Kojarzycie euforyczny rajd Jose Mourinho sprzed dwóch lat, kiedy oszalał po golu Chelsea z PSG? Dziś z miłą chęcią obejrzelibyśmy, jaką drogę po bramce w doliczonym czasie gry zaliczył Michał Probierz. Nagle, zamiast w strefie ławki rezerwowych, wylądował w objęciach piłkarzy na podeście tuż przy sektorze kibiców, potem przechadzał się jeszcze po murawie. Tak, Jaga dziś wygrała z Podbeskidziem w dwunastu.
Dopóki piłkarze nie będą grali ze słuchawkami w uchu, a trenerowi nie pozwoli się wnieść megafonu – takie sytuacje będą się zdarzać. Probierz, zdając sobie sprawę, że domowa porażka mocno wplącze go w grę o utrzymanie, stawał na głowie, by jego zespół nie przegrał. Przez 90 minut wrzeszczał zza linii bocznej, zwracał uwagę sędziom, instruował piłkarzy, wykrzykiwał kolejne komendy… Tak naprawdę, to gdyby komentatorzy wyszli z kabiny, nikt nie miałby prawa narzekać na przekazywaną odbiorcom treść.
Jagiellonia, mimo że strzeliła dziś trzy gole, na prowadzenie wyszła dopiero w 94. minucie. Jako pierwsza straciła bramkę, długo utrzymywał się remis, ale kwadrans przed końcem trafił do siatki Szczepaniak. Probierz miał wtedy prawo eksplodować: Świderski zdążył zmarnować setkę, Tomasik zaliczył najgorsze podanie weekendu, gdy chybił z zagraniem do niepilnowanego Mackiewicza. Gospodarze, zamiast zasłużenie wyjść na prowadzenie, dostali bramkę z niemałym jeszcze udziałem Tomasika.
Trudno było zakładać, że Jaga w takim momencie się podniesie. Najmocniej uwierzyli chyba Zubas, który w fatalnym stylu puścił uderzenie Vassiljeva z dystansu, i Pazio, którego Świderski ograł jak dziecko, a akcję wykończył Romanczuk.
Oj, to był naprawdę szalony mecz. To już nie chodzi o 32 strzały w kierunku bramki, z czego jedenaście celnych, czy naprawdę nieźle prezentującą się Jagiellonię. Zwrotów akcji było co niemiara, sami zawodnicy wskakiwali na indywidualne karuzele:
– Romanczuk, który został bohaterem ostatniej akcji, na początku meczu niepotrzebnie sfaulował w polu karnym Piacka,
– Mójta, który z rzutu karnego przyłożył z całej siły w sam środek bramki, permanentnie był ogrywany,
– Tomasik zawalił wymarzoną kontrę i przyłożył rękę do gola na 1:2, ale asystował Szymonowiczowi z rzutu rożnego,
– Zubas już zostawał bohaterem meczu, aż puścił uderzenie z dystansu Vassiljeva.
Podbeskidzie przed tą kolejką zajmowało miejsce nad strefą spadkową, ale swój mecz wygrał i Górnik z Zabrza, i Górnik z Łęcznej. Spotkanie w Białymstoku miało być dla piłkarzy trenera Podolińskiego przełomowe, czymś w rodzaju trampoliny. Ale zamiast się odbić, zespół pogrążył się jeszcze mocniej. Cztery mecze w rundzie finałowej i cztery porażki. Za chwilę możemy poznać pierwszego spadkowicza.