Już od początku transfer Igora Tyszczenki pachniał lekką niegospodarnością. Można się było zastanawiać, po co sprowadzać kolejnego prawego obrońcę, skoro w klubie są już Zieliński i Ostrowski. Jasne, nie mówimy, że to jakieś asy z niepodważalną renomą, ale po prostu – masz w kadrze dwóch prawych obrońców, to szukaj wzmocnień na innych pozycjach, ewentualnie z którymś się pożegnaj i wtedy pomyśl. Tym bardziej, że Tyszczenko też raczej prochu by nie wymyślił – jeszcze nie tak dawno nie dał sobie przecież rady w Arce Gdynia.
Szukiełowicz klepnął transfer, zawodnik przyjechał do Wrocławia, wszyscy byli zadowoleni. Tylko że minęło pięć meczów, Szukiełowicza już nie było, Tyszczenko nie zdążył rozegrać nawet dwóch pełnych spotkań, a już został zesłany do gry w rezerwach i powoli zaczyna pakować walizki.
W dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym” znajdujemy słowa Mariusza Rumaka, który mówi tak: – Mamy czterech graczy spoza Unii: Dudu, Ryotę Moriokę, Laszę Dwalego i Tyszczenkę. Ponieważ zgodnie z przepisami na boisku może przebywać tylko trzech, do meczowej osiemnastki też będę powoływał tylko trzech. Wszystko po to, żeby móc optymalnie podejmować decyzje o zmianach w trakcie spotkania.
Należy to rozumieć jednoznacznie – byłbyś z Unii Europejskiej, może byśmy się zastanowili. A tak – sorry-Gregory, pograć to ty sobie możesz z Piastem Żmigród czy Budowlanymi Lubsko.
Rumaka oczywiście rozumiemy – chce mieć większe pole manewru, a miejsca na ławce są ograniczone. Wiadomo, że lepiej mieć na niej choćby Moriokę, który (przynajmniej w teorii) może odmienić losy spotkania, niż dwóch prawych obrońców. Tym bardziej, że jeśli na boisko wszedłby np. wspomniany Morioka, jeden z nich byłby Rumakowi na tej ławce potrzebny tak jak zajęcia z Grzesiakiem.
Warto więc zadać to pytanie: po co Śląsk w ogóle ściągał do klubu trzeciego prawego obrońcę, w dodatku spoza Unii Europejskiej? Po to, żeby powkurwiać księgową? Gdzie tu wizja, gdzie tu jakakolwiek logika? Kasparow był w stanie przewidzieć strategię na dziesięć ruchów do przodu, Śląsk ma problem z dwoma. Nawet nie zdążyliśmy pokręcić beczki ze śmiesznego nazwiska Tyszczenki, a ten już został odpalony.
Oczywiście, Ukrainiec fortuny pewnie nie zarabia, ale nie mówimy też o klubie, który prowadzi podziemną fabrykę pieniędzy. To takie kolejne przypomnienie dla porywczych kibiców – pensja Tyszczenko mogła pójść na opłacenie bardziej godnych piłkarzy.
Fot. 400mm.pl