Reklama

Sadomski: Pompujmy balonik, gdy jest okazja. A dziś jest…

redakcja

Autor:redakcja

28 marca 2016, 12:37 • 4 min czytania 0 komentarzy

Piękno piłki nożnej polega właśnie na takich chwilach, jak ta. Na rozbudzonej nadziei i na szalejącej wyobraźni. Siedząc przy świątecznych stołach, spacerując przy wiosennej pogodzie, czy robiąc cokolwiek innego, wszyscy mamy z tyłu głowy myśl, do której się w duchu uśmiechamy. To myśl o reprezentacji Adama Nawałki. O drużynie, na którą tak długo czekaliśmy.

Sadomski: Pompujmy balonik, gdy jest okazja. A dziś jest…

Niektórzy nazwą to pompowaniem balonika, a znajdą się i tacy, którzy uznają, że tego balonika zwyczajnie nie powinno się pompować. Problem w tym, że to niemożliwe. Nieważne, że podobne odczucia mieliśmy wobec kadry Engela, Janasa, Beenhakkera czy Smudy, nieważne też, ile razy zostaliśmy już sprowadzeni na ziemię. Po prostu nie potrafimy sobie wyobrazić, że jadąca na wielki turniej reprezentacja kiedykolwiek stanie się ludziom obojętna. Że kibice nie będą się w głębi łudzić, że tym razem będzie inaczej, i że futbol po raz kolejny zaprzeczy logice. Jakkolwiek staralibyśmy się racjonalnie do sprawy podejść, potencjalne niepowodzenie – jak chociażby brak awansu z grupy – będzie ogromnym rozczarowaniem, i to niezależnie od wcześniejszej pompki.

A przecież warunki do budowania atmosfery sukcesu są idealne. Po udanych eliminacjach zaliczyliśmy cztery udane mecze towarzyskie i wciąż mamy wrażenie, że ta drużyna się rozwija i idzie do przodu. Być może jest to myślenie życzeniowe, ale reprezentacja Nawałki nie wygląda na zespół, który jest skończonym projektem i powiedział już ostatnie słowo. Przeciwnie, z każdym kolejnym meczem utwierdzamy się w przekonaniu, że apogeum może jeszcze nadejść. A to już jest swego rodzaju ewenement.

Engel pierwszy dotkliwy oklep zebrał tuż po awansie, z Białorusią, a potem przegrywał też najważniejsze sparingi. Od pamiętnego zwycięstwa 3:0 z Norwegią, do mundialu zagrał osiem spotkań, a wygrać potrafił jedynie z Wyspami Owczymi, Irlandią Północną i Estonią. Z perspektywy czasu była to oczywista zapowiedź klęski. U Janasa katastrofę wróżyły towarzyskie porażki z USA, Litwą czy Kolumbią, a u Beenhakkera druzgocąca porażka z USA, remis z Danią, czy nawet wymęczone zwycięstwo z Albanią. Smuda natomiast tuż przed turniejem wygrywał, ale z takimi przeciwnikami jak Łotwa, Słowacja czy Andora. Takiej krzywej wznoszącej, na jakiej obecnie znajduje się drużyna Nawałki, w XXI wieku nie miał u nas nikt.

Powiecie, że teraz dobór przeciwników również nie powala. Największe zastrzeżenia można mieć oczywiście do jakości Finlandii, ale pamiętajmy, że na mecz z nami wybiegli przedstawiciele następujących klubów: Eintracht – Genk, Molde, Lech, Hacken – Kaiserslautern, Chievo, CSKA, Midtjylland – Fortuna Dusseldorf, Legia. Czyli w bramce gość z 27 meczami w Bundeslidze w tym sezonie, w obronie jeden z kapitanów Molde, które wyszło z grupy Ligi Europy z Fenerbahce, Ajaksem i Celitkiem, a zatrzymało się dopiero wiosną na Sevilli (wygrywając jeden mecz). Dalej jeden z kapitanów Midtjylland, które okazało się lepsze od Legii, a także od APOEL-u, Southampton i Brugii, a zatrzymało się dopiero na Manchesterze United (również wygrywając jeden mecz). Obok podstawowy pomocnik lidera ligi rosyjskiej, który z powodzeniem grał w tym sezonie w Lidze Mistrzów, i który środek pola w reprezentacji dzieli z piłkarzem regularnie grającym w Serie A (21 meczów w tym sezonie). A do tego jeszcze dwóch gości ze ścisłej czołówki polskiej ligi, którzy do meczu podeszli ambicjonalnie. Jakby to powiedział Wąski w “Kilerze” – to nie są leszcze, Stefan.

Reklama

Oni tylko wyglądali jak leszcze przy naszych reprezentantach. Jak podwórkowa zbieranina. A przecież to u nas zagrało trzech obrońców z Ekstraklasy, na ósemce wybiegł Kapustka z Cracovii, a przed nim Starzyński z Zagłębia. Nasi piłkarze z pewnością nie zmiażdżyli Finów jakością klubów, w których grają. Oni ich zmiażdżyli na boisku, i zrobili to w sposób, z jakim rywalowi nie zdarza się obcować zbyt często. Po raz ostatni Finowie zostali tak rozstrzelani przed pięcioma laty przez Ibrahimovicia i Szwecję, a wyżej przegrali przeszło dwadzieścia lat temu.

Zamiast na siłę doszukiwać się słabości u rywali, cieszmy się tym, co mamy. Cieszmy się, że niejednokrotnie nasza reprezentacja okrutnie męczyła się za takimi rywalami, a dziś występuje w roli nauczyciela futbolu. Że mamy bardzo silny kręgosłup, ale też silne mięśnie. I że na dziś problemy Nawałki sprowadzają się do tego, czy obok Glika obsadzić Pazdana, Salamona czy wracającego do grania Szukałę. Oraz czy na skrzydle dać Błaszczykowskiego, czy może Wszołka lub bezczelnego i nieobliczalnego Kapustkę. A największy problem to jak upchnąć tylu dobrych piłkarzy do 23-osobowej kadry.

Nasi piłkarze rewelacyjnie radzą sobie w klubach i bardzo dobrze wyglądają w reprezentacji. Jakkolwiek patrzeć, tylu optymistycznych przesłanek przed wielkim turniejem nie mieliśmy od jakichś 30 lat. Rzecz jasna to wciąż może się skończyć wielką klapą, ale wcale nie musi. Cieszmy się więc nadzieją i cieszmy się perspektywami, bo to jest właśnie sól kibicowania. A z narzekaniem poczekajmy do chwili, w której reprezentacja Nawałki wreszcie coś przegra.

MICHAŁ SADOMSKI

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
1
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...