Reklama

Debiutancki sezon Czerwińskiego dobiegł końca. Było lepiej, niż zakładaliśmy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 marca 2016, 13:12 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wolelibyśmy zrobić to „po bożemu”, w drugiej połowie maja, gdy znane będą absolutnie wszystkie rozstrzygnięcia. Jednak smutne jak stan konta Ruchu Chorzów okoliczności zachęcają nas do tego, by już dziś ocenić debiutancki sezon w Ekstraklasie w wykonaniu Jakuba Czerwińskiego. Zakończył się on dla niego wraz z feralnym upadkiem w 80. minucie meczu z Cracovią. Kontuzja stopy uniemożliwi mu rozegranie choćby minuty do końca sezonu, a dla Portowców jest to wiadomość tym gorsza, że aż do tego zdarzenia Czerwiński… nie opuścił ani jednej. 

Debiutancki sezon Czerwińskiego dobiegł końca. Było lepiej, niż zakładaliśmy

Grał absolutnie wszystko, od deski do deski, a w całej lidze podobnym wyczynem mogli pochwalić się tylko Jakub Szmatuła z Piasta Gliwice i Vlastimir Jovanović z Korony Kielce. 2600 minut łącznie z meczem Pucharu Polski, jest więc całkiem sporo materiału do analizy. Zacznijmy może od oczekiwań, które mieliśmy wobec jego osoby, przed startem sezonu pisaliśmy tak:

W każdej „najlepszej jedenastce sezonu I ligi” ustalanie składu zaczynało się właśnie od niego. Również na naszych łamach jego postawę doceniali zarówno Andrzej Iwan, jak i Marek Chojnacki, a umówmy się – niełatwo znaleźć lepszych fachowców od pierwszoligowego rynku. Komplementów nasłuchał się co niemiara, teraz pora udowodnić, że nieprzypadkowo ciężko jest znaleźć złą recenzję jego gry.  Czego mogą spodziewać się po nim kibice Portowców? Już sama „aparycja zakapiora” wskazuje, że jest to gość, z którym pojedynki nie będą należały do przyjemnych. Jednak z oceniania ludzi tylko po wyglądzie wyrosiliśmy już w podstawówce, więc żeby nie było żadnych wątpliwości – Czerwińskiego nie zaliczylibyśmy go grona boiskowych brutali. Zdarza mu się pojechać równo z murawą, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Do pełnego panowania na przestrzenią powietrzną brakuje mu kilku centymetrów, ale nadrabia to timingiem i mądrym ustawianiem się. Również pod bramką rywali będzie stanowił zagrożenie, w ostatnich dwóch sezonach ustrzelił łącznie sześć goli.  Aha, do grupy dobrego wyprowadzania piłki im. Marcina Kamińskiego nie jest zapisany, ale od biedy może grywać na prawej stronie obrony.

Czyli solidność, solidność i jeszcze raz solidność. I z dzisiejszej perspektywy trzeba powiedzieć, że Czerwińskiego wtedy nie doceniliśmy. Za debiutancki sezon można wystawiać mu tylko laurki, stał się wręcz modelowym przykładem przeskoku z I ligi do Ekstraklasy i zachętą, by uważniej przyglądać się temu rynkowi. Nie tylko w dalszym ciągu pokazywał atuty, z których był znany, ale też wykonał spory krok do przodu. Na pewno bardzo skorzystał na współpracy z bardziej doświadczonym Jarosławem Fojutem. W pewnym momencie, już wiosną można mieć było nawet wrażenie, że – jakkolwiek to zabrzmi w przypadku piłkarzy, których dzieli ledwie cztery lata – uczeń przerósł mistrza.

Zaglądamy w noty, w które wystawiamy po każdym ze spotkań i na ten moment TOP5 środkowych obrońców – uwzględniając tych, którzy wystąpili w przynajmniej 10 spotkaniach – prezentuje się następująco:

Reklama

1. Michał Pazdan (Legia Warszawa): 5.61
2. Maciej Dąbrowski (Zagłębie Lubin): 5.45
3. Jakub Czerwiński (Pogoń Szczecin): 5.18
4. Jarosław Fojut (Pogoń Szczecin): 5.17
5. Arkadiusz Głowacki (Wisła Kraków): 5.08

W raporcie InStat po rundzie jesiennej Czerwińskiego można było znaleźć w czołówce takich klasyfikacji jak: wygrane pojedynki w obronie (157/246, 13. miejsce), przejęcia (187, 2. miejsce), odzyskane piłki (159, 8. miejsce). Spore rezerwy ciągle widać w wyprowadzeniu futbolówki (81% celności podań, przy np. 88% wspomnianego Kamińskiego), pojedynkach powietrznych (63% wygranych) oraz chociażby w grze pod bramką rywali – Czerwiński zdobył co prawda jedną bramkę z Jagiellonią, ale oddał jesienią ledwie 5 strzałów (przy 14 Fojuta). Z całą pewnością na jeszcze lepszą grę go stać.

Na razie jednak Czesław Michniewicz musi zmierzyć się z problemem zastąpienia gościa, który długo wydawał się być niezniszczalny. Wielkiego pola manewru mieć nie będzie – albo odważniej postawi na Sebastiana Murawskiego, albo będzie kombinował ze spadochroniarzami na tej pozycji (w ostatnim meczu przyzwoicie zagrał Rudol). Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, kontuzję Czerwińskiego uznać można też za… wyrównanie szans. Niedawno przecież walczące z Pogonią o pudło „Pasy” straciły do końca sezonu Damiana Dąbrowskiego. Jednak – co należy uznać za duży komplement – to strata stopera chyba powinna być bardziej odczuwalna.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...