Poprzednia edycja naszej zabawy, której efektem finalnym jest poznanie nazwiska piłkarza roku, dość szybko przerodziła się w teatr jednego aktora. Był Messi, który tak odstawił resztę stawki, że ta mogła bić się tylko o drugie miejsce. Za nami już 1/3 tegorocznej edycji i wiele wskazuje na to, że powtórki z rozrywki nie będzie – wystarczył jeden miesiąc a w czołówce już ścisk niemal tak duży jak w dolnych rejonach tabeli Ekstraklasy.
Przypomnijmy, jak to działa: co miesiąc wybieramy 50 najlepszych piłkarzy tego okresu na świecie, układamy w odpowiedniej kolejności – na szczycie ląduje kozak nad kozakami – a poszczególnym pozycjom przypisane są punkty. 50 za miejsce pierwsze, 49 za drugie, 48 za trzecie… i tak dalej, aż do wyczerpania zapasów. Następnie punkty sumujemy i w ten sposób wyłaniamy tych najlepszych na przestrzeni 12 miesięcy. Proste.
Kwiecień. Wielkie spektakle w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Finiszujące rozgrywki ligowe. Gdzieniegdzie rozstrzygnięcia w krajowych pucharach. Jedna ważna sprawa – kolejkę rozgrywaną na przełomie kwietnia i maja w całości wliczyliśmy do dorobku z tego miesiąca. Było z czego wybierać, kilku piłkarzy, którzy mieli za sobą bardzo dobry miesiąc trzeba było skreślić, bo oni mieli jeszcze lepszy…
Jak zwykle były ciężary z tym, że trzeba było porównać gości, którzy grają na kilku frontach z tymi, którzy mogą skupić się już tylko na lidze. Ładujących na potęgę w słabszych rozgrywkach z tymi, którzy mierzą się tydzień w tydzień z najlepszymi. Obrońców z pomocnikami, bramkarzami, napastnikami. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo! Prawdziwe schody pojawiają się jednak dopiero później, gdy jakoś godzić trzeba było największe gwiazdy…
Rykoszetem oberwało mu się, gdy fani Liverpoolu protestowali przeciwko wysokim cenom biletów. Płacić 77 funtów, by oglądać w akcji gości pokroju Jamesa Milnera? No absurd! Jednak ostatnio cały Liverpool zrobił sporo, by kibice nie musieli żałować wyłożonej gotówki, a doświadczony Anglik stał się jedną z głównych twarzy tej rewolucji. Już wcześniej wysyłał pozytywne sygnały, a teraz – asystuje aż miło. Połowa jego dorobku na tym polu pochodzi właśnie z kwietnia.
Nie zostanie – przynajmniej nie w tym sezonie – mistrzem Anglii, ale ciągle liczy się w walce o koronę króla strzelców. No dobra, trzeba to ująć precyzyjniej – na razie prowadzi w tej klasyfikacji z dwoma golami przewagi nad Sergio Aguero i raczej nie zamiaru wypuścić trofeum z rąk na ostatniej prostej. Jasne, Argentyńczyk w lidze również trafia jak natchniony – szykuje się więc piękny, korespondencyjny bój. Ostatnio Kane strzelał Liverpoolowi, Stoke City i Chelsea, teraz pora na Southampton oraz Newcastle United. Cała Anglia patrzy, bo po raz ostatni ich rodak był najlepszym strzelcem Premier League… 16 lat temu.
Buty Carlosa Bakki, w które wskoczył, nie okazały się zbyt duże – sprawdził się doskonale w roli strzelby numer jeden. Jeszcze tylko dwa trafienia i wyrówna dokonania strzeleckie Kolumbijczyka z zeszłego sezonu. Ma trochę czasu, by je zdobyć, bo również prowadzi Sevillę do triumfu w rozgrywkach Ligi Europy. W kwietniu sporo pisało się, że jego usługami interesuje się Barcelona, nigdy nie jest za późno na dużą karierę. I pomyśleć, że w reprezentacji Francji po raz ostatni zagrał w 2012 roku. Cóż za marnotrawstwo!
Był już po drugiej stronie rzeki, bo chyba tak należy określić sytuację, w której nawet w rodzinnym klubie tracił zwolenników. Pamiętacie pewnie, co się mówiło – jeśli tu, pod okiem akurat tego trenera nie zacznie strzelać, to pozostanie mu już tylko odcinanie kuponów. Trochę to trwało, ale jednak okazało się, że jeszcze za wcześnie na egzotyczne podróże czy mniejsze kluby – Torres wciąż może coś znaczyć w dużej piłce. Wziął na siebie ciężar strzelania, który wcześniej leżał głównie na barkach Griezmanna. Jego zachowanie z meczu z Barceloną mogło sporo kosztować, ale koledzy podołali. Ujmijmy to tak – odwdzięczyli się za wkład Torresa w ostatnie sukcesy.
Pan Profesor jednak nie wybiera się na zasłużoną emeryturę, choć był już przecież moment, w którym wykładał sporadycznie. Ciągle widać ogromną pasję. Czaruje na pohybel fanom zaglądania piłkarzom w metryki i trenerowi, z którym nie jest mu po drodze. Kto by pomyślał, że ledwie kilka tygodni po wielkim wybuchu gwiazdora i natychmiastowej reakcji jego szefa, Totti będzie na ustach wszystkich za sprawą ciągnięcia wózka z napisem „AS Roma”. Dostaje minuty, ale wyciska z nich absolutne maksimum. Która to już młodość gościa, któremu za kilka miesięcy stuknie 40-stka? Jakie miny muszą mieć ci, którzy od dawna doradzają mu: „odejdź, póki jesteś na szczycie”. Po meczu Romy z Torino, w którym Totti zapewnił swojej drużynie wygraną (dwa gole w ciągu trzech minut), Giampiero Ventura rzucił: „to godne filmu”. Zdecydowanie.
Leicester zaliczyło ostatnio sukcesy na wielu frontach, również tym transferowym, ale władze klubu bezbłędne nie były. Nie doceniły sprowadzanego za 9 milionów euro Kante i wpisały w jego kontrakt klauzulę wynoszącą „tylko” 25 milionów euro. Niby 16 milionów zysku piechotą nie chodzi, ale przecież Francuz wskoczył na taki poziom, że szóstkę mogłaby spokojnie poprzedzać dwójka zamiast jedynki, a kto wie – może i nawet trójka. Ale nawet nie o pieniądze tu chodzi, przecież zatrzymanie Kante na boje w Lidze Mistrzów byłoby wymarzonym scenariuszem, a tak – wielcy mają ułatwione zadanie. Chętnych na przejęcie króla środka pola jest wielu.
O jego walce o koronę już wspomnieliśmy, więc w tym miejscu możemy podzielić się pewną wątpliwością. Nie odkrywamy rzecz jasna Ameryki, pewnie sami to zauważyliście – jest problem, gdy patrzy na niego cały świat, a nie tylko fani Premier League. Wtedy, gdy trzeba udowodnić swoją wielkość np. w kluczowych fazach Ligi Mistrzów, on robi za szaraczka. Status postrachu bramkarzy w widowiskowej lidze to świetna sprawa, ale przecież Aguero to gość z potencjałem na jeszcze wyższą półkę.
Rekord Serie A pobity, ale osiągnięcie tego celu nie mogło być równoznaczne ze spuszczeniem z tonu. Nie w przypadku tego człowieka. Niby tytuł mistrzowski Stara Dama i tak by w końcu przytuliła, ale po co czekać – Buffon bardzo dobrą grą przyczynił się do tego, że w Serie A jest już pozamiatane. Dał się pokonać tylko piłkarzom Fiorentiny i Milanu, ale i tak zagrał przeciwko tym ekipom brawurowo. Nawet jeśli czasami zdarza się kibicom wyolbrzymiać zasługi chodzącej legendy, to ma to swój urok. I wszystko wskazuje na to, że jeszcze trochę potrwa ta piękna historia, bo Włoch karierę planuje zakończyć dopiero po sezonie 2017/18.
Jak w przypadku Aguero… ale oczywiście w odniesieniu tylko do tego miesiąca (i nielicznych przypadków z przeszłości). Sprawił zawód w najważniejszych kwietniowych meczach. Do awansu do półfinału Ligi Mistrzów zdecydowanie zabrakło błysku jego geniuszu. Sprawdził się za to w roli strażaka – gdy trzeba było gasić pożar w lidze, zrobił swoje, w obliczu jego gry znów lekko zwariowały algorytmy Squawki i innych tego typu portali. Wciąż ma swoje do wygrania w tym sezonie, wciąż – nieco uprzedzając – jest liderem naszej klasyfikacji, ale przewaga stopniała, a i pozycję wyjściową w następnym miesiącu ma trochę gorszą niż główny konkurent.
Cytując klasyka – jest jak bulterier, jak wściekły byk i jak Tommy Lee Jones w Ściganym! A przy tym potrafi zaczarować tak, że szczęki opadają nam do samiutkiej ziemi. Za chwilę zapomnimy o jakichś 95% zagrań z tej edycji Champions League, ale o jego bramce z Bayernem pamiętać będzie jeszcze bardzo długo. Asysta z Barcą – eufemistycznie rzecz ujmując – brzydka też nie była. 21 lat! Jeśli w takim wieku depcze po piętach najlepszym na świecie na swojej pozycji, to aż strach pomyśleć gdzie będzie za kilka sezonów.
A skoro już przy najlepszych na świecie jesteśmy – widzieliście, co ostatnio wyczynia Pan Piłkarz Pogba? Gigant! Końcówka sezonu, siłą rzeczy w poczynania piłkarzy wkrada się pewien marazm, ale z nim na nudę narzekać nie można. Fantazję wyniesioną z czasów gry na ulicy prezentuje również na salonach. Ostatnio zapowiedział, że chce zostać najlepszym pomocnikiem w historii – długa droga przed nim, ale ktoś taki musi mierzyć tak wysoko, jak tylko się da.
Każdy widzi, jak jest – Bale generalnie nie prezentuje się jak na najdroższego piłkarza świata przystało. Oczywiście przeszkadzają mu w tym też urazy. Ale gdy jest zdrowy i złapie ten swój rytm – ratuj się, kto może. Jego statystyki może i na kolana nie rzucają, ale nie mówią też bardzo ważnej rzeczy – Walijczyk bierze na siebie ciężar w newralgicznych momentach. Takiego Bale’a nikt z Realu wypychać nie będzie, a umówmy się – sugestii, że prędzej czy później powinien zmienić otoczenie nasłuchał się w ostatnich miesiącach chyba więcej niż komplementów.
Czy łatwo jest być bramkarzem Atletico Madryt – drużyny, która niemal do perfekcji opanowała sztukę bronienia dostępu do własnej bramki? Jedni powiedzą, że oczywiście – przecież zdarzają się mecze, po których Oblak nawet nie musi iść pod prysznic. Ale z drugiej strony – są też minusy. Mniej okazji do wykazania się, co może też oznaczać problemy z zachowaniem koncentracji. Tak czy siak Oblak ze swoich obowiązków wywiązuje się z nawiązką. Ostatnio roboty miał trochę więcej niż zazwyczaj, ale specjalnie go to nie ruszyło. Zatrzymać Barcelonę i Bayern w ciągu miesiąca? Marzenie każdego golkipera. W Atletico niedawno był de Gea, potem Courtois, ale Słoweniec nie musi mieć kompleksów względem swoich poprzedników.
Selekcjoner reprezentacji Szwecji ostatnio rzucił, że jego reprezentacja na Euro praktycznie nie ma szans wyjść z grupy. Jednak Belgowie, Włosi i Irlandczycy raczej nie dopisują sobie z góry trzech punktów za mecz z ekipą, w której grać będzie Ibra w takiej formie. We Francji wyczynia cuda, wyrósł ponad Ligue 1 tak zdecydowanie, że na tamtejszych boiskach może czuć się trochę jak w ogrodzie w towarzystwie krasnali. Zapewnił trzy wygrane w lidze, awans do finału Pucharu Francji, zabrakło tylko spełnienia w Lidze Mistrzów. Wszystko to w wieku 34 lat, mistrz.
50 spotkań we wszystkich rozgrywkach, 23 gole i 32 asysty. Przyznajcie się, ale tak szczerze – kto się spodziewał, że stać go na wykręcanie tak zawrotnych liczb? Lasu rąk w górze się nie spodziewamy. Ormianin to twarz nowej Borussii Dortmund. Dynamiczny i spektakularny, a przy tym pieruńsko dokładny. Jego drużyna z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w walce o tytuły i puchary, a wydaje się, że z nim jest tak samo, choć przebicie takiego sezonu może się nie mieścić w głowie. W kwietniu nie zaliczył ani jednego pustego przelotu. Strzelał/asystował za każdym razem, gdy pojawiał się na boisku.
Diego Simeone zachwyca się jego grą, mówi, że im dłużej jest na Vicente Calderon, tym coraz bardziej drużyna staje się uzależniona od zagrań Koke. Niby to tylko typowe pitu-pitu, laurka dla świetnego piłkarza od świetnego trenera po dużym sukcesie, ale biorąc pod uwagę całą filozofię gry Simeone, Hiszpan ma prawo czuć się mocno wyróżniony. Tu chodzi przecież o zbudowanie maszyny, która będzie działać nawet po zastąpieniu każdego z trybów. Król asyst, który ostatnio mocno skonkretyzował działania, a przy tym pozostał widowiskowy.
Po meczu z Atletico nie krył frustracji, nie gryzł się w język. – Rywalizował brzydki futbol z najlepszym futbolem na świecie. Wygrał ten brzydki, co w naszym sporcie czasami się niestety zdarza. Atletico nie zasłużyło na finał. Jedyny raz, kiedy widzieli piłkę, strzelili gola – żalił się dziennikarzom. Może i są to słowa nie na miejscu, ale poniekąd potrafimy Vidala zrozumieć – akurat on jest w formie, która uprawnia go do dokonywania rzeczy wielkich, a taką z pewnością byłoby zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Dziś już nikt nie patrzy na niego w kategoriach transferowego rozczarowania. Zapewnia wielką intensywność, ma udział przy golach. Wielka klasa.
Deportivo La Coruna i Sporting Gijon. Dwa mecze w odstępie ledwie trzech dni. W pierwszym 4 gole i 3 asysty, w drugim – znów 4 gole. Niesamowicie rozstrzelał się Urugwajczyk, choć wcześniej – mimo dwóch trafień z Atletico – miał swoje problemy. Teoretycznie tylko wyżył się na niegroźnych rywalach, ale umówmy się – Barcelona przeżywała wtedy taki okres, że każda drużyna La Liga nagle stała się dla niej groźna. To on do spółki z Messim wyciągnął Barcę z marazmu. Trofeo Pichichi ma już na wyciągnięcie ręki.
W tym miesiącu zatrzymać go potrafiła tylko kontuzja. A pewnym krokiem zmierzał po tytuł najlepszego piłkarza. Bardzo udane El Clasico, które wprowadziło sporo zamieszania do Primera Division. Później walnie przyczynił się do zwycięskiego marszu Realu w lidze i przepchał Królewskich do półfinału Ligi Mistrzów. Taki Ronaldo może wszystko, zwyżka formy przyszła w najlepszym z możliwych momentów. Ma rację – już zapisał się w historii futbolu, ale niedługo – jeśli utrzyma formę – może w niej znaczyć jeszcze zdecydowanie więcej.
Zawsze blisko czołówki, nieustannie wymieniany w gronie tych, którzy „już za chwilę mogą…”, ale mimo wszystko – tu i teraz chyba trochę niedoceniany. Głupia sprawa – ile było pisania, że Francja zawieszając Benzemę, rezygnuje ze swojego najlepszego piłkarza? Patrząc na grę Griezmanna, można mieć poważne wątpliwości. Zresztą, sami Francuzi to własnie w nim widzą lidera tej reprezentacji – takiego, który przemawia głównie na boisku, a poza nim zarzucić mu można niewiele. Niewiarygodne, jaką metamorfozę przeszedł pod okiem Simeone, przecież w momencie transferu nikt nie upatrywał w nim głównej strzelby. Bez jego goli nie byłoby półfinału, nie byłoby dotrzymania kroku Barcelonie i Realowi w lidze.
***
I nasza wywoływana klasyfikacja generalna. Pierwsza czwórka już troszeczkę odskoczyła. Wracamy za miesiąc.