– Oprócz Lewandowskiego znam dobrze Krychowiaka z francuskich boisk. Zrobił niesamowity postęp, ale z całym szacunkiem – pozycja numer 6 jest ważna, jednak wszystko kręci się wokół lidera absolutnego i jest nim Lewandowski. Lubię tak zbudowane zespoły z przywódcą sportowym, a wokół niego kilku zawodników na europejskim poziomie. Nie macie czego się wstydzić. Wyjazd do Francji może być dla was przyjemnym wydarzeniem. Polska to drużyna niemal kompletna. Zawsze mowa jest o czarnym koniu turnieju. Powiem tak – stawiam was wyżej niż Austrię – mówi w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym” Rolland Courbis, trener Rennes.
FAKT
Dziennik dotarł do Rollanda Courbisa, klubowego trenera Kamila Grosickiego, który… dementuje, że celowo „Grosik” siada czasem na ławie, żeby okazać się niezawodnym jokerem.
Jednak w Stade Rennes funkcjonował przez długi czas jedynie jako rezerwowy. Wyrobił sobie markę jokera.
Nie istnieje ktoś taki, jak joker czy superrezerwowy. To totalny zbieg okoliczności, że Kamil chodził na boisko i akurat zdobywał bramkę. Żadne cuda, jest po prostu dobrym piłkarzem. Po czasie zauważyłem, że zrobił postępy i ma odpowiednie umiejętności, żeby wystawiać go w podstawowym składzie.
Jak wytłumaczyć, że dopiero od niedawna Kamil ma tak dobre statystyki w klubie i reprezentacji?
Kamil jest wciąż młodym zawodnikiem. Według mnie najlepszy wiek dla napastnika to od 25 do 32-33 lat. Piłkarz staje się dojrzały, ale jednocześnie wciąż jeszcze dokłada coś do swojego wachlarza umiejętności – cały czas się rozwija. Kamil do tego zaaklimatyzował się we Francji. Im bardziej się nad tym zastanawiam, tym mam mniej wątpliwości. Tak, on musiał w końcu odpalić.
Interesujący fragment książki „Nawałka. Droga do perfekcji”. Nawałka latający z gołym fajfusem i straszący Azjatki – no, tego byśmy się nie spodziewali.
Ofiarą żartów stawał się też Nawałka. – Adam brał prysznic. Zaczęło się od jakichś żartów, ale końcu wypchnęliśmy go nagiego z łazienki na korytarz i zamknęliśmy drzwi na klucz. Dobijał się do nich, błagając, żeby otworzyć, ale zabawa była zbyt dobra, żebyśmy go posłuchali. Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk kobiety. Na tym samym piętrze mieszkała Azjatka, której nie spodobało się to, że goły Adam biega przed jej drzwiami – opowiada Marek Holocher, bramkarz Wisły.
Jasmin Burić proponował Krzysztofowi Kotorowskiemu… miejsce w bramce.
Czy da pan jeszcze zagrać w tym sezonie Krzysztofowi Kotorowskiemu?
Ostatnio po półfinale o Puchar Polski zaproponowałem mu, żeby zagrał przeciwko Legii na Stadionie Narodowym. Powiedziałem: „Kotor, wychodzisz na finał, zgarniasz puchar i jako zwycięzca kończysz karierę”.
I co on na to?
Śmiał się. Choć właściwie nie wiadomo jeszcze, czy on przestanie po sezonie grać w piłkę. Bo odkąd jestem w Kolejorzu, to już ze cztery razy kończył karierę. Ja w takim finale jeszcze miałbym okazję zagrać. Krzysiek zbliża się do czterdziestki, ja mam 29, więc zostało mi jeszcze co najmniej 11 lat grania. Żartuję czasami, że więcej w piłce przede mną niż za mną.
W Ruchu Chorzów wreszcie ktoś wpadł na to, że w obliczu problemów finansowych należy sprzedawać piłkarzy.
Lada moment na konto Ruchu ma trafić 18 mln zł pożyczki od władz miasta. Działacze Niebieskich dług chcą uregulować przede wszystkim dzięki sprzedaży najbardziej utalentowanych piłkarzy. W kwietniu ma przejść pierwsza transza (6 mln zł). Tyle też w Chorzowie chcieliby zarobić latem na Mariuszu Stępińskim (21 l.). – Napastnik ma zielone światło na transfer. Po sezonie prawdopodobnie pożegna się z zespołem. Już teraz musimy o tym pamiętać i szukać pomysłów, które zapewnią nam gole – przyznaje prezes Dariusz Smagorowicz (48 l.).
GAZETA WYBORCZA
„Wyborcza” zastanawia się dziś nad dwoma kwestiami. Po pierwsze, jak rośnie Ekstraklasa?
W 30 kolejkach 17 meczów wyprzedało się do ostatniego miejsca, ale to i tak znacznie więcej niż w poprzednim sezonie (dziesięć). Obecnie średnia wynosi ponad 9 tys., dwa razy więcej niż w latach 90. minionego wieku. – To wynik o 12 proc. lepszy niż w poprzednim sezonie – mówi “Wyborczej” Dariusz Marzec, prezes Ekstraklasy SA. Piątkowe spotkanie Legii z Lechem obejrzy drugi z rzędu komplet na stadionie w Warszawie. W sezonie zasadniczym na mecze Legii przychodziło średnio 19,4 tys. widzów, czyli 4 tys. kibiców więcej niż przed rokiem. Z kolei w Lechu całą jesień walczono z kryzysem drużyny, ale frekwencja (poniżej 18 tys.) spadła o ułamek procentu.- Pojawiają się głosy sceptyków, ale trend jest ewidentnie wzrostowy. Rekordami i wynikami, które zmieniają trendy, pokazujemy wszystkim, że dzieje się coś pozytywnego. Najlepszymi ambasadorami ligi są osoby, które już chodzą na stadion. Jeśli stworzy się im jak najlepsze warunki do oglądania meczów, to ściągną kolejnych – mówi Marzec.
Czy Barcelona dźwignie się z kryzysu?
Porażki Barçy zawsze wypomina się Leo Messiemu. Że biega więcej jedynie od bramkarzy. W środę przez 45 minut nie zaistniał w akcji ofensywnej, Barcelona grała tak, że częściej piłkę rozgrywał golkiper Marc–André ter Stegen. Argentyńczyk zwrócił na siebie uwagę raz, gdy powalczył z Yannickiem Ferreirą Carrasco na swojej połowie. Spekuluje się w hiszpańskich mediach, że ma jakieś dolegliwości mięśniowe, które od miesiąca utrzymywane są w tajemnicy. Dość usprawiedliwień. Zdaniem komentatora barcelońskiego “Sportu” problem leży nie w jednej przegranej, ale w zaprzedaniu własnego stylu. Rzeczywiście na Vicente Calderón w kluczowym momencie sezonu zobaczyliśmy najgorszą wersję drużyny Luisa Enrique. Po rekordowej serii 39 spotkań bez porażki, gdy Messi, Neymar, Suárez i reszta unosili się nad ziemią, nagle wszystko zaczęło się walić. Porażki z Realem i Sociedad w lidze zburzyły pewność siebie drużyny wyglądającej na nietykalną. Katalończycy stawiali sobie ekstremalnie wysoki cel. Nie tylko jako pierwsi od czasów Milanu Arrigo Sacchiego chcieli obronić Puchar Europy, ale mieli chęć na obronę potrójnej korony, czego nie dokonał nikt. Plan był obarczony ogromnym ryzykiem, nie ma w nim miejsca na słabości i minikryzysy. Tymczasem w ostatnich pięciu meczach średnia goli Barçy spadła do jednego. Wygląda, jakby podczas triumfalnego marszu rywale prześwietlili wszystkie sekrety Katalończyków. Atlético poprowadziło mecz, jak chciało. W pierwszej połowie Barcelona miała piłkę przez 72 proc. czasu, by zaledwie raz dotknąć ją w polu karnym Jana Oblaka.
SUPER EXPRESS
Andrzej Juskowiak diagnozuje problem Lecha: nie ma klasowego snajpera, a Nicki Bille to na pewno nie ten kaliber.
– Dla Lecha to ogromny problem, brakuje tam typowego egzekutora – analizuje Juskowiak. – Nicki Bille Nielsen strzelił w ostatniej kolejce gola Górnikowi Łęczna, ale powinien wbić trzy. To nie jest typowy napastnik, biega po całym boisku i często brakuje go w polu karnym – mówi. W kadrze są jeszcze Marcin Robak (33 l.), który z powodu kontuzji stawu skokowego ostatni mecz rozegrał pół roku temu, oraz powracający po kontuzji pleców Dawid Kownacki. – Dawida żal najbardziej, bo w tym wieku powinien błyszczeć najjaśniej, a częściej leczy kontuzje. To typ napastnika, z którym obrońcy mają wiele problemów. Jest zdecydowany, umie odnaleźć się w polu karnym. W takich meczach jak z Legią często rodzą się wielkie kariery, a jeśli tylko Dawid będzie zdrowy, to powinien udźwignąć presję – przewiduje “Jusko”.
W „Superaku” znajdziemy też przejmującą historię Rafała Kośca, piłkarza Polonii, który spadł ze schodów i uszkodził kręgosłup.
Kosiec, który jest podstawowym piłkarzem “Czarnych Koszul”, doznał niegroźnego urazu łokcia i zszedł z boiska. Wbrew temu, co pisały inne media, wydarzenia na boisku nie miały wpływu na to, że piłkarz jest obecnie częściowo sparaliżowany. – Po powrocie do domu zorientowałem się, że zapomniałem czegoś z auta. Zbiegałem po schodach, potknąłem się i poleciałem głową do przodu. Straciłem przytomność, a gdy się ocknąłem, nie mogłem się ruszać – relacjonuje nam Kosiec.Po przewiezieniu do szpitala zrobiono mu tomografię, która jednak nie wykazała przyczyn paraliżu ciała. Dopiero rezonans pokazał, jak poważny to uraz. Diagnoza – dyskopatia i dwa wysunięte kręgi, które spowodowały naruszenie rdzenia kręgosłupa. Lekarz nie miał wątpliwości, że Kosiec musi przejść poważną operację, bo groziło mu kalectwo, a nawet śmierć.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
W „PS” kontynuacja wywiadu z Rollandem Courbisem. Trener Grosika w samych superlatywach wypowiada się o naszej reprezentacji.
Jak pan go przekonał, żeby został i podpisał nowy kontrakt?
Powiedziałem, że dam mu więcej minut na boisku i będzie mógł się wykazać. Gdy przyszedłem do klubu, potrzebowałem czasu na obserwację. Po 2-3 tygodniach wiedziałem, że Kamil zasługuje na szansę. Teraz mogę powiedzieć, że to jeden z moich najważniejszych zawodników. Może nie jest takim typem piłkarza, żeby grać od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty, ale jest ważnym ogniwem zespołu. Proszę pamiętać – Courbis dba nie tylko o Grosickiego. Courbis dba o siebie, o swoje wyniki, o wyniki Rennes. Muszę zarządzać całym zespołem. Kamil też to musi zrozumieć.
(…)
To bardzo ciekawa i intrygująca drużyna, mogąca sprawić niespodziankę we Francji. Mówię to z absolutnym przekonaniem. Nie dlatego, że przyjechał polski dziennikarz i trzeba powtarzać te formułki.
Może pan trochę przesadza. Jesteśmy aż tak mocni?
Nie widzę większych słabych punktów w reprezentacji Polski. Dobrze to funkcjonuje. Oprócz Lewandowskiego znam dobrze Krychowiaka z francuskich boisk. Zrobił niesamowity postęp, ale z całym szacunkiem – pozycja numer 6 jest ważna, jednak wszystko kręci się wokół lidera absolutnego i jest nim Lewandowski. Lubię tak zbudowane zespoły z przywódcą sportowym, a wokół niego kilku zawodników na europejskim poziomie. Nie macie czego się wstydzić. Wyjazd do Francji może być dla was przyjemnym wydarzeniem. Polska to drużyna niemal kompletna. Zawsze mowa jest o czarnym koniu turnieju. Powiem tak – stawiam was wyżej niż Austrię.
Tekst zapowiadający mecz Legii z Lechem – w Warszawie zimą zagrali va banque.
Każdy zachwyca się jakością transferów dokonanych przez legionistów zimą. Właściciele Legii nie ukrywają, że podjęli ryzyko finansowe, powiększyli budżet płacowy, zagrali va banque i czekają, czy inwestycje okażą się trafione. To prosty rachunek – lepsi piłkarze to nie tylko wyższe prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu, ale też lepsza frekwencja, czyli przychody z biletów, z dnia meczowego. Ostatnie lata pokazały, że kibice stołecznego klubu chętnie wydają pieniądze, ale pod warunkiem, że mają na co popatrzeć Inwestycje ponad stan opłacą się jedynie w przypadku, kiedy 15 maja na szyjach legionistów zawisną złote medale. To niby oczywiste, bo trudno wyobrazić sobie inny scenariusz, ale przecież nasza liga jest tak nieprzewidywalna, że wymyka się z ram logiki. Oczywiście Legia budowana jest na zbyt solidnych fundamentach, by nawet większe tąpnięcie spowodowało problemu. Klub sobie poradzi nawet w przypadku, w którym zaistnieje potrzeba załatania dziury w budżecie transferem któregoś zawodników.
Michał Pazdan kaja się i szczerze przyznaje, że nie jest zadowolony ze swojej formy.
Ostatnio pirania nie ma ostrych zębów, tylko nieco stępione.
Na pewno nie chowam głowy w piasek. Zdaję sobie sprawę, że przyzwyczaiłem kibiców do lepszej gry. Sam od siebie wymagam dużo więcej, bo wiem na co mnie stać. Cieszę się, że do końca sezonu pozostało jeszcze 8 meczów. W nich tak naprawdę trzeba pokazać charakter.
Jesienną postawą wysoko zawiesił pan poprzeczkę.
Z jednej strony tak, ale w futbolu liczy się to co jest tu i teraz, z tego jesteśmy rozliczani. Nie lubię rozpamiętywać, wolę skupić się na pracy, która jest przed nami do wykonania.
Czuje pan, że forma nie jest optymalna?
Przede wszystkim jest stabilna. Obrońców rozlicza się z powtarzalności. Wiosną miałem kilka słabszych występów, ale i lepszych, jak mecz z Lechem czy w reprezentacji z Finlandią.
Z kolei Jasmin Burić narzeka na reformę, mimo że dzięki niej jego Lech ma jeszcze o co walczyć.
Wiem, że regulamin jest dla nas korzystny, ale… dziwny. Bo przecież może być taka sytuacja, że drużyna, która cały sezon ma wyraźną przewagę, nie wstrzeli się w ostatnich siedmiu kolejkach z formą i straci wszystko, co do tej pory ugrała. Ta reforma jest dziwna, ale OK – takie są zasady i trzeba je szanować.
Traktujecie piątkowy mecz jako rewanż za niedawne 0:2 z Legią?
Nie możemy podchodzić do rywalizacji tylko jak do rewanżu. Bo co nam da pokonanie Legii w piątek, udowodnienie wyższości, jeśli przegramy pięć kolejnych meczów? My wiemy po prostu, że te trzy punkty mogą nam wiele dać, być trampoliną na następne kolejki. Wiem jedno – legioniści muszą, natomiast my możemy. Zostaliśmy już pogrzebani i teraz mamy okazję udowodnić, że nie powinniśmy być tak szybko skreśleni z walki o czołowe lokaty.
Wydaje się, że Bence Mervo wygryzie na dłużej ze składu Kamila Bilińskiego. Umówmy się, poprzeczka nie jest zawieszona zbyt wysoko, ale za Szukiełowicza Węgier nie grał, bo… nie był jego człowiekiem.
Na początku miał ciężkie życie w Śląsku. Stał się mimowolną ofiarą wojny między władzami klubu, a trenerem Romualdem Szukiełowiczem. Jeszcze zanim Węgier pojawił się we Wrocławiu, Szukiełowicz storpedował m.in. przedstawioną mu przez zarząd kandydaturę Adama Nemca (obecnie Willem II Tillburg). Piłkarz, który strzelił trzy gole dla reprezentacji Słowacji w eliminacjach EURO 2016 i prawdopodobnie pojedzie na finały do Francji był dla trenera za słaby, bo „strzelał tylko Macedonii i Luksemburgowi”. O dziwo, niejaki Aleksandyr Kolew zdaniem Szukiełowicza już się nadawał, choć w porównaniu do Nemca CV miał żenujące. Oczywiście „czystym zbiegiem okoliczności” było, że Kolewa podsunął trenerowi ten sam menedżer, który wcześniej umieścił w klubie Ihora Tyszczenkę, dziś wegetującego w rezerwach jako piłkarz nieprzydatny. (…) Tuż przed końcem lutego władze klubu przywiozły więc ze Sionu kolejnego „swojego” w osobie Mervo. Rozdrażniony Szukiełowicz stwierdził, że „ten chłopczyk się nie nadaje” i… ani razu nie zabrał go nawet do kadry meczowej.
Ciekawy sposób na motywację obrała szatnia Zagłębia. W widocznym miejscu wisi zdjęcie ośnieżonej góry, każdy kolejny krok w górę jest na nim szybko zaznaczany.
– To dlatego tak trudno wam namówić piłkarzy na jakiekolwiek deklaracje, że Zagłębie gra o puchary. Nastawiamy się mentalnie tak jak himalaiści. Gdyby wspinacze na K2 myśleli o szczycie będąc na pięciu tysiącach metrów, mogliby tam nie dotrzeć wcale, bo nie byliby należycie skoncentrowani na tym, co jest tu i teraz. Celem jest kolejny obóz w pewnym bezpiecznym miejscu – tłumaczy psycholog Zagłębia Paweł Habrat, który, co podkreśla trener Stokowiec, jest dla niego równie ważny jak trenerzy od taktyki, techniki i motoryki. Współpracę zaczęli jeszcze w sezonie 2012/13 w Polonii Warszawa, kiedy obecny szkoleniowiec lubinian obserwował zza linii bocznej rzadkie widowisko: oto w czterech kolejnych meczach sędziowie dyktowali dla jego drużyny po rzucie karnym i żaden (!) nie został wykorzystany. Uznał, że jego zawodnicy potrzebują psychologa.
I tak kooperują z Habratem do dziś. Do tego stopnia, że ten ostatni ma udział w procesie treningowym. To z jego inicjatywy Stokowiec pozwolił każdemu piłkarzowi Zagłębia wybrać po kilka elementów, w których zainteresowany chciałby się dodatkowo doskonalić. (…) Piłkarze mają loginy do specjalnej platformy on-line z ćwiczeniami pozwalającymi poprawiać koncentrację czy opanowanie, na przykład ćwiczeniami oddechowymi. Wiele jest punktowanych, dzięki czemu gracze mogą porównywać soje wyniki. Zawodnicy mają nawet wypracowane wzorce zachowań w przełomowych momentach meczu, żeby po zdobyciu czy stracie bramki nie utracić koncentracji.
W „Chwili z…” Iza Koprowiak przepytała Cezarego Kucharskiego. Menedżer ze szczegółami opowiada o relacji z „Lewym”.
Kiedy po raz pierwszy zobaczył pan Roberta Lewandowskiego?
Pomagałem piłkarzowi, który miał przejść testy w Jagiellonii. Zanim jednak pojechał do Białegostoku, poprosiłem prezesa Znicza, by trzy dni mógł potrenować w Pruszkowie. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Lewego. Miał niecałe 20 lat. Był nieufny, ale zacząłem mu pomagać. Kiedy Znicz chciał przedłużyć umowę, przekonałem go, żeby się nie zgadzał. Przełomowy w naszych relacjach był transfer do Lecha. Powtarzałem mu: „Dziś widzisz tych piłkarzy w telewizji, patrzysz na Reissa, Murawskiego, Bosackiego, masz wrażenie, że są od ciebie lepsi. Ale po tygodniu treningów uwierzysz, że możesz być tam gwiazdą”. Po dwóch tygodniach był pewny, że sobie poradzi.
Jaka relacja łączy was dzisiaj?
Mam wrażenie, że coś więcej niż agent – zawodnik. Po tylu latach, tak wielu doświadczeniach, mam przekonanie, że jest bardzo silna.
(…)
Spełni pan każdą prośbę Lewandowskiego? Telefon ma pan włączony non stop?
Całą dobę, dla każdego z moich piłkarzy. Kiedyś Lewy zadzwonił do mnie z prośbą, żebym kupił mu skuter wodny. Odpowiedziałem, że nie ma szans. „Dlaczego?” – spytał zdziwiony. Spokojnie wytłumaczyłem, że uważam to za zbyt niebezpieczny sprzęt i nie przyłożę do tego ręki. Kupił sam.