Reklama

Urodziny Janusza Jojki – człowieka, który przeprowadził zamach na własną bramkę

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2016, 09:57 • 2 min czytania 0 komentarzy

„Fatalny błąd polskiego bramkarza, obchodzącego dzisiaj urodziny” – gdy dostanie się 20 kwietnia takie hasło w grze w skojarzenia, to można usiąść wygodnie, rozprostować nogi i odetchnąć. Prościzna – rzut oka w kalendarz i odpowiedź gotowa: Janusz Jojko w meczu z Lechią!

Urodziny Janusza Jojki – człowieka, który przeprowadził zamach na własną bramkę

Mecz barażowy Lechii Gdańsk z Ruchem Chorzów, sezon 86/87 – w 13 minucie przy piłce jest Jojko, zaraz ręką wznowi grę i rozpocznie kolejną akcje Niebieskich. Prawie nikt z widzów na niego nie patrzy, bo naprawdę są ciekawsze rzeczy do obserwowania na boisku, niż bramkarz wyrzucający piłkę – szansa, że popełni przy tym błąd jest jak jedna na milion. A jednak, wtedy boisko odwiedził ten futbolowy biały kruk, który będzie potem naczelną pozycją na kasetach „futbolowe jaja”. Bramkarz robi zamach, ale zamiast posłać gałę do jednego z obrońców, rzuca ją za siebie i ta wpada do bramki. Gdy ludzie ogarnęli już co się stało, trudno było nie wyjść z szoku – zgłupiał? A może po prostu ten mecz sprzedał?

Mimo wszystko, w drugą wersję wierzy niewielu. Jojko był dzieckiem Ruchu i trudno myśleć, że wbiłby mu nóż w plecy akurat wtedy, gdy ten walczył o utrzymanie. W świadomości kibiców i obserwatorów wygrywa wersja mówiąca o nieszczęśliwym wypadku – Jojko chciał zagrać do obrońcy, ale w ostatniej chwili zauważył napastnika stojącego na linii podania. Zawahał się, cofnął rękę, piłka mu uciekła i wleciała do bramki. W szatni zalał się łzami. Ta interpretacja wygrywa, choć są tacy, którzy nigdy jej nie przyjmą – jak na przykład Jacek Machciński, siedzący w tamtym meczu na ławce trenerskiej. Zna pan się na fizyce? To proszę mi powiedzieć, jakie siły muszą zadziałać, żeby stojąc tyłem do bramki, wrzucić sobie piłkę do własnej siatki? To nie było kuriozalne, to było niemożliwe! – opowiadał kiedyś Wojciechowi Todurowi z Gazety Wyborczej, w jego reportażu.

Szkoleniowiec ma prawo być rozżalony, bo to on podpisał pierwszy spadek Ruchu z ekstraklasy – Niebiescy przegrali tamto spotkanie 1:2, rewanż w tych samych rozmiarach i pożegnali się z elitą. Machciński z trenerki na najwyższym poziomie zrezygnował, po tamtych wydarzeniach wrócił do Łodzi i zajął się prowadzeniem sklepu, dla przyjemności prowadził okoliczne klubiki z miasta. Dla Jojki też już miejsca w Chorzowie nie było – odszedł do GKS-u Katowice.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...