Reklama

Obiecujący Insigne, bezbarwna Hiszpania, słaby Vacek. Działo się w Europie

redakcja

Autor:redakcja

24 marca 2016, 23:44 • 6 min czytania 0 komentarzy

Na 2,5 miesiąca przed inauguracją Euro we Francji odżyły w nas wspomnienia, w końcu zobaczyliśmy naprzeciw siebie finalistów poprzednich mistrzostw o dominację na Starym Kontynencie. Włochy – Hiszpania przyciągnął nas najbardziej, ale działo się nie tylko w Udine. Kamil Vacek wyszedł dziś w pierwszym składzie na Szkocję i od nadchodzącego turnieju raczej się oddalił, tego meczu, mimo że w nim przecież nie zagrał, dobrze nie będzie wspominał także… Dusan Kuciak.

Obiecujący Insigne, bezbarwna Hiszpania, słaby Vacek. Działo się w Europie

***

Żeby najlepiej uświadomić sobie, jak długą drogę przez te cztery lata przeszły obie reprezentacje, wystarczy spojrzeć na składy. W finale w 2012 roku zagrało tylko… pięciu piłkarzy, którzy dziś przebywali na murawie. Włochy? Nietrudno zgadnąć, że Buffon (ale umówmy się, mamy wrażenie, że odchowamy wnuki, a Buffon dalej będzie stał we włoskiej bramce) i Bonucci. Hiszpania? Fabregas, Pique i Ramos. Tyle. Zmienili się zawodnicy, ale oprócz nich także i jeszcze jedna rzecz. Cztery lata temu obie ekipy były gwarancją emocji. A dziś… Napiszmy wprost: momentami na ten mecz ciężko się patrzyło.

Naprawdę, nawet nie chcemy zliczać, ile razy zachciało nam się ziewnąć podczas tego spotkania. Pierwsza połowa – kompletnie do zapomnienia. Parę zrywów i to wszystko. Druga? Kilkuminutowe podwyższenie ciśnienia i szybkie obniżenie napięcia. Najpierw błąd Juanfrana (nie ogarnął ustawienia i totalnie zgubił linię spalonego) wykorzystał Insigne, który prawdopodobnie załatwił sobie dzisiejszym występem bilet na Euro. U Conte nie grał w ogóle, dziś po raz pierwszy pokazał się z ławki i – tak to trzeba ocenić – zrobił Włochom mecz. Ledwie zdążyliśmy się przebudzić, a już piłkę do siatki w ramach odwetu wpakował Aduriz. Choć trzeba przyznać, że o tym golu w ogóle nie powinniśmy pisać – na oczywistym spalonym przy tej akcji  było trzech Hiszpanów, w tym rzecz jasna strzelec bramki.

Gdybyśmy przespali poprzednie cztery lata i obudzili się właśnie dziś, stwierdzilibyśmy, że na Półwyspie Apenińskim właśnie zaczynają składować szampany przed czerwcem. 1:1 z Hiszpanią? Z tą Hiszpanią, która w finale Euro 2012 zmasakrowała ich drużynę, złapała piłkarzy za łby i powycierała nimi wszystkie zakamarki kijowskiego stadionu? Ale obie ekipy przebyły długą drogę i o żadnej z nich nie powiemy dziś, że to pewniak do finału na mistrzostwach we Francji. Ba, powtórka finału sprzed czterech lat to dziś coś równie prawdopodobnego co śnieg w lipcu albo włosy na głowie Gianniego Infantino.

Reklama

Hiszpanie też dziś nie wyglądali jak zespół, który jedzie do Francji żeby bronić tytułu. Drużyna, która zjadała wszystkie reprezentacje pomysłem taktycznym, dziś kompletnie nie wiedziała jak ugryźć rywala. Mata? Jego aktywność skończyła się na odśpiewaniu hymnu. Thiago? To samo. De Gea mógł mieć deja vu z ostatnich miesięcy w klubie – znów robił to, co zwykle robi na angielskich boiskach. Czyli był najlepszy w swojej drużynie.

Taka brutalna prawda – najbardziej finezyjne u Hiszpanów były dziś koszulki.

hisz

***

Turcja. Jeden z garstki krajów na świecie, w których na meczu towarzyskim atmosfera potrafi być niemal tak gorąca, jak na starciu Galatasaray z Fenerbahce. Nie mamy wątpliwości, że gdyby Euro odbywało się właśnie nad Bosforem, gospodarzy właśnie z tego względu trzeba by było zaliczyć do szerokiego grona faworytów turnieju. Dziś niesieni fanatycznym dopingiem swoich fanów Turcy pokonali Szwedów. Trzeba dodać – w pełni zasłużenie.

Szwedzi, czego nie dało się nie zauważyć, grali dziś bez Zlatana Ibrahimovicia, któremu trener Erik Hamren zdecydował się dać wolne. Długimi momentami brakowało tego błysku z przodu, odrobiny zlatanowej magii dla której odwiedza się stadion i która mogłaby zdecydowanie ożywić poczynania w ofensywie. Największe zagrożenie goście stwarzali więc głównie po stałych fragmentach gry, z których jednak tylko jeden udało się zamienić na bramkę.

Reklama

Na zmotywowanych zupełnie tak, jakby to był mecz o punkty Turków, to było zdecydowanie za mało. Nie dał się też odczuć brak Buraka Yilmaza z przodu, w którego miejsce wbił się razem z drzwiami i futryną Cenk Tosun.

Image and video hosting by TinyPic

Urodzony w Niemczech 24-latek to jeden z największych wygranych dzisiejszych sparingów. Pięciokrotny reprezentant Turcji walczył za trzech, robił masę wiatru z przodu, za co odebrał nagrodę w postaci dwóch bramek. Nie dając tym samym wyboru Fatihowi Terimowi. Niezależnie od tego, jak mocną pozycją cieszy się w swoim kraju, braku powołania dla najjaśniejszej postaci meczu ze Szwecją nikt by mu nie wybaczył.

***

Od pierwszej minuty w spotkaniu Czechów ze Szkocją, co przyjęliśmy z niemałym zdziwieniem patrząc na tegoroczne występy w Piaście, zagrał Kamil Vacek. To dobra wiadomość. To teraz zła. Niestety, pomocnik chyba nawet sam siebie nie przekonał, że zasługuje na podstawę w kadrze, a i nad dwudziestką trójką na turniej byśmy się zastanowili. Szkoci wygrali 1:0, choć równie dobrze mogli ten mecz wysoko przegrać. McGregor między słupkami wyczyniał dziś jednak najprawdziwsze cuda. Z każdą minutą można było nabrać przekonania, że ten gość dziś nie wpuściłby bramki nawet gdyby Czesi mieli prawo strzelać piłkami do tenisa. Niezbyt dobra była to wiadomość dla naszych południowych sąsiadów, ale jeszcze gorsza dla Duszana Kuciaka. Słowak miał z McGregorem rywalizować o miejsce w Hull City, ale w tym momencie… jakby to najdelikatniej ująć, no fucking way.

***

Tak emocjonującego spotkania, jakie zafundowały nam Dania z Islandią chyba nikt się po Skandynawach nie spodziewał. Efektownymi strzałami z dystansu można by było spokojnie obdzielić kilka spotkań, a bramkarze mieli od pierwszej do ostatniej minuty pełne ręce roboty.

O ironio, żadnego spektakularnego trafienia z dalszej odległości ostatecznie nie zobaczyliśmy. Koniec końców w wymianie ciosów okazała się Dania, dwiema bramkami na samym początku drugiej połowy rozwiązując sprawę zwycięstwa w tym spotkaniu. Tak jak Tosun w meczu Turcji ze Szwecją, tak tutaj chłodną głową błysnął Nicolai Jorgensen zaliczając dublet w zaledwie cztery minuty.

***

Warto odnotować, że dopiero drugi mecz od mundialowej porażki z Kostaryką wygrała Grecja. Nie będziemy oszukiwać, że na spotkanie Mitroglou i spółki z kolegami Joveticia i Vucinicia (w dodatku bez żadnego z tej dwójki na boisku) czekaliśmy z zapartym tchem, obgryzając do krwi paznokcie. Ale jeśli ktoś z braku laku przełączył na transmisję z Aten, przynajmniej obejrzał tę bramkę Tzavelasa, dającej gospodarzom prowadzenie.

 

Kolejnych osiem minut to po bramce z obu stron i szybki powrót do pierwotnych założeń. Czyli: kopać rywala, a jeśli przy tym uda się też piłkę – spoko. Efekt? Aż osiem żółtych kartek. Jak na sparing – całkiem sporo.

***

Na koniec – gdybyście mieli dziś problemy z zaśnięciem, odkopcie sobie gdzieś powtórkę Norwegia – Estonia. Zapomnijcie o obdzieraniu ze skóry i chińskiej torturze wodnej. W porównaniu z tym, ekhem, „widowiskiem” to wszystko brzmi jak niezła zabawa.

Grali także nasi grupowi rywale – Ukraińcy i Irlandczycy z Północy. O ich meczach możecie przeczytać TUTAJ.

Najnowsze

EURO 2024

Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Piotr Rzepecki
6
Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...