Spytacie nas: a jak tam nasze młode Orły, ta grupa zdolniach, która celuje w przyniesienie nam dumy podczas przyszłorocznych Młodzieżowych Mistrzostw Europy? Odpowiemy: takie widowiska transmituje się na telebimach w siódmym kręgu piekła. Widywaliśmy jak pies się z kotem wokół drzewa ganiał, a i tak miało to więcej wspólnego z meczem piłkarskim. Nie da się ukryć, że również dzięki trybunom, które nieustannie zagrzewały naszych do boju pieśniami z gatunku „Osuch! Co? Ty kurwo”.
Mecz na dobre umarł po przerwie. W pierwszej jeszcze błędy rywali pozwalały coś stworzyć, dzięki czemu dwa razy sam na sam wyszedł Piątek, ale potem kopanina, kopanina i jeszcze raz kopanina. Czasami mówi się, że drużynie brakowało ostatniego podania – tutaj obu drużynom brakowało również przedostatniego, przedprzedostatniego i kolejnych idąc wstecz. Jakby wyrzucono tych ludzi z miejskiego autobusu, poubierano w koszulki i kazano grać. Zarówno dla nas jak i dla Finów wymiana kilku sensownych podaniach była taką czarną magią jaką dla Rymaniaka jest przewrotka zza pola karnego ala Rivaldo. Całym podsumowaniem była akcja w końcówce, kiedy Polacy nie zareagowali na niemrawą wrzutkę gości, ta dotarła do osamotnionego na dziesiątym metrze Tamminena, a ten z całą siłę uderzył w powietrze przed piłką zamiast w piłkę.
1:0, ale drużyna nie funkcjonowała. Na upartego jakieś indywidualne pochwały może by się znalazły – na pewno Stępiński wyglądał tutaj na człowieka z trochę innej bajki. Defensywa mimo tego kuriozum w końcówce raczej trzymała fason, choć gdyby tak beznadziejna dziś Finlandia ją ogrywała to wyrok byłby jeden: czas spróbować sił w roznoszeniu ulotek. Przy bramkowej akcji dobrze dorzucił Jaroszyński, COŚ próbował robić Lipski, ale na próbach zwykle się kończyło.
Dlatego w obliczu tak marnego widowiska zdecydowanie na pierwszy plan wybiły się trybuny. Zdecydowana większość meczu ubiegła w motywującym biało-czerwonych „Trele morele, Osuchy kurwy i cwele”, „zawsze i wszędzie policja jebana będzie”, „Osuch to stara kurwa, Osuch jebany jest, Osucha trzeba pierdolić” i wariacjach powyższych. Nie ma co – aż dziwi, że nasi nie biegali jak na skrzydłach po murawie. Aby było ironicznej, w tym samym czasie grupa dzieci próbowała śpiewać „Polska, Polska”, ale była zagłuszana przez kolejne pieśni o Osuchu. Należałoby wyrazić głęboką nadzieję, że żadna reprezentacja już nigdy w Bydgoszczy nie zagra, bo to się po prostu mija z celem, a potem nas uderza: przecież w Bydgoszczy między innymi będzie się rozgrywać młodzieżowe Euro.