Gaz, drybling, rajd jeden, drugi, strzał, wrzutka, wbijanie rywali w murawę… Gdyby ktoś parę tygodni temu powiedział nam, że zbitki tych słów będzie można użyć w kontekście Patryka Małeckiego (!) w jednym meczu (!!!), mógłby być pewny że zadzwonimy po biały kaftan bez rękawów, albo zapytamy gdzie zaparkował swojego DeLoreana. Tymczasem dziś kibice Wisły przeżyli prawdziwy flashback. Sentymentalną podróż do czasów, gdy „Mały” świętował mistrzostwo jadąc na jednym rowerze z Robertem Maaskantem.
Pawła Golańskiego bez korkociągu po tym jak Małecki wkręcił go w ziemię ciężko będzie odwieźć do Zabrza, a parę chwil później skrzydłowy wysadził też z butów Rafała Kurzawę i w zasadzie w pojedynkę załatwił Wiśle prowadzenie do przerwy. Zupełnie jakby przed meczem usłyszał śpiewane przy okazji każdego spotkania przez kibiców Górnika „zagraj, zagraj jak za dawnych lat”. I bardzo mocno wziął to sobie do serca. Co prawda gość z ksywką „Dziki” biegał po przeciwnym skrzydle, ale Rafał Boguski z pewnością nie będzie mieć nic przeciwko, jeśli tego wieczora jego pseudonim spocznie na Małeckim.
Kratę piwa powinien dla skrzydłowego mieć już przygotowaną Richard Guzmics, bo mimo że wynik wygląda na pewne zwycięstwo, to jego niechlujstwo przy stanie 1:0 mogło doprowadzić do katastrofy. W tym momencie inaczej straty punktów z Górnikiem odbierać nie można. W piątkowym Przeglądzie Sportowym można było przeczytać, że Węgier szykuje się już na Euro i pojedynki z Cristiano Ronaldo. I faktycznie – momentami jego myśli były chyba gdzieś w okolicach Lyonu, bo na pewno nie na boisku przy Reymonta. Takiej asysty, jaką zaliczył przy golu Gergela, wiosną Słowakowi nie posłał żaden z jego kolegów.
Dziś również się do tego nie kwapili. Znamienne były słowa Jana Żurka, który przed spotkaniem powiedział, że Górnik musi się przede wszystkim dobrze bronić. Założenia posypały się już w szóstej minucie i było widać, że optymistycznie nastawiony do postawy swoich obrońców Żurek raczej nie kwapił się z przygotowaniem bardziej odważnego planu B. Mimo że Dariusz Wdowczyk rozrysował na tablicy taktycznej coś kompletnie nowego, a jego zawodnicy momentami jakby gubili przez to orient, Górnik zwyczajnie nie chciał dać sobie pomóc.
Za to sam z pomocą Wiśle ruszył niezwykle ochoczo. Nawet, wydawało się rozgrywający dobre spotkanie Kasprzik, broniący raz za razem co się tylko dało, w kluczowym momencie dał ciała. Zachciało mu się kombinowania, wybił piłkę gorszą nogą prosto na głowę Boguskiego i dał Wiślakowi w prezencie asystę drugiego stopnia przy golu Ondraska. Tę pierwszego zaliczył oczywiście Małecki. Z boiska zszedł słysząc po raz pierwszy od niepamiętnych czasów swoje nazwisko skandowane przez kilka tysięcy kibiców Białej Gwiazdy.
I tak jak on zasłużył na każdy komplement, jaki po tym meczu usłyszy, tak zabrzanie w tym momencie zasługują tylko i wyłącznie na zakaz stadionowy za wrażenie artystyczne. Co najmniej dla połowy drużyny. W sumie nie posądzalibyśmy ich o taką samokrytykę, ale w zasadzie dziś praktycznie sami go sobie wypisali. Zakaz wstępu na ekstraklasowe boiska na cały, okrągły sezon 2016/2017.
Fot.Michał Chwieduk / 400mm.pl