Na kilkanaście tygodni przed Euro kompletnie posypała się forma Łukasza Szukały, Nawałka wreszcie wyleczył się z Thiago Cionka, więc wszystko wskazuje na to, że najprawdopodobniej rzutem na taśmę do Francji pojedzie jeden, a być może i dwóch nowych obrońców. Z tego względu wzięliśmy dziś pod lupę Bartosza Salamona, który jednak ani specjalnie się do Francji nie przybliżył, ani też swoich szans nie przekreślił.
Gdyby w piłce przyznawane były noty za styl jak w skokach, zgarniałby te z pogranicza dwudziestki. Na jego boiskową elegancję po prostu ładnie się patrzy. Zaliczył nerwowe wejście w mecz, ale im dalej w las, tym łapał coraz to większą pewność siebie. W ogólnym rozrachunku niczego wielkiego nie spartaczył, ale zanim zaczniemy pisać o tym, że Glik wreszcie doczekał się pewnego partnera, pamiętajmy o tym, że:
a) to Salamon popełnił niepotrzebny faul tuż przed polem karnym, po którym gola mógł zdobyć Ivanović (taki Mueller – przecież nasz rywal w grupie – wykorzystałby 10/10 takich sytuacji),
b) to Salamon podjął cztery próby przerzutu, z czego żadna nie okazała się skuteczna,
c) mecz z Serbią, która nie zagra na Euro, to średnia weryfikacja.
Byliśmy wręcz pewni przed meczem, że Salamona będzie można pochwalić za próby wyprowadzania piłki, a tu psikus – akurat w tym elemencie okazał się najgorszy. Ale generalnie widać, że nie należy do stoperów, którzy podają wyłącznie na alibi, do najbliższego. Cały czas głowa w górze, cały czas szukał zagrania do przodu – jeśli nie znalazł wolnego korytarza, dopiero wtedy grał do tyłu. Wszystkie przerzuty – wiadomo – nie dość, że niecelne to jeszcze w dużej mierze bezsensowne, ale i tak należy docenić, że nie wybierał najprostszych środków. A mógł przecież podać do Glika i mieć spokój. Każdy by zrozumiał, w końcu to pierwszy mecz w nowej reprezentacji.
Co nam się rzuciło w oczy – Salamon bardzo dobrze czytał grę. Nie popełnił większych błędów w ustawieniu (poza wspomnianym faulem), przewidywał sytuację boiskową i często wyprzedzał swoich rywali. Znakomicie przeczytał przykładowo podanie Ljajicia (gdyby Salamon w odpowiednim momencie nie wykonał ruchu, napastnik wyszedłby sam na sam). Poza dwoma faulami przy pojedynkach powietrznych nie przegrał żadnej górnej piłki. Tak na marginesie – w sumie to nie świadczy o gościu o takim wzroście najlepiej, że musi uciekać się przy wyskokach do fauli.
Serbowie swoje okazje mieli, ale specjalnie nie forsowali tempa, więc na prawdziwą weryfikację przyjdzie jeszcze czas. Bartek Salamon/Salomon/Salaman póki co najbardziej dał się we znaki Dariuszowi Szpakowskiemu.
Fot. FotoPyK