Reklama

Zgrupowanie pod znakiem kojących odpowiedzi, a nie palących pytań

redakcja

Autor:redakcja

27 marca 2016, 14:17 • 5 min czytania 0 komentarzy

Marzec. Miesiąc słynący ze zmiennej pogody, przestawiania zegarów i bycia nieoficjalnym cmentarzem reprezentacji Polski. Wójcik z dziewięcioma obrońcami na Wembley, Brzęczek z asystą do Szweda. Kępa trawy strzelająca Borucowi bramkę w Belfaście, trumienne nastroje po 1:3 z Ukrainą za Fornalika, Sebastian Małkowski wybrańcem Smudy na obciach w Kownie. Przede wszystkim jednak poważne tąpnięcia na kilka miesięcy przed wielkimi imprezami: samuraje golący w Łodzi kadrę Engela, 0:1 z USA za Janasa, 0:3 ponownie od Amerykanów za Beenhakkera. Tak, nie będę ukrywał: bałem się tego zgrupowania. Zbyt wiele razy zupełnie dobre biało-czerwone drużyny nie potrafiły obudzić się z zimowego snu, rozsypywały się jak domek z kart, zaczynały wypadać dobrze tylko w reklamach kostek rosołowych, piw i czipsów.

Zgrupowanie pod znakiem kojących odpowiedzi, a nie palących pytań

Tym razem jednak zamiast pożaru jest spokój. Jest kolejny etap budowy, dostawione przez majstra Nawałkę piętro.

Niby tylko normalność, bo tak właśnie powinno być.

Zbyt wiele razy jednak było inaczej, bym tego teraz nie doceniał, bym nie powiedział, że to “aż normalność”.

Jasny jest cel zgrupowań, gdy gra się o stawkę – chodzi o punkty. Może być brzydko, może być zabawa w szarpanego, ale my mamy mieć ich więcej niż inni. O co walczy się na takich towarzyskich zgrupowaniach? O to, by było po nich więcej odpowiedzi niż znaków zapytania. To się udało, a odpowiedzi w większości są satysfakcjonujące.

Reklama

Pytanie numer jeden: czy Kuba przyklejony do ławki we Florencji, grający najmniej w karierze, jest piłkarzem mogącym dać nam jakość? Oczywiste, że to piłkarz na nasze warunki nieprzeciętny, jeden z bezsprzecznie najważniejszych i najbardziej utalentowanych jakich w ostatnich latach mieliśmy, ale historia nie gra. Zasługi bramek nie strzelają. Odpowiedź jest jednak optymistyczna: Błaszczykowski z Serbią był najlepszy na boisku, emanował boiskową charyzmą, ciągnął ten wózek jak dawniej. Przypomniał, że wciąż ma dość paliwa w baku by być wiodącą postacią, do której w czarnej godzinie, trudnej chwili, można walić jak w dym. Ja Kubie ufam. Jestem pewny, że choćby minuty już nie zagrał w Fiorentinie, choćby został zdegradowany do roli prawego bidonowego, to i tak zrobi wszystko, by przygotować się jak najlepiej, wycisnąć z siebie maksimum, a później biało-czerwona koszulka wyzwoli z niego jeszcze dodatkowe rezerwy.

Pytanie numer dwa: czy pierwszy raz od niepamiętnych czasów znajdziemy lewego obrońcę na poziomie? Czy wreszcie na tej pozycji nie będzie straszyć? Komfortu tutaj nie pamiętam, a już w ostatnich latach było dramatycznie, bowiem – z całym szacunkiem – tylko w takich kategoriach należy traktować nieustanne romansowanie z Wawrzyniakiem. Odpowiedź się znalazła, bo moim zdaniem Rybus świetnie się odnalazł. Nie postawiłbym na to złamanego grosza kilka miesięcy temu, ale może dlatego Nawałka jest selekcjonerem, a nie ja. To coraz solidniejszy defensor, który nie odpuszcza żadnej piłki, nieźle się ustawia, a już pakiet ofensywny jak na bocznego obrońcę ma nieprzeciętny – dokładny dorzut, drybling, umiejętność kombinacyjnej gry. Jego podłączanie się do akcji niejednokrotnie robi różnicę.

Pytanie numer trzy: czy jesteśmy kadrą, która ma kilka silnych punktów, ale na ławkę zabiera gapowiczów? Moim zdaniem teza o krótkiej kołdrze upadła. Wchodzi Starzyński i robi polską impresję Valdivii, wchodzi Wszołek i strzela dwie bramki. A przecież mówimy tylko o najnowszych złotych decyzjach Nawałki, bo dla niego wyciąganie królików z kapelusza to w zasadzie rutyna. Ile mówiło się o braku jakości obok Krychowiaka, a teraz mamy rzetelnego Jodłowca, sprawdzonego w bojach Mączyńskiego, mamy Zielińskiego. Starzyński to piłkarz, który może dać nowe opcje w ataku zależnie od tego jak będzie toczył się meczowy scenariusz. Wszołek to też człowiek o walorach innych od tych, które mają gracze podstawowi skrzydłowi, a więc dodający wszechstronności naszemu arsenałowi. Jędrzejczyk, któremu zaglądało widmo spędzenia Euro na kanapie, przypomniał o sobie i swojej wartości. Rywalizacja o miejsca 18-23 w reprezentacji jest zażarta i na pewno nie bezcelowa: Sibików i Gizów nie zabieramy, tu każdy będzie mógł coś wnieść na boisko w razie potrzeby.

Pytanie numer cztery: kto zagra w parze z Glikiem? Nie uważam, żeby ta akurat kwestia została definitywnie rozwiązana, ale jednak perspektywy są obiecujące. Obawy o Pazdana po średnim okresie w Legii były uzasadnione, ale zagrał dobrze, a jego interwencja z Finlandią, gdy zabezpieczył Boruca, to duża klasa. Moim osobistym faworytem jest jednak Salamon, bo stoper, który tak dobrze potrafiłby grać piłką, tak zaskakująco umiał wyprowadzić ją do przodu, nie zdarza się w naszych warunkach często. Jak napisałem na twitterze: nie jest istotne, że Salamon zagrał świetną piłkę na 5:0. Istotne jest, że dla niego to nic wyjątkowego. Oglądałem go wiele razy w Pescarze, Cagliari, i to jego firmowy atut. Bardzo cenny w każdym zespole, który jeśli na stałe przeniósłby do reprezentacji, to mielibyśmy kolejny element – tak  tak – dopełniający obraz ofensywnej układanki. Wciąż nie jestem przekonany, czy w swoich podstawowych obowiązkach, a więc bronieniu, jest dostatecznie pewny, ale jeśli okrzepnie to idealnie uzupełniałby się z Glikiem, który umówmy się – Pirlo nigdy nie zostanie.

Pytanie numer pięć dotyczy chimeryczności Grosickiego i też nie ma jasnej odpowiedzi, jednak umówmy się: z Serbią Grosik był jednym z najsłabszych na murawie, wyłącznie irytował. Ale z Finlandią zrobił jednak wszystko co tylko mógł, by nie trzeba było stawiać znaku zapytania przy jego nazwisku. By wciąż wierzyć, że może być naszym mocnym punktem, nieprzewidywalnym, potrafiącym błysnąć Turbogrosikiem, który nie boi się odpowiedzialności i ciągle szuka gry.

Z Serbią nie widziałem drużyny, którą zapamiętałem jesieni. Nie widziałem tej ofensywnej machiny, która hurtowo stwarza doskonałe okazje. Mecz z Finlandią to już jednak reprezentacja spod batuty Nawałki, ta, którą tak wszyscy polubiliśmy, ta, która przeszła eliminacje strzelając najwięcej goli w Europie. Nie deprecjonowałbym też Finów, bo wiele razy ekipy tej klasy przyjeżdżały do nas, a potem męczyliśmy się z nimi niemiłosiernie – tym razem, mimo eksperymentalnego zestawienia, rozstrzelaliśmy ich jak jakieś San Marino. Dwa czyste konta też mają swoją wymowę.

Reklama

Marcowe zgrupowanie nie okazało się czasem dobrze wykorzystanym tylko przez reklamodawców. Nie ma pęknięć, dziur, które trzeba naprędce łatać, nie ma wysypu nowych, nieznanych dotąd problemów. Przeciwnie: czas wykorzystano na rozwiązywanie istniejących wcześniej kłopotów, na kontynuację sumiennie wykonywanej roboty. Wszystko jest w porządku – oto kojący przekaz, jaki poszedł w Polskę po tygodniu z kadrą. Nie trzeba naginać faktów pod tą tezę, a tradycyjna gadka o pompowanie balonika? Dajcie spokój: pogódźmy się z tym, że chłopaki po prostu grają dobrze.

Leszek Milewski

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...