Wiele ryzykował Mariusz Rumak – wpakować się w Śląsk, który balansuje nad przepaścią i to w momencie, kiedy sezon wcześniej sam w tę przepaść spadł. Dwie degradacje w dwa lata? W CV plama trudniejsza do zmycia niż czerwone wino z białego obrusu. Ale póki co wychodzi, że wiedział co robi – usiadł do ekstraklasowego stołu niczym wytrawny pokerzysta, Śląsk nie przegrywa i jest coraz bliżej uratowania ligi.
Siła jego zespołu tkwi w prostocie – zespół nie szuka kwadratowych jaj, gra to, na co w tej chwili może sobie pozwolić. Pewnie nawet użycie sformułowania „jego zespół” jest nadużyciem – bo ile mógł zmienić w nieco ponad miesiąc? Po prostu sprawdził, jakim materiałem dysponuje i stara się z tego uszyć pozostanie w Ekstraklasie. Zobaczcie choćby drugą bramkę – z autu wrzuca Hateley, przedłuża to wysoki Dvali, a wszystko kończy Mervo. Pierwszy gol? Wysoki pressing, fatalnie gubi piłkę Góralski – zabiera mu ją Pich, dobiega do linii końcowej, wrzutka i znów wszystko kończy Mervo. Proste, ale skuteczne.
Ma Śląsk piłkarzy, których gra na dwa-trzy kontakty zazwyczaj nie przerasta: Morioka, Pich, Hateley, Gecov – do tego co jakiś czas potrafią zaproponować agresywniejszy pressing. Przed nimi biega ruchliwy Mervo – zawraca głowę obrońcom (spytajcie Szymonowicza), szuka wolnego miejsca i dzisiaj je znajdował.
Tak naprawdę Jagiellonia po pierwszej połowie była w grze tylko dzięki uprzejmości Abramowicza. Jeśli Rumak wchodząc do Śląska sporo ryzykował, to wystawiając tego bramkarza jest jak motocyklista na rajdzie Dakar bez kasku – da się przeżyć, ale różnie może być. Z jednej strony facet broni sam na sam z Cernychem i groźny strzał Vassiljeva, a z drugiej wypada mu z łap taki balon, który łapie pięcioletnia dziewczynka na festynie, w jednej ręce trzymając popcorn. Tak, wiemy – na ławce jest Pawełek… No, ale takie błędy sporo kosztują – podobnie było i tym razem, wpadkę Abramowicza na gola zamienił Vassiljev.
Jagiellonia chciała to podłączenie do tlenu wykorzystać – drugą połowę grała dużo lepiej, pierwsze 15 minut to było coś, ocierające się o wyraz dominacja. Jak zwykle ciągnął drużynę Vassiljev, ale chyba po prostu brakowało mu dzisiaj wsparcia – Cernych był niedokładny, Grzelczak też nie w sosie, zmiana Alvarinho wniosła trochę szumu, ale mało konkretów. A gdy te już były, to murem nie do przejścia okazywał się być… Abramowicz. Wyjął sam na sam z Alvarinho, instynktownie odbił strzał Cernycha z kilku metrów. A wcześniej prawie zabił się o słupek – zrozumieć tego gościa, trudna sprawa.
O kim jeszcze warto wspomnieć? O Morioce – facet kolejny mecz pokazuje sporą klasę, ma technikę i niezły przegląd pola, można wokół niego budować zespół na przyszły sezon. Ma dziś też gola – zebrał piłkę przed polem karnym, świetnie przyjął i jeszcze lepiej uderzył. 3:1. Pozamiatane.
Smutny to czas dla Jagiellonii – teraz też są trzeci, podobnie jak w zeszłym sezonie, jednak wtedy to podium było w grupie mistrzowskiej. Dziś nie mogą spoglądać z nadzieją w górę, ale bardziej z przerażeniem w dół – ich największy atut w walce o pozostanie w elicie, to beznadziejność obu Górników. Dla niedawnego brązowego medalisty, coś więcej niż szok.
ŚLĄSK WROCŁAW – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 3:1
ŚLĄSK: ABRAMOWICZ 4, ZIELIŃSKI 5, CELEBAN 6, KOKOSZKA 6, DVALI 6 – HATELEY 7, GECOV 5 (HOŁOTA) – GRAJCIAR 5 (DANKOWSKI), MORIOKA 6, PICH 6 (GOSZTONYI) – MERVO 8
JAGIELLONIA – DRĄGOWSKI 4, BURLIGA 4, SZYMONOWICZ 2, GUTI 3, TOMASIK 4 – GRZYB 3 (FRANKOWSKI), GÓRALSKI 3 (ALVARINHO 3), ROMANCZUK 4 – VASSILJEV 5 – CERNYCH 3, GRZELCZAK 4 (MYSTKOWSKI 3)
GOLE: MERVO X2, VASSILJEV, MORIOKA
ASYSTY: DVALI, PICH
KLUCZOWE PODANIA: HATELEY
GRACZ MECZU: MERVO
NA MINUS: SZYMONOWICZ
ŻÓŁTE KARTKI: GUTI, BURLIGA, TOMASIK
SĘDZIA: PIOTR LASYK 5/6
PEWNOŚĆ ABRAMOWICZA 2/5
PROFESOR HATELEY: 4/5
TECHNIKA MORIOKI: 4/5
ZAINTERESOWANIE MIESZKAŃCÓW MECZEM: 1/5
NAGRODA R-GOL-a: KLEJ DLA MATEUSZA ABRAMOWICZA (ŻEBY PEWNIE ŁAPAŁ BALONY)
Fot. 400mm.pl