– Czego się nie dotknąłem jako młody trener, wychodziło: mistrzostwa, awanse. Zimą sezonu 1997/98 przyszedłem do Górnika, który również był w strefie spadkowej, a bez problemu utrzymałem drużynę. Jako pierwszy trener w Polsce wprowadziłem stretching, pokazałem, że można grać taktyką 4-4-2. Byłem najmłodszym trenerem w lidze, miałem wiele propozycji. I nagle telefon przestał dzwonić. Dziś wiem, że każdy szkoleniowiec musi swoje przegrać, dostać po łbie. Wiele rzeczy mnie zmieniło. Przede wszystkim historia z jesieni. 15 listopada ubiegłego roku. Data, której nigdy nie zapomnę – mówi Jan Żurek, trener Górnika Zabrze, w Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Ostatni skalp Nikolicia.
Nemanja Nikolić (29 l.) bije kolejne rekordy. W ostatniej kolejce rundy zasadniczej ekstraklasy napastnik Legii może dokonać niebywałego wyczynu. Z 15 ligowych rywali, dotychczas strzelał gole wszystkim za wyjątkiem Pogoni. W sobotę będzie miał przedostatnią szansę na pokonanie bramkarza Portowców, bo obie drużyny spotkają się jeszcze w rundzie finałowej.
Samouk może jechać na Euro. Kto? Starzyński. Temat mocno na czasie.
Grać uczył się sam i… może zagrać na Euro 2016! (…) Do 16. roku życia pomocnik Zagłębia Lubin ćwiczył tylko raz w tygodniu, więc doskonalił technikę, obijając budynki i płoty. Podobno okopał każdą ścianę rodzinnego domu. Piłki nie odkładał nigdy. Według sąsiadów żonglował nią nawet, gdy szedł do sklepu. – Kilka lat temu na Wielkanoc zaplanowaliśmy chrzciny młodszego syna Kajetana. Rano okazało się, że nie odebraliśmy od babci makaronu potrzebnego do obiadu i poprosiliśmy o to Filip. Oczywiście zabrał ze sobą futbolówkę. Zauważył to ksiądz proboszcz i w czasie mszy stwierdził, że Filip to nawet w święto nie potrafi się rozstać z piłką – wspomina ze śmiechem tata pomocnika reprezentacji Polski Andrzej Starzyński.
Dalej:
– Gajos, czyli bohater marnego sezonu
– Kapitan Jagiellonii, Rafał Grzyb mówi, że zamieszanie z kibicami było niepotrzebne
– Zagłębie chce przedłużyć kontrakt ze Stokowcem
– Morioka uczy się polskiego
– Żurek zgoli bródkę, jeśli Górnik się utrzyma
– Możdżeń z Podbeskidzia nie liczy na ósemkę. Mówi o iluzorycznych szansach na grupę mistrzowską
– Fornalik zabrał do kadry Łukasza Siedlika
Flavio Paixao przekonuje: Z Marciniakiem będzie OK.
– Marciniak? Będzie OK, ale więcej na ten temat nie chcę się wypowiadać – mówi Faktowi Flavio. Sprawa szybko się jednak nie skończy. Wpisem Paixao zajęła się Komisja Dyscyplinarna Polskiego Związku Piłki Nożnej, która wszczęła postępowanie. Zawodnikowi grozi kara finansowa lub zawieszenie. Na razie Paixao koncentruje się na meczu z Ruchem. – Lechia to najlepszy zespół w Polsce! – przekonuje.
No cóż, naprawdę ciężko za tym Flavio nadążyć… Jest jeszcze tekst z wypowiedziami Michała Miśkiewicza. Mówi: Mam dług wobec Wisły.
Michał Miśkiewicz (27 l.) spłaca kredyt zaufania, jaki otrzymał od działaczy Wisły. O bramkarzu Białej Gwiazdy znów jest ostatnio głośno. (…) Miśkiewicz to wiślak z krwi i kości, kibicuje temu klubowi od dziecka. I jak zapewnia, wiele mu zawdzięcza. – Dług wdzięczności wobec Wisły będę miał całe życie. To jedyny klub, który dał mi szansę gry w ekstraklasie – przekonuje Miśkiewicz.
GAZETA WYBORCZA
Ligowa produkcja emocji. Sądny dzień w Ekstraklasie.
Śledzenie relacji warto zacząć od spotkania Wisła – Zagłębie. Obie drużyny są ostatnio w wysokiej formie, w dużej mierze dzięki ofensywnym piłkarzom, którzy zimą wrócili do ekstraklasy z ligi belgijskiej: Rafałowi Wolskiemu z Wisły i Filipowi Starzyńskiemu z Zagłębia. Pierwszy był w kadrze Franciszka Smudy na Euro 2012, drugi walczy o awans do kadry Adama Nawałki na Euro 2016. – Aż przyjemnie się patrzy na grę Wisły. Spodziewam się jej szturmu od pierwszych minut – mówi były zawodnik krakowskiego klubu Damian Gorawski. – Jeszcze niedawno było to nierealne, abstrakcyjne, a teraz jesteśmy o krok od gry w grupie mistrzowskiej – cieszy się trener Dariusz Wdowczyk. Gdy przychodził do Wisły, była po serii 11 meczów bez zwycięstwa, ocierając się o dno tabeli. Kolejne trzy mecze wygrała, wbijając 12 goli. W niespełna miesiąc może przebyć drogę z piekła do nieba. – Wisła ma dużo atutów. Gramy u siebie przed wspaniałą publicznością i znajomymi. O niczym innym nie myślę, tylko o tym spotkaniu. Mam nadzieję, że to będzie nasz wieczór – mówi Wdowczyk. Spotkanie Wisła – Zagłębie obejrzy blisko 20 tys. widzów, a jeszcze niedawno stadion świecił pustkami. Drugim wyborem dla postronnego kibica powinien być Gdańsk, gdzie ósma Lechia podejmuje siódmy Ruch. Dla obu to będzie finał, zwycięstwo da awans, porażka zapewne skaże na grę o utrzymanie.
SUPER EXPRESS
Flavio Paixao obraził sędziego, a dziś spojrzy mu w twarz.
To będzie szczególny dzień dla Flavio Paixao (32 l.). W sobotę o godz. 18.00 Portugalczyk spojrzy w twarz sędziemu, którego kilka dni temu nazwał tchórzem i klaunem. Wprawdzie gracz Lechii przeprosił Szymona Marciniaka (35 l.), ale niesmak pozostał. A mowa o meczu Lechii z Ruchem, który ma kapitalne znaczenie dla ostatecznego kształtu pierwszej ósemki ligi. – Nie mogę rozmawiać. Dostałem właśnie zakaz udzielania wywiadów – powiedział nam Flavio w czwartkowe popołudnie. Embargo na rozmowy z prasą to pokłosie szaleńczego wpisu w internecie po wtorkowym meczu Bayern – Benfica (1:0), w którym Flavio zaatakował Marciniaka, oskarżając go o. nienawiść do Portugalczyków i zarzucając najlepszemu polskiemu arbitrowi złe traktowanie jego i brata Marco w trakcie meczów w Polsce. Zresztą Marco już jakiś czas temu złośliwie nazwał Marciniaka najsłabszym polskim sędzią. (…) Przyjacielem sędziego Marciniaka nie jest też inny piłkarz Lechii – Sebastian Mila, którego arbiter finałów Euro 2016 określił w ankiecie dla portalu Weszlo.com najbardziej przereklamowanym piłkarzem ligi. Tak naprawdę budzący powszechną sympatię “Roger” nie jest szczególnie lubiany przez niektórych polskich arbitrów, którzy w nieoficjalnych rozmowach twierdzą, że to mistrz złośliwości i dogryzania sędziom.
Dla kogo ósemka? Superak upycha jeszcze drobny tekścik zapowiadający dzisiejsze emocje.
Za nami 29. kolejka Ekstraklasy, po której wszystko powinno być jasne i powinniśmy poznać, kto powalczy o mistrzostwo, a kto o utrzymanie. W zasadzie znamy sześć drużyn, które są pewne już gry w czołowej ósemce” po podziale punktów. To Legia Warszawa, Piast Gliwice, Cracovia, Pogoń Szczecin, Zagłębie Lubin i Lech Poznań. Natomiast na pewno o utrzymanie bić się będzie Górnik Zabrze, Górnik Łęczna oraz Śląsk Wrocław. Pozostałe drużyny nadal mają szansę na awans do grupy mistrzowskiej. Zostały dwa wolne miejsca, o które w 30. kolejce bić się będą Ruch Chorzów, Lechia Gdańsk, Wisła Kraków, Podbeskidzie Bielsko-Biała, Jagiellonia Białystok, Korona Kielce. Po zaskakującej decyzji Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu przy PKOl, który wstrzymał nałożoną na Lechię karę jednego ujemnego punktu, w grze o górną połowę tabeli jest 6 drużyn. Matematyczne szanse straciła Termalica. 36 to najmniejsza liczba punktów, która może dać miejsce w czołowej ósemce, ale pewnie potrzebne będzie więcej, prawdopodobnie 38 punktów. Ruchowi wystarczy remis. Lechia i Wisła żeby były pewne awansu, muszą wygrać, ale przynajmniej wszystko jest w ich rękach. Pozostałe drużyny są zależne od innych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka dedykowana piłkarzom ręcznym. Bez obaw, o tych nożnych będzie dużo czytania.
Idziemy do Ligowego Weekendu. Tutaj w ramce informacja o dopisaniu jednego punktu Lechii i tekst Jakuba Radomskiego o presji. Czyli rywal, którego trudno pokonać.
Właśnie – presja. Czynnik, który będzie miał niebagatelne znaczenie. Wie coś o tym na pewno Krzysztof Pilarz. Dwa lata temu był bramkarzem Cracovii, która w sezonie 2013/14 (wtedy reforma ekstraklasy weszła w życie – przyp. red.) była blisko wejścia w ostatniej chwili do pierwszej ósemki. – W 30. kolejce graliśmy z Koroną w Kielcach. Sądziliśmy, że musimy zwyciężyć i mieliśmy swoje okazje, których nie potrafiliśmy wykorzystać. W końcu oni strzelili nam gola. Nie potrafiliśmy wyrównać, a po meczu byliśmy wściekli, bo dowiedzieliśmy się, że remis dawałby nam awans – wspomina Pilarz. Piłkarze Pasów byli do tego stopnia załamani tym, co się wydarzyło, że w siedmiu spotkaniach grupy spadkowej, z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, zdobyli tylko pięć punktów i ledwo uratowali ligowy byt. – W takie dni nie jadłem śniadania. Rano parzyłem kawę i często szedłem jeszcze podrzemać. Później był spacer, jakiś posiłek i znowu sen. Presja pojawiała się zawsze przed najważniejszymi meczami, ale moją metodą w takich sytuacjach było całkowite wyciszenie – wspomina Jacek Grembocki, były piłkarz m.in. Lechii Gdańsk (1982–1986) i Górnika Zabrze (1986–1994). Gdy pytamy go o aktualną sytuację w tabeli, od razu się uśmiecha. – Proszę pana, jeżeli ktoś odczuwa stres, kiedy mecz decyduje o tym, czy będzie w pierwszej ósemce, czy niżej, ja takiej osobie współczuję. Ta cała reforma, która nie ma dla mnie większego sensu, powoduje, że piłkarze spinają się teraz w takich sytuacjach, podczas gdy my stresowaliśmy się tylko przed meczami o mistrzostwo Polski albo o puchar kraju – dodaje. (…) – Kiedyś miałem w drużynie dwóch zdolnych, ale niedoświadczonych chłopaków. Nie mogli wysiedzieć w miejscu i dwie godziny przed spotkaniem poszli na plac zabaw, by w mocnym słońcu pobujać się na huśtawce. Mało tego – jak ich zobaczyłem, zajadali się akurat lodami. Uśmiechnięci, zrelaksowani. Myśleli, że okiełznali stres. Ci chłopcy z czasem się wyrobili. Później obaj występowali nawet w reprezentacji Polski – wspomina Grembocki.
Mamy tutaj szersze teksty z Faktu – ten o Starzyńskim i Miśkiewiczu. Raz jeszcze spójrzmy w dług wobec Wisły na całe życie.
Wracałem z treningu i podczas podróży w pewnym momencie jakiś samochód wyjechał z podporządkowanej. Kierowca chyba się na chwilę zawiesił, bo ja byłem tuż obok, dwie sekundy od niego. Wpadłem na niego, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Wyszedłem z tego choćby bez siniaka. W tej sytuacji pomógł trochę refleks, bo udało mi się uciec nieco w prawo, dzięki czemu nie trafiłem w przednie drzwi, tylko w tył samochodu. Gdybym nie odbił, mogłoby to się skończyć gorzej, szczególnie dla tamtego kierowcy – opowiada Michał Miśkiewicz szczegóły stłuczki, jaką miał 25 marca, dwa dni przed Wielkanocą. Dobry refleks przydaje mu się nie tylko na drodze, ale przede wszystkim na boisku. Tydzień temu do ostatniej minuty Wisła prowadziła z Ruchem Chorzów 3:2 i wówczas ekipa z Cichej dostała rzut karny. Podszedł do niego Patryk Lipski, strzelił w lewy róg krakowskiej bramki, ale tam rzucił się też bramkarz Białej Gwiazdy i odbił piłkę. Dzięki temu piłkarze Dariusza Wdowczyka zdobyli niezwykle cenne trzy punkty, bezcenne w walce o czołową ósemkę ekstraklasy. Jeśli w ten weekend krakowianie awansują do górnej połówki, tamta sytuacja z niedzieli z pewnością będzie wspominana przez kibiców Wisły jako jedno z najważniejszych wydarzeń sezonu. – Nie spodziewałem się, że się uda, bo wcześniej nigdy nie obroniłem w Wiśle karnego. Nie wiem, ile osób, patrząc na mój bilans, we mnie wierzyło w tamtej chwili, ale przełamanie przyszło w najlepszym momencie. Najważniejszym w karierze? Chyba tak.
Z mniejszych rzeczy:
– Ostatni skalp Nikolicia
– Człowiek z cienia Czerczesowa, czyli Adam Mieszkowski
– Cracovia chce obronić podium we Wrocławiu
– Morioka jednak się asymiluje
– Gajosowi brakuje regularności
W Wiśle znowu wypłynęli na powierzchnię – pisze Antoni Bugajski.
Łączy ich trudna do zdefiniowania zdolność do niszczenia własnego dorobku. I równie spektakularna umiejętność powstawania z kolan. Wbrew wszystkiemu. Dziś znowu mogą dokonać wielkiej rzeczy. Tym razem wspólnie. Dariusz Wdowczyk i Patryk Małecki byli już na piłkarskim aucie, choć trafiali tam różnymi ścieżkami. Obaj potrafili się pozbierać. Za chwilę mogą się odbić z Wisłą Kraków. Nie trzeba już kalkulować i oglądać się na rywali. Wystarczy w ostatnim meczu rundy zasadniczej pokonać KGHM Zagłębie Lubin, by awansować do mistrzowskiej i zamiast obawiać się spadku, myśleć nawet o europejskich pucharach. Dla Wisły to miał być już sezon stracony, no ale nie do tego stopnia, żeby wylecieć z ekstraklasy. Sprawy się komplikowały, przy Reymonta było tak źle, jak jeszcze nigdy za czasów Bogusława Cupiała. Dlatego właściciel klubu zdecydował się na ruch szarlatański, który przebijał ten sprzed sześciu laty, kiedy schował osobiste urazy do kieszeni i ponownie zatrudnił Henryka Kasperczaka. Teraz poszedł dalej, bo sprzeniewierzył się standardom, które sam sobie w piłce wyznaczył. Deklarował, że w jego Wiśle nie będą pracować ludzie zamieszani w korupcję. Jeśli ktoś to stanowisko chciałby relatywizować – że na przykład wyjątki można tworzyć dla ludzi, którzy dostali zarzuty, ale nie są oskarżeni – to w przypadku Wdowczyka nic by nie wskórał. On został oskarżony i skazany prawomocnym wyrokiem. Ba, nawet sam się przyznał do winy. Może właśnie ów aspekt skruchy Cupiał wziął pod uwagę, a może był już skrajnie zdesperowany. Wziął trenera, który był już i w niebie, i w piekle.
Jesteśmy the best i tyle! – zapewnia w wywiadzie Flavio Paixao, który według Superaka ma zakaz rozmów z mediami.
Mecz z Legią to tylko zapowiedź tego, na co stać Lechię?
– Tak. Bo Lechia to najlepsza drużyna w Polsce! Jesteśmy „the best” i tyle. Potrafimy tworzyć widowiska i cieszyć kibiców grą. Wydaje mi się, że podobnie myśli wiele osób. Nawet kapitan Legii Jakub Rzeźniczak chwali naszą grę. To pozytywne.
(…)
Co, jeśli Lechia nie awansuje do pierwszej ósemki?
– Takie pojęcie w moim słowniku nie istnieje. Będziemy w ósemce. Inne rozwiązania nie mają sensu.
Optymizm to pana drugie imię. Co pan zatem odpowie, kiedy zapytam: dlaczego w ostatnich meczach Flavio nie strzela goli?
– Odpowiedź jest prosta: nie będę strzelał w każdym meczu. Nawet Cristiano Ronaldo i Leo Messi mają mecze bez bramek. To dlaczego mnie miałoby się to nie zdarzać? (śmiech) Jesteśmy zespołem, w którym ofensywne akcenty są rozłożone na kilku piłkarzy. Nie ma przymusu, że strzelać musi Flavio. U nas każdy jest w stanie zdobyć po kilka bramek w sezonie.
I jeszcze „Chwila z…” Janem Żurkiem. Trener Górnika mówi: Utrzymanie będzie jak mistrzostwo.
Ciągle zerka pan na zegarek.
– Bo myślę o tym, że zaraz mam kolejny trening. Z nikim nie umawiam się na wywiady. Nie mam na to czasu. Nic pozytywnego nie zrobiliśmy, nie wygraliśmy jeszcze meczu. Ani ja, ani drużyna nie zasłużyliśmy, by być w mediach. Ale obiecałem pani, więc rozmawiamy.
(…)
Jak się pan czuł tyle czasu na aucie? Poza poważną piłką.
– Źle. Czego się nie dotknąłem jako młody trener, wychodziło: mistrzostwa, awanse. Zimą sezonu 1997/98 przyszedłem do Górnika, który również był w strefie spadkowej, a bez problemu utrzymałem drużynę. Jako pierwszy trener w Polsce wprowadziłem stretching, pokazałem, że można grać taktyką 4-4-2. Byłem najmłodszym trenerem w lidze, miałem wiele propozycji. I nagle telefon przestał dzwonić. Dziś wiem, że każdy szkoleniowiec musi swoje przegrać, dostać po łbie. Wiele rzeczy mnie zmieniło. Przede wszystkim historia z jesieni. 15 listopada ubiegłego roku. Data, której nigdy nie zapomnę.
Data śmierci Krzysztofa Maja, dyrektora wykonawczego klubu.
– Byłem ostatnim człowiekiem, który widział go przy życiu.
Jechaliście do Czech na mecz.
– Byliśmy przy granicy, mieliśmy sporo czasu, zatrzymaliśmy się na obiad. Przy przystawce Krzysiek stracił przytomność. Zasłabł, trzymając w lewej ręce kromkę chleba, a w prawej nóż. Głowa mu zleciała. Koniec. Widzę każdy moment tej sytuacji. Wystarczy, że zamknę oczy. Reanimowałem go wspólnie z właścicielami hotelu. Tego dnia odbywało się tam przyjęcie urodzinowe. Gdy ludzie usłyszeli, co się dzieje, wyszli z lokalu. Zostali właściciele i kelnerki. Wszyscy pomagali od pierwszej do ostatniej minuty. Wracałem do Zabrza z przyjacielem Krzysztofa. Całą drogę płakał. To takie banalne zdanie, ze człowieka się docenia dopiero wtedy, gdy odejdzie. Ale ten banał jest najprawdziwszy.
I tyle. Są jeszcze sobotni felietoniści – Borek, Stanowski, Włodarczyk – ale już sobie odpuszczamy. Dzisiejszy PS ma sporo do zaoferowania.