Reklama

Może wyglądam na taką, która nie wie, co to spalony, a po meczu wszyscy są w szoku?

redakcja

Autor:redakcja

27 marca 2016, 15:36 • 11 min czytania 0 komentarzy

Czy zdarzają się mecze w których nie jest przez nikogo podrywana? Czy piłkarze wchodzą z nią w dyskusję podczas meczu równie chętnie, co z mężczyznami? Jak radzi sobie z lożą szyderców i kibicami robiącymi sobie z nią… fotki? Poznajcie Karolinę Bojar, młodą sędzię, która wybrała sobie dość niecodzienną zajawkę. 

Może wyglądam na taką, która nie wie, co to spalony, a po meczu wszyscy są w szoku?

Wiesz, że istnieje ryzyko, że jesteś chora psychicznie?

Nie, dlaczego? (śmiech)

Jesteś piękną, młodą kobietą, masz przed sobą całe życie, możesz robić tysiąc normalnych rzeczy, które robią twoje rówieśniczki, a ty spędzasz weekendy oglądając mecze Górnika Łęczna czy Termaliki, a w międzyczasie jedziesz do jakichś Niepołomic, żeby ganiać z chorągiewką za dwudziestoma dwoma facetami. Nie zrozum mnie źle, ale to mega niecodzienne.

Akurat trafiłeś, bo ostatnio byłam w Niepołomicach. Rzeczywiście tak jest, piłka to duża część mojego życia, ale też nie całe. Kończę szkołę, planuje iść na studia, więc staram się to wszystko pogodzić. Znajomi jak się dowiedzieli, że sędziuję, to był szok, ale teraz traktują to jako coś normalnego. Wiadomo, że z koleżankami raczej nie rozmawiam o tym, kto jest na którym miejscu w tabeli, ale zawsze mogę je zaprosić na mecz. Gdy ktoś znajomy jest na trybunach to zawsze jest lekki stresik.

Reklama

Wiesz o tym, że jakbyśmy wyszli teraz na rynek i szukali dziewczyn, które są w twoim wieku i wiedzą, kim jest Grzegorz Piesio, zeszłoby nam do wieczora?

Żyję tym, jak nie mogę obejrzeć jakiegoś meczu, to zawsze sprawdzam wynik, strzelców, czytam jakiś komentarz. Trzeba być na bieżąco, bo w naszej najlepszej lidze świata przegapisz kolejkę i wszystko może się diametralnie zmienić (śmiech). To jest niespotykane hobby, to prawda, ale nie jestem w tym odosobniona. Moja koleżanka z równoległej klasy, Magda Gozdecka, gra w reprezentacji Polski kobiet.

Ona może wiedzieć, kim jest Grzegorz Piesio.

Tak, jest taka szansa! Chodzę do liceum nr 2 w Krakowie i mamy taką tradycję, że co rok odbywa się święta wojna, czyli mecz z liceum nr 1. Ostatnio razem z Magdą załapałyśmy się do składu. Oprócz nas same chłopaki, miałam stanowić element zaskoczenia (śmiech). Udało się, bo wygraliśmy 5:1.

Tak dobrze grasz, że się załapałaś do męskiej drużyny?

Nie, nigdy nie grałam w żadnym klubie, tyle co kopałam popołudniami z kolegami na boisku. Piłką zaraziłam się od dziadka, który też był sędzią. Od zawsze byłam pod jego opieką, chodziliśmy na mecze, grał ze mną, opowiadał o piłce. Potem, kiedy pojawiła się szansa, żeby iść na kurs sędziowski, stwierdziłam, że czemu by nie spróbować, skoro to moje hobby. Po kursie już się mocno wkręciłam i zostanę z piłką już chyba – mam nadzieję – na zawsze.

Reklama

a2

Na kursie byłaś jedyną dziewczyną. Dla reszty – pewnie spore zaskoczenie.

Wiadomo, tak samo jak jest zaskoczenie jak przyjeżdżam na mecze. Wielu zawodnikom wydaje się, że skoro jest kobieta to oni sobie sami posędziują ten mecz. Baba, nie umie podjąć decyzji, nie zna zasad. Dlatego tym bardziej trzeba pokazać, kto tu rządzi. Mam nadzieję, że to, że jestem dziewczyną, schodzi na drugi plan. Jestem rozliczana za to jak sędziuję mecz, nie chcę spotykać się z żadnymi uprzedzeniami, tak samo jak nie chcę dostawać forów. Ale uprzedzenia będą zawsze, bo to nadal coś niespotykanego, że dziewczyna sędziuje. Z tego, co wiem, na tegorocznym kursie były cztery dziewczyny, więc to się zmienia.

Byłaś jakoś na kursie uczulana na to, jak radzić sobie z sytuacjami, które facetów nie dotyczą?

Nie, odbyłam kurs na takich samych zasadach, jak reszta. Żeby sędziować męską piłkę, musiałam też zdać taki sam kurs praktyczny jak faceci, zmieścić się w tych samych czasach. Jestem także biegaczką, więc na szczęście nie miałam z tym problemów. Kobieta może zastrzec, że chce sędziować tylko piłkę kobiecą – wtedy czasy są mniejsze.

Pytanie laika – co jest takiego pociągającego w bieganiu z gwizdkiem i patrzeniu, czy Grzesiek kopnął Bogdana zgodnie z przepisami, czy jednak trochę się zagalopował?

Posędziowanie choćby meczu juniorów nie jest jakimś wielkim wyczynem, a ja wracam do domu i czuję satysfakcję. Ci piłkarze w niższych ligach wkładają naprawdę masę serca w piłkę, a nic z tego nie mają. Czysta pasja. Tak samo jak na meczach dzieci – one to przeżywają, ta ich miłość do piłki, to jest niesamowite. Ostatnio dobitnie to odczułam, kiedy sędziowałam turniej dziecięcy. Gwizdnęłam oczywistego karnego, a jeden chłopiec się… popłakał. Sfaulował i nie mógł się z tym pogodzić z tym, że zawiódł kolegów, takie to było dla niego ważne. Aż się wzruszyłam.

Dochodzi dodatkowa presja. Jak popełnisz błąd, możesz zmarnować dzieciakowi cały tydzień.

Właśnie, i tego się boję najbardziej. Że popełnię błąd i zrobię komuś krzywdę. Wiadomo, jak jest na trampkarzach. Nie ma asystentów, sędzia jest sam. Staram się dużo biegać, ale czasem jest szybki przerzut i zwyczajnie nie nadążam za akcją. Jest jakiś faul czy aut, a ja jestem tylko na dziewięćdziesiąt procent pewna, że trzeba pokazać w prawo. Łatwo o pomyłkę.

Na początku była tragedia. W ogóle nie wiedziałam, która ręka jest prawa, a która lewa. Testy, teoria – to wszystko jest ważne, ale najważniejsza jest praktyka. Teraz jak idzie podanie to wiem, że muszę patrzeć od razu na piłkarza, który za chwilę będzie miał piłkę i ustawić się tak, żeby wszystko dobrze widzieć. Na początku nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Piłkarze Ekstraklasy narzekają na sędziów, ale myślę, że niejeden jakby dostał gwizdek to by zgłupiał.

Na pewno by zgłupiał, bo wielu piłkarzy z Ekstraklasy nie zna przepisów, ale to już inna bajka.

Na B-klasie jest jeszcze gorzej. Często puszczamy akcję, bo jest przywilej korzyści, a z ławki słyszę „dlaczego tu nie ma faulu?!”. Niektórzy nie wiedzą, co to przywilej korzyści! Śmieszne, budują drużynę, poświęcają czas, a czasem nawet nie znają zasad. Albo jak piłkarz poda bramkarzowi z klatki to się domagają gwizdka, bo nie wiedzą, że tak można. Podobna sytuacja.

a1

Jak ty się w ogóle odnajdujesz w tym środowisku, które jest zupełnie zdominowane przez mężczyzn?

Bardzo dobrze, naprawdę. Jestem pozytywnie traktowana. Czasem wręcz – co mi się nie podoba – moje błędy traktowane są z pobłażaniem. Jeden zawodnik się odezwie, że nie miałam racji, a inni go od razu uciszają, że ma przestać. Nie podoba mi się to, bo chcę być rozliczana z błędów jak mężczyźni i rozumiem, że czasem zawodnik ma prawo mieć pretensje. Kiedy jadę na mecz to na początku zawsze jest zaskoczenie, że przyjechała kobieta, ale później jest już pozytywnie. Troszkę miałam obawy, że będą myśleli „o, przyjeżdża na linię, a nie wie, co to spalony”. Ale raczej tak nie ma. Do tej pory zdarzył mi się tylko jeden mecz, podczas którego mnie zwyzywano.

Zwyzywano? Opowiadaj.

Sędziowałam sama trampkarzy, to była moja pierwsza runda. Popełniłam jeden błąd, ale drobny. Pokazałam, że nie ma rogu i ma być zagranie od bramki. Drobnostka. Trener od razu zaczął mieć pretensje i podważał dosłownie każdą moją późniejszą decyzję, mimo że były one prawidłowe. Na zawodach juniorskich jest taki problem, że nie mogę wyrzucić trenera z trybun, bo to prawny opiekun zawodników. Mogę powiedzieć mu tylko, że ma się czuć tak, jakby był wyrzucony, a konsekwencje zostaną wyciągnięte potem, no ale on dalej jest, dalej krzyczy. A ja mam związane ręce.

Do końca meczu lekceważyłam jego teksty, aż do momentu, jak gwizdnęłam karnego przeciwko jego drużynie. Wbiegł mi na boisko, stanął metr ode mnie i zaczął wyzywać. Proszę go, żeby odszedł, drugi trener zniesmaczony, ale co więcej mogę zrobić? W końcu poszedł. Powiedział, że opisze mnie tak, że sędziowanie stanie się dla mnie przeszłością. Skończyło się odwrotnie, on został odsunięty od prowadzenia drużyny, dostał jeszcze karę finansową. To było takie jedyne nieprzyjemne zdarzenie. Nawet czasami mam wrażenie, że zawodnik chciałby przekląć, ale przy mnie gryzie się w język.

Swoją drogą, taka presja wyniku wywierana na dzieciakach trochę zabija juniorską piłkę. Przecież nie o to w tym chodzi.

Tak, najgorsze są niespełnione ambicje trenera czy rodziców, którzy od razu mają pretensje do mnie czy do dzieci. W tym wszystkim chodzi o zabawę, a nie raz widziałam jak trener dosłownie wyżywa się na dzieciakach. Coś dziecku nie wyjdzie, a trenerzy potrafią rzucać wyzwiskami i przekleństwami. Mówimy o 8-letnich dzieciach, gdzie tu jakieś fair play? Od małego uczy się chłopaków, że muszą się kłaść, żeby sędzia zagwizdał.

No co ty, masz takie akcje, że 10-latek robi bezczelną symulkę?

Tak, symulki się, niestety, zdarzają. Największa tendencja jest u chłopców, którzy mają najlepszy sprzęt, rodzice ich naciskają, muszą być gwiazdami, a ściągnięcie przez trenera to jest obraza. W juniorach jest generalnie najwięcej protestów. Bardzo ciężko jest na tym poziomie odgwizdywać faule. W różnym tempie dzieci dorastają. Jeden ma dwanaście lat a jest już wysoki i silny, drugi jeszcze dość niski. I wtedy większy wpada na mniejszego, wygląda to na tragiczny faul, rodzice z trybun chcą już wzywać karetkę, a tak naprawdę to było czyste zagranie. Mnie też się łamie serce – nie mogę tego gwizdnąć, a biedny mały chłopczyk zwija się z bólu.

Raz jeden chłopak wybił drugiemu zęba. Brzmi niegroźnie, ale od razu mnóstwo krwi, panika. Bramkarz wychodził, napastnik stał obok, dostał łokciem. Ja nie gwizdnęłam faulu – bo nie było za co – chłopak cały we krwi, rodzice na trybunach. Wyobraź sobie, jaka była potem atmosfera.

Jak sobie z tym radzisz? Teksty z trybun to pewnie sprawa notoryczna.

Mnie w ogóle nie ruszają jakieś teksty z trybun czy od zawodników, dochodzi to do mnie, ale szybko się odbija. Jeszcze nie miałam tak, żebym wracała z meczu załamana albo rozpamiętywała jakiś tekst, który usłyszałam. Często jak pada jakiś chamski komentarz to jest on rzucany ogólnikowo, do sędziów, a nie tylko do mnie. Nie czuję, żebym była obrażana na meczach. Jak sędziuję na linii to zawsze chcą mnie wciągnąć w dyskusję. Ja się nie odwracam, wiadomo, bo mam mecz do sędziowania, ale oni pytają o wszystko, tylko nie o to, co się dzieje na boisku.

Mam taką jedną drużynę, z którą rozmawiam na Facebooku, mam takie relacje, można powiedzieć, przyjacielskie. Ostatnio kibice tej drużyny robili sobie ze mną selfie. Ja biegałam po linii, a oni polowali na mnie z selfie stickiem. Protestowałam, ale oni „niech się pani nie przejmuje, my chcemy sobie tylko zrobić zdjęcie” (śmiech). Ale to taki pozytywny folklor. Na niższych ligach wszyscy się znają, kibice krzyczą do piłkarzy „no, trzeba było wczoraj nie iść na to piwo!”. Albo taka sytuacja, czekaliśmy przy linii, aż jedna drużyna wyjdzie z szatni, spóźniają się dwie minuty, a z trybun „pospieszcie się, sklep zamykają o dwudziestej, a jeszcze na piwo trzeba iść!”.

a

Często jesteś podrywana?

Często.

To może inaczej. Zdarza się mecz, kiedy nikt cię nie podrywa?

Chyba nie (śmiech). Nawet jeśli to mecz juniorów, to podrywają trenerzy. Piłkarze to wiadomo. „Pani sędzio, jak będę kontuzjowany to pani mnie uratuje?”. Ostatnio byłam na turnieju, trybuny się pytają „jaki numer?”. Nie widziałam, kto strzelił, więc się pytam: „chłopaki, czyja bramka?”. Oni mówią, że jedenaście, potem za chwilę biegłam blisko kibiców to mówię, że jedenaście. A oni „to kierunkowy, tak?”. Ale brałam to pod uwagę, że tak będzie. To wszystko w ramach żartów. Potem jak się zdarzy jakaś pomyłka, to atmosfera jest sympatyczniejsza, więc łatwiej im to przyjąć.

Oprócz sędziowania biegasz, więc raczej nie masz problemów, żeby nadążyć przy linii za akcją.

Nawet obserwator kiedyś śmiał się, że nie muszę ciągle biegać odstawno-dostawnym. Jestem mistrzynią małopolski juniorów na trzy tysiące metrów w biegu przełajowym, rok temu byłam na mistrzostwach Polski w Iławie. Na podium nie byłam, ale mogłam zmierzyć się w jednym biegu z moimi, można powiedzieć, idolkami.

Serio chcesz to rzucać dla B-klasy?

Na razie mam roczną karencję, więc i tak nie mogę biegać. Miałam taką nieprzyjemną sytuację – biegałam ze skręconą kostką. Najpierw udało mi się to wyleczyć, bo miałam super fizjoterapeutę, ale potem uraz się odnowił, a ja musiałam dalej biegać. W końcu noga nie wytrzymała i złamała się z przeciążenia. Potem trener robił mi wyrzuty, że miesiąc nie mogłam trenować. A miałam przecież złamaną nogę! Kompletnie się nie dogadywaliśmy, byłam świadoma, że będę musiała odbyć roczną karę przy zmianie klubu, ale po co chodzić na treningi sześć razy w tygodniu i się wkurzać? A wracając do pytania, niższe ligi to taka szkoła przetrwania, którą trzeba przeżyć. Wiadomo, że tam statystycznie liczba wyzwisk jest największa. Nie ma dystansu pomiędzy sędzią a kibicem, szatnie dla sędziów są tuż obok szatni piłkarzy. Sędzia ma mniejszą ochronę, ale musi to przetrwać, żeby potem sędziować na wyższym poziomie

Czytałaś wywiad Leszka Milewskiego (dostępny TUTAJ) z Patrycją Marek, także panią arbiter?

Tak, czytałam.

Patrycja na koniec wywiadu wystosowała apel do środowiska o to, żeby to traktowało kobiety na równi, ale nie odniosłem wrażenia, że ty masz z tym większy problem. Środowisko jest gotowe na sędziujące kobiety?

Jak najbardziej. Tak jak obserwuję to piłkarze chcą być sędziowani przez kobiety. Coraz więcej dziewczyn sędziuje, co raz więcej dziewczyn gra. Ale jesteśmy inaczej odbierane, to prawda. Jak rozmawiam z kolegami, którzy sędziują wyższe ligi, to oni po dobrze posędziowanym meczu raczej nie dostają pochwał. Wykonali swoją robotę, tyle. A do mnie podchodzą trenerzy czy piłkarze i mówią „pani sędzio, dobrze posędziowany mecz, gratuluję”. Może wyglądam na taką, która nie wie, co to spalony, a po meczu wszyscy są w szoku?

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. prywatne archiwum Karoliny

Najnowsze

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...