułowania śmiałej tezy, że “Kolejorz” krajowej konkurencji odjechał. Dzisiaj wydaje się ona wręcz zabawna. W 2016 roku Lech przegrał z legionistami trzy kolejne mecze, nie strzelił im nawet jednego gola. Stracił mistrzostwo, przegrał Puchar Polski, została mu beznadziejna już właściwie walka o miejsce w europejskich pucharach. Obecna drużyna stała się niezdolna do odnoszenia sukcesów. Trener Jan Urban ogłosił, ze chce prowadzić zespół w kolejnym sezonie (gdyby awansował do pucharów, jego kontrakt z automatu zostałby przedłużony. Teraz będzie zależało od decyzji władz klubu). Odbudowanie Lecha uważa za ciekawe wyzwanie. Wygląda jednak na to, że drużynę trzeba będzie zbudować od nowa.
Co zostało nam w głowie z weekendu? Krótkie migawki.
1. Rezygnacja Szatałowa w decydującej chwili
2. Kto się utrzymał? Wisła, Śląsk, Jagiellonia i Korona
3. Szesnastolatek w lidze, czyli Przemysław Bargiel
4. Wisła liderem fazy finałowej
Przez „Spotlight” do cudu z Leicester.
W filmie obdarowanym tegorocznymi Oscarami szczególnie lubię to, że nie ma głównego bohatera – reżyser nie eksponuje ani żadnego z reporterów tropiących pedofilię w bostońskiej archidiecezji, ani szefa dziennikarskiej grupy śledczej, ani nawet nowo przybyłego redaktora naczelnego, nieuwikłanego w lokalne układy i przez to idealnego kandydata na bohatera rozpruwającego lokalną zmowę milczenia. Nie eksponuje też Tom McCarthy żadnego czarnego charakteru, sugerując, że patologię wyhodowało całe miasto, które wolało odwracać wzrok, niż podważyć autorytet Kościoła. Takie opowiadanie o świecie jest niefilmowe (zazwyczaj, “Spotlight” ogląda się wspaniale), ale zarazem bardzo prawdziwe – większość wydarzeń prowokują wszak nie jednostki, lecz kombinacja mnóstwa czynów mnóstwa ludzi, a my potem tylko nadajemy im twarz konkretnego człowieka, bo łatwiej nam ją zapamiętać, niż objąć rozumem nieskończoną złożoność zjawiska. I na przykład Mark Zuckerberg zostaje geniuszem – mało kto wnika, jak powstał Facebook, czy faktycznie był wynalazkiem rewolucyjnym, czy miał poprzedników, w jakim stopniu jego sukces wynikał z przypadku albo dziejowej konieczności etc. Nieskończona mnogość przyczyn poprzedza też wynik w sporcie, o czym intensywnie rozmyślam właśnie teraz, gdy Europa klęka przed Claudio Ranierim, który dotąd uchodził za trenerskiego nieudacznika, ponieważ przez całą karierę ponoć „niczego nie wygrał”, z tego był w każdym razie najbardziej znany.
SUPER EXPRESS
Tabele, tabelki, zdjęcia. Cała Ekstraklasa wciśnięta w dwie strony gazety. Wa(L)ec rozjechał Piasta.
To była rzeź niewiniątek. W hicie Ekstraklasy Legia Warszawa z zabójczą skutecznością wybiła piłkarzom Piasta Gliwice (4:0) marzenia o mistrzostwie Polski. Na dwie kolejki przed końcem ligi warszawianie mają trzy punkty przewagi nad wczorajszymi rywalami i otwartą autostradę do wygrania rozgrywek. – Wygraliśmy z Piastem, ale to nie koniec walki o mistrzostwo – wyznał po meczu kapitan stołecznych Michał Pazdan (28 l.).
I w osobnym tekście pytanie, czy ten karny zdecyduje o spadku Górnika Łęczna.
Boruc fruwa jak za dawnych lat.
Fenomenalna, genialna, wspaniała, kosmiczna… Tak angielskie media opisują podwójną paradę Artura Boruca (36 l.), który w spotkaniu AFC Bournemouth z West Bromwich (1:1) obronił mocny strzał z rzutu karnego i dobitkę. Polski bramkarz negocjuje nowy kontrakt i właśnie pokazał, że zasłużył na podwyżkę. (…) – To była wspaniała interwencja, Artur po raz kolejny w tym sezonie nas uratował. Jestem z niego bardzo zadowolony – chwalił Polaka Eddie Howe, menedżer Bournemouth.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
W tytule relacji: Pokaz siły i Legia blisko mistrzostwa. Cytujemy jednak, co innego. Wielki tydzień po warszawsku.
1. Zabójcza skuteczność legionistów.
Zespół Czerczesowa nie potrzebował wielu okazji, by Jakub Szmatuła wyciągał piłkę z siatki. O zwycięstwie zadecydowały umiejętności poszczególnych zawodników oraz doskonała współpraca czwórki ofensywnych zawodników: Guilherme, Hämäläinena, Kucharczyka oraz Nikolicia. Wszyscy mieli asystę lub gola albo jedno i drugie. Legia wypunktowała gości jak dobry bokser pretendenta. Wygrała z gliwiczanami po raz pierwszy w sezonie, ale za to w mistrzowskim stylu.
2. Malarz znowu pomaga swojej drużynie
Trzeba chwalić napastników oraz skrzydłowych, ale nie wolno zapomnieć o piłkarzu w rękawicach. I przeciwko Lechowi i w spotkaniu z Piastem interwencje Arkadiusza Malarza uratowały Legię od utraty bramki. – Nigdy, niczego nie dostałem za darmo. W żadnym klubie nie byłem od razu bramkarzem numer jeden, wszędzie musiałem ciężko pracować i walczyć o swoje – mówił Malarz po finale PP. Zdarzały mu się wpadki, ale w kluczowych meczach ratował zespół.
Legia chce Stępińskiego.
Legia poważnie interesuje się Mariuszem Stepińskim, napastnikiem Ruchu Chorzów. Stołeczny klub, który po wygranej 4:0 jest coraz bliżej zdobycia mistrzostwa Polski, latem będzie szukał zawodnika do pierwszej linii. Odejdzie Marek Saganowski, kolejne oferty otrzyma Nemanja Nikolić, dlatego przy Łazienkowskiej myślą o sprowadzeniu 21-latka. Z Ruchem powinni się dogadać. Stępiński ma zgodę na transfer, o ile oferta będzie zadowalająca.
Omijamy zwykłe relacje pomeczowe, w końcu Antoni Bugajski w podsumowaniu kolejki pisze, że Legia przetestowała walkę o Ligę Mistrzów.
Mądrze zareagował Radoslav Latal tuż przed meczem, gdy usłyszał, że jego zespól znajduje się w komfortowej sytuacji, no bo wiadomo: Legia musi, Piast może. – Nie w tym rzecz, że „my możemy”. Chodzi o to, że my chcemy – wyjaśnił trener gości przed kamerami nc+. I właśnie z takim nastawieniem przyjechał ze swoim zespołem na Łazienkowską. Jako rzetelny pretendent, który w tym sezonie zdążył zrobić kosmicznie dużo by znaleźć się w sytuacji, kiedy meczem Piasta na trzy kolejki przed końcem sezonu ekscytowała się cała na piłkarska Polska. Porażka w stolicy musiała być wkalkulowana, też tak wysoka, ale przecież nawet po niedzielnym laniu w Legii wciąż nie mogą jeszcze otwierać szampana. I to też świadczy o skali dokonań Piasta w tym sezonie. Najważniejsze spotkanie gliwiczanie dotkliwie przegrali, ale tej otoczki, tych emocji nikt im nie zabierze. Znamienne było to, że dwie godziny wcześniej definitywnie szanse na udział w europejskich pucharach tracił Lech Poznań. Ileż by dali właściciele Kolejorza, żeby w tabeli być na miejscu wicelidera, niechby i nawet przegrali z odwiecznym rywalem równie wysoko.
I jeszcze spoglądamy w English Breakfast autorstwa Przemysława Rudzkiego. Tematykę łatwo odgadnąć.
Po wywalczeniu mistrzostwa Anglii przez Leicester City na każdym kroku pojawiają się analogie do sezonu 1977/78, w którym po tytuł sięgał beniaminek w elicie, drużyna bezczelnego Briana Clougha, Nottingham Forest. Clough wierzył głęboko w dobór personalny. Oprócz tego, że sam był piekielnie inteligentnym, obdarzonym błyskotliwym i kąśliwym poczuciem humoru facetem, miewał też nosa do ludzi. Kompletowanie kadry wyglądało w latach 70-tych trochę inaczej niż teraz. Przypomina mi się scena z filmu „The Damned United”, w której Clough jeździ po domach zawodników i przekonuje do gry w jego zespole. Jest jednocześnie skautem, trenerem i dyrektorem sportowym. Dziś kluby zatrudniają całe siatki ludzi odpowiedzialnych za wyławianie perełek, takich chociażby jak Riyad Mahrez. Systemy szkolenia, tak powszechnie zachwalane, miewają oczywiście luki, a ciekawe jest to, że wciąż wielu znakomitych piłkarzy, jak wspomniany Mahrez, N’Golo Kante czy Jamie Vardy, swoje umiejętności wypracowało w niższych ligach lub po prostu na ulicy. Romantyczna historia Lisów pokazuje jak ważną rzeczą w życiu są wybory. Czynnik ludzki, umiejętne dopasowanie klocków może być kluczowe, jeśli nie masz innego oręża.