No i doczekaliśmy się, tuż przed sama metą, jeszcze jednej zmiany na stanowisku trenerskim w Ekstraklasie. Z bijącym się o utrzymanie Górnikiem Łęczna pożegnał się Jurij Szatałow, a jego miejsce zajął Andrzej Rybarski. Jeśli nie kojarzycie – to ten człowiek, który ostatnio siedział na ławce łęcznian, gdy pierwszy trener był zawieszony za nawrzucanie sędziemu. No i który osiągnął rezultaty pozwalające myśleć o pozostaniu w lidze. A wcześniej w podobnej sytuacji również się sprawdził.
Z Łęcznej od jakiegoś czasu dochodziły głosy, że rola Rybarskiego w żadnym wypadku nie ogranicza się do pokornego wypełniania poleceń Szatałowa. Wręcz przeciwnie – jego pozycja z dnia na dzień rosła, to głównie on ostatnio pracował z drużyną na treningach. Ale bardziej prawdopodobny wydawał nam się scenariusz, w którym dotychczasowy szkoleniowiec zostanie w klubie do końca sezonu, choćby w roli – ujmijmy to – pół-paprotki, bo drugi trener nie ma odpowiednich uprawień do prowadzenia drużyny na tym poziomie. Jednak klub zdecydował się wystąpić o tymczasowe papiery. Według wersji oficjalnej – to sam Szatałow zrezygnował z pracy, kierując się dobrem zespołu.
Z dwóch powodów sprawa wydaje się ciekawa. Po pierwsze odszedł trener, który pracował w swoim klubie najdłużej spośród wszystkich szkoleniowców Ekstraklasy. Dokładnie – od 29 czerwca 2013, czyli przez ponad tysiąc dni. Tak więc władzom klubu z Łęcznej i tak należą się brawa za stałość w uczuciach, bo w polskich realiach to jest już jakiś wyczyn, tym bardziej, że preteksty do wcześniejszego pogonienia Szatałowa by się znalazły. Nowym liderem został Piotr Mandrysz, który w Termalice pracuje od 7 stycznia 2014.
Po drugie – i jednak ciekawsze – okoliczności tej zmiany są co najmniej nietypowe. Nie potrafimy sobie bowiem przypomnieć drugiej takiej sytuacji, w której trener stracił pracę w efekcie wyrzucenia na trybuny. Szkoleniowcy, których ponoszą emocje, są regularnie wypraszani ze spotkań, później odpowiedni organ wlepia im karę, ale dalszy scenariusz zawsze wygląda bardzo podobnie – na dole przy ławce stoi człowiek, który realizuje plan wyznaczony przez siedzącego piętro wyżej szefa. I z reguły nawet w trakcie spotkań różną drogą przedostają się do niego odpowiednie wytyczne. A w Łęcznej – przewrót.
Zmieniać trenera w takim momencie i w taki sposób… To trochę szaleństwo. Ale dobra, czasami to właśnie w nim jest metoda.
Fot. FotoPyK