Na co czekamy dłużej niż na awans do Ligi Mistrzów? Na to, by polski zespół w końcu odpalił kogoś w pucharach na wiosnę – dla niektórych normalność, dla nas kompletna abstrakcja, coś niemożliwego od 25 lat. Dokładnie ćwierć wieku temu, Legia zremisowała na wyjeździe z Sampdorią 2:2 i zamknęła przed Włochami drzwi do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharu. Bohaterem został wówczas młodziutki, 19-letni Wojciech Kowalczyk, który strzelił oba gole.
Sampdoria z 1991 roku to był zespół o trzy klasy lepszy niż obecny, który jest co najwyżej średniakiem Serie A. Roberto Mancini, Gianluca Pagliuca, Gianluca Vialli – ekipa, której trzeba się bać, zresztą Włosi mierzyli się z Legią jako obrońcy trofeum, a o ich sile niech świadczy choćby to, że dwa miesiące później wygrali swoją ligę. A zespół ze stolicy? Ten sezon był tak naprawdę stracony, przynajmniej w kraju, bo warszawiacy pałętali się gdzieś w środku tabeli, puchary osładzały kibicom porażki z lokalnymi rywalami. Z drużyny odszedł Roman Kosecki, w klubie wszystkim zaglądała bieda w oczy, nie było pieniędzy nawet na koszulki – Andrzej Grajewski musiał przemycać przez granice sprzęt marnej jakości, żeby chłopaki mieli w czym grać. Dawid kontra Goliat i nie zmieniał tego wynik w Warszawie, gdzie Legia wygrała 1:0 po golu Dariusza Czykiera – spodziewano się, że Sampdoria szybko strzeli bramkę, a potem dopełni formalności.
Tak się na szczęście nie stało – Kowalczyk raz, Kowalczyk dwa i cały stadion był w ciężkim szoku. Ale, że mówimy o polskim zespole, to nie mogło być przecież prosto i przyjemnie, dlatego w 67. minucie kontaktową bramkę zdobył Mancini i zrobiło się nerwowo. Emocje wylewały się z każdego kąta, gospodarze nawet wyrównali, a Maciej Szczęsny po stracie drugiego gola pomyślał „dawaj Włocha!” i po prostu uderzył Manciniego. Sędzia wyrzucił Polaka z boiska, dlatego w bramce na kilka minut musiał stanąć… Marek Jóźwiak i spisał się dobrze, choć nie miał wielu okazji do interwencji. Zachował czyste konto, skończyło się 2:2, więc to Legia grała dalej.
W półfinale czekał wielki Manchester United i ta przeszkoda okazała się nie do przejścia, bo w Warszawie Czerwone Diabły wygrały 1:3, a w rewanżu udało się ugrać ledwie remis. Jednak Legia i tak osiągnęła wynik ponad stan, siódmy zespół na koniec sezonu pierwszej ligi, doszedł do dalekiego etapu europejskich rozgrywek. Spróbujcie wyobrazić to sobie dzisiaj – nie ma szans, wygranie jednego dwumeczu na wiosnę jest dla nas za trudne. Nie dała rady wielka Wisła z Lazio, szansę stracił Lech z Bragą czy Udinese, Legii brakowało jakości chociażby w meczach ze Sportingiem i Ajaksem. A my czekamy, bo taka dola polskiego kibica – trzeba wypatrywać Ligi Mistrzów, sukcesów na wiosnę i wyjścia z grupy w czasie wielkiej, piłkarskiej imprezy.