Reklama

Jak zgniły holenderskie pomarańcze. „Byliśmy pewni, że wiemy wszystko”

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2016, 07:30 • 13 min czytania 0 komentarzy

Jeśli nie masz pieniędzy, to wciąż możesz sobie poradzić, wystarczy, że będziesz sprytny, kreatywny i innowacyjny. Te cechy zawsze nas określały. Nasze szkolenie było najlepsze, nasi trenerzy wyznaczali nowoczesne trendy, osiągali sukcesy na całym świecie. Ale tak bardzo uwierzyliśmy w swój model, tak bardzo uwierzyliśmy, że wiemy wszystko, że mamy najzdrowszy system, który nie wymaga zmian, że staliśmy się leniwi. Siedzieliśmy w mydlanej bańce, zachwyceni sobą, a ta właśnie pękła i ujawniła nam, że wszyscy zrobili kilka kroków do przodu, a my zostaliśmy w tyle – kryzys holenderskiej piłki jest faktem. Dotyczy zarówno kadry, ale też Eredivisie i innych aspektów futbolu przez tyle lat stawianego za wzór. O przyczynach rozkładu Oranje opowiedział nam holenderski dziennikarz, Michiel Jongsma. Zapraszamy.

Jak zgniły holenderskie pomarańcze. „Byliśmy pewni, że wiemy wszystko”

***

„In five hundred days from third to turd”. W pięćset dni od trzeciego miejsca do – nie ma co owijać w bawełnę – gówna. Taką myśl ułożyłeś o kadrze Oranje.

W Brazylii wcale nie byliśmy tacy mocni, jak niektórzy to przedstawiają. Mieliśmy sporo szczęścia z Meksykiem i Kostaryką, brakowało błyskotliwości w ofensywie. Byliśmy rozciągnięci między starzejącymi się supergwiazdami, a młodymi, którzy dopiero zapowiadali się na wielkich piłkarzy. Pomiędzy nimi nic, stracone pokolenie, brak łącznika. Niemniej był to zespół solidnie zorganizowany, dobrze zbilansowany, rzetelnie grający. Hiddink, który przejął kadrę po mundialu, nie chciał kontynuować pracy van Gaala – zależało mu na stworzeniu autorskiego zespołu. Można z przekąsem powiedzieć: udało mu się.

Jak środowisko piłkarskie w Holandii odebrało eliminacyjną klęskę? Wydawało się, że jesteście w idealnym momencie: brąz był w dużej mierze udziałem młodych graczy stojących u wrót wielkich karier. Miał kto przejmować odpowiedzialność za wyniki.

Reklama

Wszyscy w Holandii zdawali sobie sprawę, że brązowy medal był wynikiem nieco na wyrost, nikt jednak nie był gotów na taką klapę. Źle zapowiadało się od początku: minęło raptem dziesięć minut pierwszego meczu po mistrzostwach, już przegrywaliśmy 0:2 z Włochami. Następne starcie, pierwsze eliminacyjne, i tym razem Pilar wykańcza nas w ostatnich sekundach. Z czasem zrodziła się frustracja, wkrótce złość, która wiele miesięcy ustąpiła akceptacji. Akceptacji, że drużyny po prostu nie ma. Uwierz mi: pod koniec, gdy wciąż jeszcze były zupełnie realne szanse żebyśmy zakwalifikowali się do baraży, nikt w to i tak nie wierzył. Totalna rezygnacja.

W trakcie eliminacji zwolniono Hiddinka, kończył je Blind. Z perspektywy wiadomo, że nie pomogło, ale czy wtedy czytaliście to jako sensowny ruch?

Nie. Nikt tak nie uważał, choć Hiddink był wówczas jednym z najmniej popularnych ludzi w kraju. Ale zmieniać go na kogoś bez doświadczenia, kto może się pochwalić w cv jedynie rozczarowującą i krótką przygodą z Ajaksem… to się nie trzymało kupy. Było po prostu nieprawdopodobnie głupie. Cały kraj zastanawiał się: dlaczego nie daliście sterów Koemanowi? Chciał tę robotę. Opowiadał w wywiadach, że o tym marzy. Był tak naprawdę jedynym poważnym kandydatem. A oni zaproponowali mu asystenturę przy Hiddinku – przecież to śmieszna oferta dla szkoleniowca tej rangi.

Czy federacja w jakikolwiek sposób poniosła konsekwencje swoich błędnych decyzji?

Nie. To uwsteczniona organizacja, zawieszona w innej epoce. Fala krytyki lała się na nich ze wszystkich stron, ale reakcji nie było żadnej. Spłynęło to po nich. Stwierdzili „takie rzeczy się zdarzają, to wypadek przy pracy” i na tym koniec. Z czasem ludzie się pogodzili i burza wokół związku ustała, ale tylko dlatego, że nie było żadnego sposobu by z zewnątrz wymusić zmiany, personalne czy systemowe.

Czy pamiętasz gorszy moment holenderskiej piłki?

Reklama

Nie, bo nie chodzi tylko o słabe wyniki reprezentacji. Problemy są dogłębne, sięgają Eredivisie i całej naszej kultury piłkarskiej. Łatwo jest sprowadzić kłopoty klubów do braku kasy: o, nie możemy rywalizować jak równy z równym w Champions League, bo inni są bogaczami. Ale to wymówka –  jeśli nie masz pieniędzy, to wciąż możesz sobie poradzić, wystarczy, że będziesz sprytny, kreatywny i innowacyjny. Te cechy zawsze nas określały. Nasze szkolenie było najlepsze, nasi trenerzy wyznaczali nowoczesne trendy, osiągali sukcesy na całym świecie. Ale tak bardzo uwierzyliśmy w swój model, tak bardzo uwierzyliśmy, że wiemy wszystko, że mamy najzdrowszy system, który nie wymaga zmian, że staliśmy się leniwi. Siedzieliśmy w mydlanej bańce, zachwyceni sobą, a ta właśnie pękła i ujawniła nam, że wszyscy zrobili kilka kroków do przodu, a my zostaliśmy w tyle. Wiesz, że kilkanaście lat temu, gdy Niemcy byli w kryzysie, przyjechali do nas szukać inspiracji do wymyślenia siebie na nowo? Przywykliśmy, że jesteśmy w piłce wzorem dla innych. Ale gdy osuniesz się ze szczytu, intuicyjnie będziesz próbował wrócić na niego tą samą ścieżką, którą na niego wszedłeś. Skoro tamta metoda tyle razy okazywała się skuteczna, skoro przyniosła tyle triumfów, to trudno ją porzucić. Dlatego po dziś dzień ciężko jest nam przestawić się na myślenie, że potrzebujemy zmian. Powoli oswajamy się z myślą, że nasze sprawdzone sposoby to w rzeczywistości coraz bardziej zgranych kart. Świat uciekał inspirując się nami, bo w takiej filozofii Pepa widzisz wiele istotnych rysów klasycznej holenderskiej szkoły, ale my rozleniwiliśmy się.

Screen Shot 03-22-16 at 03.09 AM

Ligowy Ranking UEFA. Na przełomie wieku Holandia była potęgą. W najbliższych latach grozi jej brak gwarantowanego miejsca w LM. Źródło: https://kassiesa.home.xs4all.nl

Screen Shot 03-22-16 at 06.32 AM

Wspomniałeś o kłopotach Eredivisie. Kilkanaście lat temu byliście topową ligą, marki jak Ajax, PSV czy Feyenoord stanowiły o sile europejskich rozgrywek. Dzisiaj osuwacie się z roku na rok, za dwa lata zamiast kilku drużyn w Champions League, co było kiedyś waszym udziałem, możecie mieć tylko jednego w eliminacjach.

Eredivisie też choruje na uwstecznienie. Siedemnastu z osiemnastu trenerów w lidze to Holendrzy, co wygląda fajnie na papierze, ale tak naprawdę połowa z nich wciąż siedzi w tej mydlanej bańce. Nie interesują się za bardzo innymi ligami, zamykają na nowe trendy, są skupieni na sobie. Efektem jest taktyczna przestarzałość. Tu ciągle dominuje przekonanie, że posiadanie piłki jest najlepszą i najkrótszą drogą do sukcesu. A przecież w Europie w ostatnich latach coraz częściej przekonywaliśmy się jak groźne potrafią być drużyny, które posiadanie piłki mają gdzieś. Holenderskie drużyny nie będąc elastycznymi taktycznie stają się przewidywalne, a w defensywie wręcz naiwne.

Czyli bagatelizujesz rolę pieniędzy – a raczej ich braku – w zmianie statusu ligi.

Oczywiście, że różnice finansowe to problem. Ajax ma 80 milionów euro budżetu, co pozwala na kupowanie dobrych graczy, ale takie same możliwości finansowe ma wiele klubów na kontynencie. Prawda jest taka, że większą pensję gracz może dostać nawet w angielskiej Championship, jeden klub Premier League dostaje więcej z tytułu praw telewizyjnych niż cała liga holenderska. Ekonomiczne braki to jednak nasza wina: są tu trzy marki, które zna każdy w Europie, a rozgrywki są ciekawe, rozgrywane w ofensywnym duchu. Kilkanaście lat temu czołówka była dość bogata, by robić głośne transfery i bić się o wszystko w Europie. Ale nie zbudowano rozsądnych podstaw i konsekwentnie odchodzono od koncepcji gry jak największą liczbą wychowanków – zaczęła przeważać armia zaciężna.

Feyenoord postawił wszystko na jedną kartę – już miał długi, a sprowadził „najemników” by odkuć się dzięki pieniądzom z Ligi Mistrzów. Ale tam nie awansował i w konsekwencji stanął na krawędzi bankructwa, by wkrótce oberwać 0:10 od PSV, grać juniorami, a najlepszych sprzedawać do na przykład Twente, co kiedyś byłoby scenariuszem football fiction. Na swój sposób można ich jednak nawet zrozumieć – to wyjątkowo trudny, specyficzny klub, w którym istnieje potężna presja sukcesu, a który ostatni raz mistrzostwo zdobył w 1999, co tylko z roku na rok zwiększało głód zwycięstw.

Wtedy, na początku poprzedniej dekady, można było pociągnąć ligę na szczyt, ale sukcesy w pucharach i pieniądze roztrwoniono. Zamiast zbudować fundamenty, zamiast pamiętać, że to kreowanie gwiazd jest duszą holenderskiej piłki, wydawano pieniądze na lewo i prawo. Kolosy zaczęły się chwiać, a Feyenoord mało się nie posypał. Wymowne, że wtedy, gdy mało co nie zbankrutował, musiał wrócić do korzeni, a więc szkolenia swojego narybku. I wypuścił wielu ciekawych graczy,  a dzięki polityce stawiania na wychowanków wrócił na właściwy szlak.

Pierwsza pułapka sukcesu to więc niechęć do zerwania z „mistrzowską” formułą, a tutaj jawi nam się kolejna, bardziej prozaiczna: kasa.

Są pieniądze, więc kusi, żeby wydać je od zaraz i mieć od zaraz efekty. A można było iść drogą, którą obrały kluby portugalskie. Jeszcze mniejszy kraj, też klasyczne marki, ale które w przeciwieństwie do nas regularnie można spotkać w fazie pucharowej Ligi Mistrzów albo w późnych fazach Ligi Europy. Oni też nie mają petrodolarów, a tylko i aż swój cierpliwie wypracowany, konsekwentny model. Tak samo działa choćby Basel, a kto wie jak potoczą się losy Midtjylland.

Powiedziałeś o wielkiej presji, która towarzyszy w Feyenoordzie. A Ajax?

Ajax ma się za właściciela Eredivisie. Za jedynego godnego zasiadania na mistrzowskim tronie. Są z największego miasta, mają najwięcej kibiców, najwięcej sukcesów. Zlatan powiedział, że w całej swojej karierze nigdzie nie spotkał się z większą presją niż w Amsterdamie. W Ajaksie nie wystarczy, że wygrywasz – musisz wygrywać pięknie. Tylko zwycięstwa osiągnięte dzięki spektakularnemu stylowi wchodzą w grę, nic poniżej. A przecież mieli kilka długich lat posuchy w poprzedniej dekadzie, kiedy ani razu nie wygrali mistrzostwa – dla klubu tej skali w Holandii to było coś wyjątkowego. Ajax jest takim klubem, gdzie nie ma ani chwili cierpliwości, gdzie nie istnieje termin „sezonu przejściowego”. Uważam, że między innymi przez to nie wykorzystują swojego potencjału w pełni i PSV, choć z wiele mniejszego miasta, buduje zdrowszą strukturę klubu.

Jakie znaczenie ma dla holenderskiej piłki sukces PSV w Lidze Mistrzów?

Ma dwie strony medalu. Z jednej strony pokazuje, że można, że to nic niemożliwego zagrać na wiosnę w Champions League. Już chyba wszyscy w Holandii uznali, że po prostu to za wysokie progi dla Eredivisie – taki awans zerwie z podobnym szkodliwym myśleniem. Problem w tym, że możemy wpaść w inną zasadzkę: uznać, że wszystko jest w porządku, bo PSV się fajne pokazało. Mam nadzieję mecze PSV nie będą wykorzystane do tuszowania kłopotów, udawania, że nie potrzeba działać.

Zacytuję ci Cruyffa i poprosiłbym, żebyś się odniósł. „Czasami myślę, że znacznie lepiej dla holenderskiej piłki byłoby, gdyby kluby w ogóle nie miały pieniędzy”.

To właśnie przytyk wobec sprowadzania graczy zza granicy. Cruyff uważa, że bardzo rzadko trafia się ktoś kupiony, a będący takiej klasy, że lepszego nie można byłoby wychować. W Ajaksie Cruyff toczył wewnętrzną wojnę by przeforsować taką politykę. Przykład tego jak podnosił się z popiołów Feyenoord pokazuje, że to wcale nie szalona metoda. Teraz znowu w Rotterdamie mają pieniądze, przez tym sezonem kupili 7-8 zawodników, ale nie widziałem, by któryś szczególnie podniósł jakość drużyny. Trzydziestopięcioletni Kuyt ściągnięty za darmo nakrywa ich wszystkich czapką.

Porozmawiajmy o, jak sam powiedziałeś, straconym pokoleniu. Można zaryzykować w oparciu o nie, że brak innowacyjności trzeba odnieść także do waszego szkolenia, tak wzorcowego przez lata?

Dość depresyjne doświadczenie dla każdego Holendra: przypomnieć sobie choćby ilu kiedyś mieliśmy topowych napastników. Van Nistelrooy. Maakay. Kluivert. Van Hooijdoonk. Jimmy Floyd Hasselbaink. Van Persie. Bergkamp. Teraz nie mamy w zasadzie nikogo. Powiem ci tak: czytam dużo angielskiej prasy i wiem, że gdy tylko jakikolwiek młody Anglik trzy razy kopnie prosto piłkę, to już robi się z niego gwiazdę. Nową nadzieję reprezentacji. Tak było z Walcottem, Wilsherem, Stonesem, Barkleyem, teraz z Allim. W Holandii jest ten sam problem – mamy choćby Depaya, który posiada fantastyczny talent. Ale już w tak młodym wieku mówi się o nim, że ma zbawić holenderską reprezentację. To wielka presja dla takiego młodego człowieka, zbyt wielka, utrudniająca mu rozwój. Ten sam schemat przerabialiśmy już wiele razy i on w dużej mierze zaważył na tym, że stracono generację. Pamiętam Ricardo Zivkovicia – jako szesnastolatek grał w Eredivisie w barwach Groningen i się wyróżniał. Strzelił 11 goli, nazwano go nowym Robbenem. A potem poszedł do Ajaksu i zgasł. Ci młodzi chłopcy nie mają dziś czasu by rozwinąć się jako ludzie. Zagrają kilka meczów i są wszędzie, w mediach, w sieci na stu nagłówkach, a na barkach noszą ogromną presję.

Screen Shot 03-22-16 at 07.04 AM

Napastnicy w ostatnim czasie powoływani do kadry Oranje. Źródło: Wikipedia

Może kiedyś było łatwiej się rozwinąć. Choć Ruud Gullit mówi, że dzisiejsi kandydaci na piłkarzy mają wszystko na tacy, to z drugiej strony zapomina, że mierzą się też z innymi wyzwaniami i pułapkami.

Kiedyś młody piłkarz miał spokój. Była telewizja, gazeta – miał szczęście, jak przeczytał swoje nazwisko w składzie. Dzisiaj świat mediów jest tak dynamiczny, tak szybki, tak rozrośnięty, że ten sam gracz, który kiedyś byłby anonimem mogącym skupić się tylko na treningu, teraz ma nierzadko status filmowej gwiazdy. Napisze jednego tweeta i będzie miał w minutę kilkadziesiąt odpowiedzi pełnych zachwytu i tyle samo pełnych jadu. Cokolwiek zrobi – będzie pod obserwacją, w centrum uwagi. Ci chłopcy nie mają normalnego życia. Nie mają swojej przestrzeni. I uważam, że między innymi dlatego stracono tę jedną generację – bo ci byli pierwszymi, którzy wchodzili w czasach powszechnego internetu, co było nowym wyzwaniem i miało dalekosiężne konsekwencje. Tak jakby wchodzili do piłki w innym świecie, gdzie jest inna presja – byli ofiarami okresu przejściowego, pierwszymi ofiarami internetowego hypu. Oczywiście byli też moim zdaniem mniej utalentowani od poprzedników, ale taki Afellay: byliśmy pewni, że zostanie jednym z najlepszych na świecie.

Napisałeś, że tylko trzech graczy, Ziyech, Haller, Larsson, byłoby wzmocnieniami jedenastek Ajaksu lub PSV. To ma być dowód przepaści, jaka dzieli dziś czub tabeli od reszty.

Kiedyś też była różnica między najlepszymi, a średniakami, ale u średniaków było pełno interesujących graczy, co do których mogłeś spekulować czy nie zrobiliby różnicy w pierwszym składzie kogoś z wielkiej trójki. Teraz tego już nie ma. Mniejsze kluby muszą zrozumieć, że futbol dzisiaj to biznes i budowanie własnej marki. Niektóre mają duże problemy by odnaleźć się w nowej, bardziej komercyjnej rzeczywistości futbolu.

Porozmawiajmy o Polakach w Eredivisie. Na pierwszy ogień: Milik.

Cenię go, uważam, że to dobry piłkarz, ale myślę też, że Milik jest znacznie bardziej ceniony poza Holandią niż u nas. Oczywiście swoje strzela, asystuje, gra dobrze, a trener mówi, że jest z niego zadowolony. Największym problemem Milika jest to, że gra w Ajaksie. A jeśli chcesz być napastnikiem Ajaksu, musisz być ambasadorem futbolu nie z tej ziemi. Takie są wymagania – musisz umieć robić wszystko dobrze. Uderzać z obu nóg, być silnym, umieć piłkę przytrzymać, umieć ją rozegrać, umieć kiwać, pokazać sztuczkę techniczną. Prawda jest taka, że niewielu napastników na świecie spełniłoby wymagania kibiców Ajaksu, a pełnego pakietu Milik też nie posiada. Słaba prawa noga, słabo z kiwką; jest wysoki, ale nie powiedziałbym, żeby szczególnie silny. Jest dobry, świetnie umie się odnaleźć w polu karnym, naprawdę dobrze się ustawia, a lewą nogę ma z dynamitu, ale wątpię, by został drugim Lewandowskim. Jakkolwiek się skończy jego przygoda z Ajaksem, na koniec powinien być silniejszy mentalnie,  bo tego uczy gra w tak wymagającym klubie.

Kojarzysz zapewne innego polskiego piłkarza z Eredivisie.

Pewnie chodzi ci o Wojciecha Gollę. Okazał się dużym wzmocnieniem, gra bardzo dobrze – bez kurtuazji przyznam ci, że uważam go za jednego z lepszym stoperów w lidze. Ciekaw jestem jak się rozwinie. Dobrze kryje, odbiera, ale też umie rozegrać piłkę, co jest bardzo ważne u nas.

Polscy piłkarze z przeszłości, którzy zapadli ci w pamięć?

Andrzej Niedzielan był bardzo utalentowany, podobał mi się jego styl. Nie potrafił się chyba później zmotywować, bo nagle zgasł. Jurek Dudek to strzał oczywisty, Tomek Iwan był bardzo dobry. Ebi Smolarek chyba wycisnął z kariery więcej, niż się na to zapowiadało, bo w Feyenoordzie nie grał za wiele, choć prawda, że to był inny, znacznie mocniejszy Feyenoord. Szkoda, że z Holandii wyjechał Mateusz Klich, był tu bardzo ceniony, grał świetnie. Arek Radomski to duże nazwisko w Heerenveen, grał z tym klubem nawet w Champions League. O takich piłkarzy jak Radomski chodziło mi, gdy mówiłem, że dawniej w każdym klubie Eredivisie byli ciekawi gracze. Dziwne, że tak się potoczyła jego kariera – tu był postrzegany jako pomocnik kompletny. Matusiak był przedziwnym transferem – nie zrobił kompletnie nic. Spore nadzieje wywołał Steblecki, ale jednak nie udało mu się podtrzymać formy, którą czasem pokazywał. Ciekawy był też przypadek Tomka Rząsy: zawsze zastanawiano się czy jest dość dobry, szukano zmienników, a potem grał Rząsa i dawał radę. No i jest jeszcze Kurto: pozostaje dla mnie zagadką jak ciągle, mimo tylu traconych goli, potrafi znaleźć klub w lidze i bronić.

Rozmawiał Leszek Milewski

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...