Spokojnie, za chwilę spuchną i wszystko wróci na swoje miejsce – stawiamy dolary przeciwko orzechom, że u każdego fana Bayernu Monachium – lub też Bayeru Leverkusen – w sezonie 2010/11 pojawiły się takie myśli. Życzenie dotyczyło rzecz jasna Borussii Dortmund, absolutnej rewelacji rozgrywek, którą na sam szczyt prowadził charyzmatyczny Juergen Klopp. I podczas tej drogi wbrew oczekiwaniom „nie spuchli” – patera za zwycięstwo w Bundeslidze trafiła właśnie na Signal Iduna Park. W tym sezonie narodziła się wielka drużyna.
Dziewięć lat – tyle czekali fani z Dortmundu na kolejny tytuł mistrzowski. Długo? Tak naprawdę ciężko powiedzieć. Z jednej strony mówimy przecież o klubie z dużymi tradycjami, marce, zwycięzcy Ligi Mistrzów. Z drugiej – ledwie sześć lat wcześniej Borussia stała na skraju bankructwa – trzeba było sprzedawać stadion, najlepszych piłkarzy, by w ogóle utrzymać się na powierzchni.
Gdy udało się ustabilizować finanse, można było pomyśleć o budowie silnej drużyny. Misję tę powierzono 41-letniemu trenerowi, który wcześniej zdążył już zapuścić korzenie w Mainz – spędził w tym klubie łącznie 18 lat najpierw jako piłkarz, a później trener. Klopp nie został gwiazdą trenerki z dnia na dzień. Przez pierwsze dwa sezony w Borussii szukał, eksperymentował. Efekty? Najpierw szóste, potem piąte miejsce na koniec sezonu Bundesligi. Dziś łatwo pisać piękną historię o pełnym zaufaniu i wierze w wizję tego człowieka, ale fakty są takie – w projekt pod nazwą „Borussia Kloppa” też kiedyś wątpiono.
Przed sezonem 2010/2011 na transfery wydano 6 milionów euro. Zdecydowana większość tej sumy to koszt sprowadzenia Roberta Lewandowskiego. Ale do Dortmundu zawitali wtedy też Shinji Kagawa, Łukasz Piszczek, Antonio da Silva, Mitchell Langerak, Moritz Leitner. Do pierwszego zespołu na stałe zaproszono również juniorów, którzy wcześniej zaliczyli jedynie epizody w dorosłej piłce – wśród nich był m.in. Mario Goetze.
Tyle jakości za 6 milionów euro! To mogło być jedno z najlepszych okienek w całej historii.
Okazało się, że nagle zespół, który miał sporo niedoróbek, stał się kompletny. Maszyna zaczęła pracować na nieosiągalnych dla reszty stawki obrotach. Weidenfeller bronił jak natchniony. Piszczek, Hummels, Subotić, Schmelzer byli skuteczni w pojedynkach zarówno pod swoją bramką, jak i pod polem karnym przeciwnika. No i dalej: Bender, Sahin, Kagawa, Grosskreutz, Błaszczykowski, Goetze, Lewandowski, Barrios. To najważniejsi ludzie Kloppa z tego sezonu, choć oczywiście nie można zapominać o tych, którzy odegrali mniejsze role – m.in. Santana, Kehl, Dede, Zidan, Feulner, Owomoyela czy da Silva.
Najmłodszy mistrz w historii Bundesligi (średnia wieku oscylowała w okolicach 23 lat). Kawał historii, w której bardzo ważny był udział Polaków. Lecz przede wszystkim początek czegoś wielkiego. Projektu, który przyniósł: kolejne mistrzostwo, dwa wicemistrzostwa, Puchar Niemiec, dwa Superpuchary, no i finał Ligi Mistrzów. Podłożono podwaliny pod wielki klub, praca Kloppa jest kontynuowana. W zasadzie wciąż nie spuchli.