Nie mamy pojęcia, czy po dzisiejszym wieczorze małżonka Wszołka będzie tryskała radością, ale cokolwiek Paweł zaplanował na czerwiec, będzie musiał z tego zrezygnować. Wszołkowi przejdą koło nosa wakacje na Kubie czy Korsyce, w ostatnim momencie załapał się za to na pokład samolotu lecącego w innym, o wiele bardziej atrakcyjnym kierunku. Czerwiec 2016, Francja. Wszystkie elementy układają się w puzzle z podobizną Wszołka trzymającego bilet w towarzystwie Lewego i Krychy.
Dla formalności połączmy ze sobą fakty.
a) Wszołek jest w gazie i rozgrywa rundę życia,
b) Wszołek dostał szansę i spektakularnie ją wykorzystał,
c) Nawałka nie narzeka na nadmiar zmienników na skrzydłach, jeśli nie powoła Wszołka, powoła Peszkę (niemożliwe).
Po dzisiejszym meczu Nawałka może mieć pewność. Wszołek nie zaliczył niezłego czy rokującego występu. Ocena jego gry nie będzie brzmiała: „rzeczywiście, ma potencjał, będziemy się mu bacznie przyglądać”. Nie, to będzie coś w stylu „to jest to, czego szukaliśmy, bierzemy go!”.
W tym tygodniu sugerowaliśmy, by bliscy Sławomira Peszki czym prędzej popędzili do jakiejś ubezpieczalni i wykupili ochronę na dom „Peszkina”. Ze sprawdzonych źródeł wiemy, że przez dom byłego (słowo klucz) reprezentanta Polski przeszło właśnie tornado. Przywołujemy Sławka Peszkę, gdyż to właśnie jego uznajemy za najpoważniejszego konkurenta do wyjazdu na Euro (oczywiście to konkurent tak poważny jak Grzegorz Halama, ale jednak to na jego miejsce wskoczył piłkarz Hellasu). Liczby są jednak arcybrutalne – tylko dziś Wszołek zdobył tyle bramek, ile Sławomir Peszko w całej swojej reprezentacyjnej karierze, czyli przez 35 meczów (!!!).
Wszołek nie jest żadnym wirtuozem, ale jest w gazie. Przy bramce cały czas nadążał za akcją, żeby w odpowiednim momencie przyspieszyć. Drugi gol? Oczywiście, możemy mówić, że piłka sama spadła mu pod nogi, ale jednak Wszołek przeczytał akcję, wiedział, gdzie znajdzie się wolna przestrzeń, a potem tylko dołożył stopę. Miał szczęście, ale musiał jeszcze mu odpowiednio dopomóc. Asysta? Kątem oka obserwował całą akcję i nie posyłał piłki na alibi w pole karne (a pewnie nikt nie miałby pretensji), a przytomnie odegrał do Starzyńskiego, który miał trochę miejsca.
Co jak co, ale taki występ nie miał mu się prawa nawet przyśnić.
Pierwsza rzecz, która rzuciła nam się w oczy jak zobaczyliśmy Wszołka – gość wygląda, jakby we Włoszech całe dnie spędzał z ludźmi pokroju Pudziana czy Roberta Burneiki. Przypakował. Nie dość, że nie da się przepchać na skrzydle, to oferuje gratis kolejny wariant w ofensywie – wejście w pole karne. Jasne, Kuba czy Grosik też mogą wejść w szesnastkę (vide pierwszy gol dzisiejszego meczu), ale wyobrażacie sobie, żeby ktoś z tej dwójki wygrał pojedynek główkowy z rosłym stoperem? No właśnie. A po chwili patrzymy na Wszołka i jednak to sobie wyobrażamy.
No nie ma opcji, że Wszołek nie pojedzie na Euro. Tak jak zasugerował na Twitterze Staruch – gość po takim załapaniu się na pokład za pięć dwunasta powinien dostać teraz telefony od wszystkich możliwych biur podróży, mających w swojej ofercie wycieczki last minute.
Fot. FotoPyk