Empoli już prawie zapomniało, jak wygrywa się mecze. Od ostatniego momentu, w którym piłkarze Marco Giampaolo opuszczali plac z tarczą, dokładnie dzisiaj stuknęły trzy miesiące. Nie było innego wyjścia, jak w ten parszywy jubileusz wyrwać się z kajdan klęski, choć zadanie na pierwszy rzut oka mogło wydawać się niewykonalne – w końcu przyjechała do nich Fiorentina. Na szczęście lwią część sprawy załatwił Piotr Zieliński. Jego zasługi to: kluczowa długa piłka w kierunku Maccarone przy pierwszym golu i trafienie na 2:0 w końcówce.
Jednak zanim Piotrek postanowił złożyć aplikację do miana bohatera tego spotkania, sprawiał wrażenie piłkarza oszczędnego, schowanego nieco w cień i raczej nie kwapiącego się do wzięcia ciężaru na swoje barki. Raz na jakiś czas zdarzył mu się jakiś odbiór, innym razem klepka z kolegą będącym w pobliżu. Ale już za jazdę do przodu brali się Daniele Croce czy Riccardo Saponara – przeważnie ze średnim skutkiem. W końcu zaryzykował: długie podanie z prawej strony na pojedynek główkowy dla Massimo Maccarone, które Włoch przegrał, ale piłkę natychmiast zebrał Pucciarelli, położył sobie Gonzalo Rodrigueza i strzelił. Czyli odważna próba Piotrka opłaciła się.
Po wyjściu na drugą część nasz reprezentant nieco bardziej się uaktywnił. A to przechwycił i ruszył do przodu (choć zagrał nieprecyzyjnie), a to przeciął podanie na własnej połówce i od razu zainicjował akcję do przodu, a to wreszcie zaczął podejmować próby uderzania na bramkę Tatarusanu. Dwie pierwsze – umówmy się – może wyłącznie dopisać sobie do statystyk, bo nie było z nich żadnego pożytku. Przy trzeciej najpierw musiał znaleźć się w odpowiednim miejscu, bo bramkarz odbił strzał Pucciarellego – potem po prostu przymierzył przy słupku, by przypadkiem nikt nie był w stanie jej drasnąć i spaprać planu. Brawo, czwarte trafienie w tym sezonie Serie A i to nie przeciwko byle gamoniom, a drużynie na stałe bawiącej się wśród ligowej czołówki.
Co możemy powiedzieć o samym meczu? Fiorentina oczywiście groziła palcem gospodarzom, poszalał trochę Ilicić ze swoimi próbami, innym razem Borja Valero wysłał groźny sygnał, ale tak na dobrą sprawę to Empoli mogło dużo wcześniej zaklepać sobie triumf. Brakowało tylko wykończenia niezłej kombinacji przez Saponarę, który dostał piłkę na srebrnej tacy i mógł jeszcze zapytać bramkarza, gdzie ma strzelać. Nie poszło, ale dzięki temu miano pierwszoplanowego aktora trafia do Zielińskiego.
Choć starcie Empoli – Fiorentina określano jako „polski mecz”, to tak naprawdę Piotr był przez długi czas jedynym polskim akcentem na boisku. Łukasz Skorupski nie grał z powodu kontuzji, a Kuba Błaszczykowski dostał tylko osiem minut na pokazanie się.