Reklama

Płocka zabawa odbezpieczonym granatem z happy endem

redakcja

Autor:redakcja

28 marca 2016, 21:55 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jak na świąteczne standardy, danie które zaserwowali nam dzisiaj pierwszoligowcy okazało się całkiem lekkostrawne. Odpowiedzialności w wyprowadzeniu piłki od obrony, szczególnie w pierwszej połowie, po obu stronach było niewiele więcej niż włosów na głowie Tomasza Wieszczyckiego, dzięki czemu pod jedną i pod drugą bramką co i rusz było niezwykle ciekawie.

Płocka zabawa odbezpieczonym granatem z happy endem

Frustracja. Z pewnością to właśnie uczucie będzie towarzyszyć Rafałowi Ulatowskiemu jeszcze do późnych godzin nocnych. Jeśli policzy, ile co najmniej niezłych sytuacji zmarnowali Wroński, Ploj, Szymański, Demianiuk, Papikjan i spółka, może mu braknąć palców u rąk. I nóg. Swoich i żony. Druga połowa to już była zwyczajna naparzanka w kierunku bramki Wisły. Z dystansu, z bliska, po wrzutce, po rożnym, po zgraniu z linii końcowej. I nic. Apogeum wkurwienia Ulatowskiego? 82. minuta. Jeden z niewielu ataków Wisły w drugiej połowie, Kuban kompletnie odpuszcza przy rzucie rożnym Ilieva, a ten pakuje piłkę do siatki i gasi światła na GIEKSA Arenie. Wcześniej w świetnym stylu trafił bowiem na samym początku meczu cudownie ozdrowiały Arkadiusz Reca (foto główne). Chłopak, który parę dni temu z powodu kontuzji nie mógł się pojawić na kadrze U21, dziś zagrał niemal od deski do deski, schodząc dopiero w osiemdziesiątej minucie.

Nie wiemy, jakie cuda robiono z nim w łódzkiej klinice przez tych kilka dni i czy rehabilitacja nie była wygodną wymówką by odpuścić mecze o nic z Finlandią i Białorusią na rzecz ligowego starcia, ale jego akcja bramkowa mogłaby robić za nową reklamę Powerade. Padłeś? Powstań. Zawahanie Michalskiego przy podaniu do najbliższego, Reca szybko zbiera się po wcześniejszym upadku, idzie jak dzik w kasztany i ładuje z bliska nie do obrony. Mamy poważne wątpliwości, czy Krakowiak w ogóle zobaczył piłkę zmierzającą do siatki, czy kontakt wzrokowy złapał dopiero, gdy był już zmuszony się po nią schylić.

Mimo ważnego 2:0 na wyjeździe nie mamy jednak żadnych złudzeń. Marcin Kaczmarek nie ma prawa być ze swojej drużyny w pełni zadowolony. Reklamowana jako najlepsza w lidze defensywa Wisły wyglądała momentami jak przypadkowa zbieranina chłopaków spod stadionu, którzy nigdy wcześniej nie grali ze sobą i którym na dodatek zakazano się ze sobą komunikować. Tylu prostych błędów nie popełnia się nawet na pierwszej randce.  Na ich szczęście Papikjan wolał odprowadzić piłkę do band reklamowych, gdy mógł wjechać z nią do bramki, Szymański postanowił za wszelką cenę ustrzelić Kiełpina zamiast go omijać, a w najgroźniejszej sytuacji bomba Zapalaca wylądowała na poprzeczce. Wykończenie w zespole z Bełchatowa wyglądało więc podobnie jak w poprzednim meczu z Zawiszą – jak żywcem wyjęte z kompliacji „the best of Daniel Sikorski”.

Wisła pokonuje więc kolejną przeszkodę w drodze do Ekstraklasy i powiększa przewagę nad trzecim Zawiszą do dziewięciu oczek, zaliczając przy tym czwarte kolejne czyste konto. Niewątpliwie najszczęśliwsze od wielu miesięcy. Rafał Ulatowski ma natomiast o czym myśleć. Nie dość, że trzeci kolejny mecz jego zespół kończy bez wygranej, to jakby tego było mało, groźnie wyglądającej kontuzji nabawił się w pierwszej połowie Łukasz Wroński.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Bartek Wylęgała
0
Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...