Reklama

Nowość: w meczu Górnika to nie Górnik był żałosny!

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2016, 19:37 • 3 min czytania 0 komentarzy

266 dni spędzone w strefie spadkowej. Cały sezon dostawania w czapkę, cały sezon bycia pośmiewiskiem, cały sezon męczenia kibiców padaką typu powrót Janoty czy walenie po autach Korzyma. Wszystko po to, żeby odpalić w najwłaściwszym momencie. Tak to trzeba nazwać – Górnik odpalił. Trzy ostatnie mecze i siedem punktów dają jasny sygnał – jesteśmy w gazie, piłeczka jest teraz po stronie Bielska. To Górnik teraz jest króliczkiem, którego trzeba gonić. 

Nowość: w meczu Górnika to nie Górnik był żałosny!

Dziwią najbardziej dwie rzeczy:

a) Górnik zjadł swojego rywala ambicją,

b) podczas meczu wydarzyła się kompletna żenada i nikt z Zabrza nie maczał w tym paluchów.

O co chodzi? Eurosport zamiast Ekstraklasy zdecydował się dokończyć wyścig kolarski, przez co telewidzom przepadł praktycznie cały pierwszy kwadrans meczu. Żenada, kompletna żenada. Kibiców kolarstwa oczywiście rozumiemy – sami byśmy się wkurzyli, gdyby w kluczowym momencie meczu ktoś przerwał nam transmisję i puścił ping-pong. Dziś stracilibyśmy przez to przecudną bramkę Bilińskiego (stadiony świata) i heroiczną akcję Stebleckiego na wagę trzech punktów. Czyli jakieś trzy czwarte emocji.

Reklama

Eurosportowi polecamy, żeby takie wpadki notował na meczach typu Termalica – Korona (pamiętacie jaka nuda?), a nie na spotkaniach, które jakoś wyglądają (bo mecz był całkiem niezły) i kogoś obchodzą (bo nie co dzień się zdarza, że Górnik wychodzi ze strefy spadkowej). Jeśli przerasta was pokazywanie Ekstraklasy, to może zajmijcie się pokazywaniem pici-polo na małe bramki?

Szczerze? Podoba nam się ten odświeżony Górnik. Żurek pokazał, że ma – nomen omen – jaja, odsunął kilka świętych krów i… zrobiło to wyniki. O wiele bardziej wolimy oglądać takiego Kurzawę, który może i gorzej gra w piłkę, ale chociaż mu się chce niż jakiegoś zblazowanego Janotę. Przyjemniejsze jest patrzenie na luz Cerimagicia, któremu być może wystarczyło po prostu zaufać niż na walenie głową w mur dołującego wiosną Madeja. Górnik wyglądał naprawdę nieźle, ale ile razy w tym sezonie zabrzanie sprawiali dobre wrażenie, a koniec końców i tak rozdawali punkty? Dziś także wydawało się, że wszystko potoczy się jak zawsze. Że Górnik po raz 12533 w tym sezonie zremisuje. Że znów będziemy pisać, iż kiedy trzeba coś spieprzyć, tam na posterunku zawsze Górnik Zabrze.

Było tak: pierwsza połowa pod kompletne dyktando gospodarzy, ładna bramka Cerimagicia i kilka dość groźnych akcji, po których mogło coś wpaść. Po zmianie stron im bliżej końca meczu, tym Górnik bardziej oddawał pole gry czerpiąc wzorce z drużyny Simeone prosił się o bęcki. No i dostał gonga – Biliński walnął bramkę, która może okazać się rewolucyjna w leczeniu szczękościsku – nie da po niej nie rozdziawić gęby. Kamilu, nie sądziliśmy, że tak potrafisz i prosimy o więcej! Gdyby mecze wygrywało się dzięki wrażeniom artystycznym, zwycięzca mógł być dziś tylko jeden.

Ale zwyciężył Górnik. W samej końcówce meczu straceńczy rajd zaliczył Steblecki. Kto wie, czy ten gol nie okaże się kluczowy w walce o ligowy byt. Zabrzanie wyszli ze strefy spadkowej i jesteśmy pewni, że teraz będą punktować na tym poziomie. Podobną sytuację obserwowaliśmy jesienią – kiedy się przełamali, jakoś to poszło. Przestali, bo przyszła przerwa zimowa.

Podbeskidzie, do roboty. Czeka nas pasjonująca walka o utrzymanie.

gor1

Reklama

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...