Reklama

Ruch jako nieśmiały gimnazjalista, Cracovia śladem Atletico

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2016, 21:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Zapowiadając spotkanie pomiędzy Ruchem a Cracovią, nastrajaliśmy się na ten wieczór dość pesymistycznie. I niestety – dzisiejsi bohaterowie spotkania nie zrobili za wiele, byśmy na kolejną konfrontację z ich udziałem czekali jak na szpilkach. Mamy bowiem za sobą 90 minut dość niemrawego futbolu, który co prawda trochę lepiej wyglądał po przerwie, ale i tak daleki był od tego by określić go mianem rozrywki. Ewidentnie nie tylko my byliśmy już myślami podczas majówkowego grilla.

Ruch jako nieśmiały gimnazjalista, Cracovia śladem Atletico

Pierwsza połowa była do bólu niewyraźna. Trochę nas teraz poniesie fantazja, ale jest piątek wieczór, początek długiego weekendu – wybaczcie więc za to śmiałe porównanie. Cracovia uwierzyła dziś chyba, że z Atletico Madryt może łączyć ją coś więcej, niż tylko wzór i kolor koszulek. Szybko do bramki po rzucie rożnym trafił Covilo i goście od razu przeszli do defensywy. Rozważnej, opanowanej obrony, szukając jednak okazji do tego, by zadać drugi cios. Formacje spokojnie przesuwały się od prawej do lewej strony, ktoś czasem wybił piłkę i w zasadzie to Ruch chyba ani razu nie wdarł się do szesnastki przyjezdnych tak, by choć przez sekundę zagrozić strzeleniem gola. Generalnie oglądając gospodarzy, czuliśmy się trochę jak na korytarzu w lokalnym gimnazjum. Po jednej stronie ładna laska, a gdzieś przy parapecie czający się podlotek, który może i chciałby zagadać, może i zaprosiłby do kina, ale jakoś tak nie ma przekonania. Snuje się wokół, puszcza jakieś sygnały, ale zupełnie nie ma pomysłu na to, jak wykonać ten decydujący krok.

Swoją drogą ktoś bardzo dobrze rozstawił dziś wokół murawy mikrofony, bo doskonale słychać było zarówno podpowiedzi piłkarzy, jak i uwagi sztabu szkoleniowego. I niech za pomysły na rozegranie akcje chorzowian posłuży tylko to, co usłyszeliśmy zaraz na początku meczu. “Dawaj, długa! Monet, jedziesz!”. I tak to mniej więcej wyglądało. Klepanka w obronie, odegranie przez Surmę, parę zrywów Podgórskiego, a poza tym – na chaos. Kompletny brak koncepcji.

Oj, musieli sobie jednak powiedzieć te parę mitycznych, mocnych słów w szatni gospodarze. Po zmianie stron wyglądali już o wiele lepiej, przede wszystkim zaczęli przyspieszać grę, próbować zagrań na jeden kontakt. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale w końcu dali okazję gościom, by ci wykazali się w defensywie czymś więcej niż odbijaniem piłki głową. Uaktywnił nam się Lipski, łokciami starał się rozpychać w szesnastce Stępiński, ale podopieczni Jacka Zielińskiego dziś imponowali znakomitym timingiem. Gdy parę razy wydawało się już, że któryś z zawodników Ruchu zdoła oddać strzał, to nagle znienacka piłkę wybijała wysuwająca się z gęstwiny nóg stopa. Cracovia umiejętnie się broniła i cierpliwie czekała na swoją okazję. Parę kontrataków rzeczywiście udało się wyprowadzić, a najbliżej pokonania Putnocky’ego był chyba Jendrisek, który w niezłej sytuacji huknął w boczną siatkę.

0:1 i jednak ostatecznie spory niedosyt, bo jak przekonaliśmy się w drugich 45 minutach – Ruch stać było dzisiaj na to, by zrobić coś więcej niż pogrozić palcem z większej odległości. To, co nas w tym wszystkim pociesza, to fakt, że zobaczyliśmy debiut 16-letniego Przemka Bargiela, który dziś zagrał nieco ponad 10 minut w barwach gospodarzy. Na boisko wszedł chłopak, który nie może sobie kupić jeszcze w sklepie piwa, a oprócz stresu związanego z pojawieniem się na boiskach Ekstraklasy, wciąż ma z tyłu głowy to, jak poszedł mu egzamin gimnazjalny. I wśród tych wielu doświadczonych ligowców, obok Surmy, Zieńczuka czy Szyndrowskiego, śmiało łapał piłkę i jako jeden z niewielu chciał coś szarpnąć indywidualnie. Brał na plecy rywali, szukał możliwości dryblingu lub strzału – jak na pierwszy raz, co najmniej przyzwoicie.

Reklama

ErMUio4

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...