Reklama

Status quo w Hiszpanii. Real i Barca gromią

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2016, 23:46 • 4 min czytania 0 komentarzy

A więc jednak – status quo zachowane. Wszelkie analizy przeprowadzane przed tą kolejką warto zachować i odkurzyć przed weekendem, bo nie zmieniło się prawie nic. Poza jedną kwestią, bo wreszcie wybudziła się Barcelona, która na Deportivo wyżyła się za wszelkie frustracje z ostatnich tygodni. Suarez rozszarpał ekipę Victora, po czym mógł zasiąść do oglądania (przynajmniej częściowo) starć głównych rywali. I uczucia – bohater dnia, czyli „El Pistolero” – będzie miał mieszane, bo wygrało i Atletico, i Real. A ci drudzy zrobili to w sposób zdecydowanie przekonujący. Aż chciałoby się powiedzieć – a’la Zinedine Zidane.

Status quo w Hiszpanii. Real i Barca gromią

Na Santiago Bernabeu przyjechał dziś Villarreal, czyli do typowania wyniku można było podchodzić dwojako. Z jednej strony ekipa Marcelino prawie zaklepała już czwarte miejsce, a na horyzoncie ma półfinały Ligi Europy z Liverpoolem. Z drugiej – to jednak klasowy, świetnie zorganizowany zespół, więc nawet oszczędzenie kilku kluczowych zawodników (Ruiz) nie powinno mieć wpływu na ich dyspozycję. Początek rzeczywiście na to wskazywał. Real z Zidane’m na ławce przyzwyczaił, że od pierwszego gwizdka rzuca się rywalom do gardeł, by jak najszybciej wybić im z głowy myśli o punktach. Dziś jednak Villarreal – co przytomnie potem zauważył Bruno Soriano – rozpoczął naprawdę rozsądnie. Wszystko się jednak posypało, gdy w 41. minucie Benzema wykorzystał dobitkę i strzelił na 1:0. Francuz w tym sezonie Primera División jest tym zawodnikiem, który zdecydowanie najczęściej (11 razy) otwiera wynik meczu.

Potem Real grał już swoje. Pełna kontrola, dominacja i przepaść w kulturze gry, jakby Królewscy mierzyli się z jakąś Granadą czy innym Gijón. Villarreal stworzył w zasadzie jedną groźną akcję, gdy Denis Suarez postraszył Keylora Navasa, ale to byłoby tyle. Real natomiast odpowiedział trafieniem człowieka, który nigdy nie zawodzi, czyli Lucasa Vazqueza, a wynik ustalił Modrić po – co istotne – dośrodkowaniu Danilo. Brazylijczyk grał dziś chaotycznie, nierówno, ale jednak spotkanie należy mu zapisać na plus, właśnie za tę asystę. Zizou natomiast przeżywa chyba najlepszy okres w swojej krótkiej trenerskiej karierze. Poprawił przygotowanie fizyczne – to raz, namówił do bardziej ofensywnej gry – to dwa, wygrywa prawie wszystko – to trzy. I chyba na tym ma właśnie polegać to słynne „efecto Zidane”.

***

Cztery gole i trzy asysty Suareza, 8:0 Barcelony, nawet Marc Bartra z bramką. To był perfekcyjny wieczór Barcelony, El Riazor okazało się wyjątkowo gościnne. Takiego wieczora potrzebowała Barca, przez ostatnie tygodnie bezsprzecznie pogrążona w kryzysie, ale po którym dziś nie było ani śladu. To był błyskawiczny powrót do fantastycznego grania, efektowne otrząśnięcie się z fatalnej passy. Trzeba powiedzieć – w ostatnim momencie, bo wpadka dzisiaj oznaczałaby już utratę fotela lidera pierwszy raz od niepamiętnych czasów, a tak Barcelona wciąż ma mistrzostwo w swoich rękach, nie musi się na nikogo oglądać.

Reklama

Mecz szybko golem otworzył Suarez, ale nie wprowadziło to spokoju w poczynania Barcelony. W pierwszej połowie Deportivo jeszcze machało szabelką, jeszcze próbowało podjąć rękawicę: dogodne szanse zmarnowali jednak Luis Perez i Borges. Najstarsza, najbardziej znana piłkarska maksyma o zemście niewykorzystanych szans sprawdziła się jednak, a Suarez dobił gospodarzy wykorzystując świetne podanie Messiego. Mecz w zasadzie się skończył, a zaczął festiwal Barcy jak za jej najlepszych meczów w tym sezonie: hurtowo stwarzane okazje, słaniający się na linach rywal, który w boksie dawno zostałby zniesiony do karetki, ale w futbolu musiał trwać i zbierać kolejne bolesne razy.

To 8:0 tylko z Deportivo, które już swój cel na ten sezon – utrzymanie – w zasadzie wykonało. Wciąż jednak jest to ósemka, która zawsze musi robić wrażenie. W Madrycie nie muszą tego wyniku odbierać z przesadnym niepokojem, wszystkie karty są wciąż na stole, pula do ugrania. Ale bezsprzecznie Luis Enrique i jego ludzie wysłali sygnał: wczasy się skończyły. Nie oddamy mistrzostwa, będziecie musieli o nie walczyć z nami na noże.

***

Screen Shot 04-20-16 at 10.48 PM

Rywal ma piłkę przez trzy czwarte czasu? Oddałeś tylko dwa celne strzały? Skupiasz się przede wszystkim na bronieniu dostępu do własnej bramki? To pewnie przegrałeś, co?

Otóż dla wielu drużyn byłyby to czynniki, które zdecydowały o porażce. Ale dla Atletico to rutyna, to scenariusz oswojony, który znowu zaprowadził ich po trzy punkty, diabelnie ważne trzy punkty, wydarte na San Mames. To jest Cholo, to są Los Colchoneros. 

Reklama

Zażarty bój wygrali po golu Torresa, którego Simeone przywrócił do świata żywych, a których strzela tak regularne, że tu i ówdzie pojawiają się głosy o powołaniu go na Euro. Wspaniale dorzucał niezastąpiony Griezmann, który – powiedzmy sobie jasno – jest jednym z najlepszych piłkarzy sezonu nie tylko w Hiszpanii, ale ogółem na kontynencie. W najbliższych miesiącach, jeśli te pójdą po jego myśli w Atletico i w kadrze, może doszlusować do ścisłej czołówki. W której piłkarsko być może już nawet jest, ale jeszcze potrzeba “spuchnąć” medialnie.

Atletico nie odpuszcza, Atletico przeskoczyło jedną z najtrudniejszych przeszkód, jakie stały przed nimi w La Liga, a potwierdzili dzisiaj wysoką formę. Problem jest tylko jeden, ale zasadniczy: kontuzja Godina, który bez dwóch zdań jest kluczowym graczem dla ekipy z Vicente Calderon.

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
3
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...