Nikt nie lubi płacić kar – zawsze szkoda tej stówki, którą trzeba oddać za przejście na czerwonym świetle o trzeciej w nocy, w najmniej uczęszczanej części miasta. A skoro prawo, przynajmniej teoretycznie, jest równe wobec wszystkich, to przykre konsekwencje nie ominą i jednego z najlepszych piłkarzy świata, czyli Neymara. Tylko, że on do zapłacenia nie ma stu złotych, ale 45 milionów euro.
Oj, z fiskusem żartów nie ma, skarbówka w tańcu się nie pieprzy – jak dowali karą to wszyscy popamiętają. A Brazylijczyk, w oczach urzędników, popełnił grzech najcięższy – nie odprowadzał podatku. W latach 2011-2013 miał nie płacić należnych danin z kontraktów podpisanych z Santosem, Barceloną i Nike. Zdaniem sądu oszukał państwo na 14 milionów euro, więc teraz będzie musiał zwrócić ponad trzy razy tyle.
– Przeanalizowaliśmy wszelkie akty prawne i kontakty między Neymarem, jego ojcem i trzema wyżej wymienionymi firmami i możemy jasno stwierdzić, że są oszustami. Wiemy już na pewno, że doszło do defraudacji – powiedziała Claudia Develly Montez, która zajmowała się audytem podatkowym. No, kobieta nie żartuje. Brazylijczyk miał kiwać skarbówkę jeszcze sprytniej niż przeciwników z La Liga – umowy, jakie podpisywał, dotyczyły tylko jego wizerunku, co znacząco obniżało wysokość podatku.
Tak naprawdę fani Neymara nie mogą być zaskoczeni, bo już od dawna było wiadomo, że coś się święci. Wcześniej sąd zarekwirował mu prywatny samolot, kilka nieruchomości, a miał jeszcze chrapkę na jachty i kilka kolejnych domów, co się ostatecznie nie udało – wystarczy wejść na Instagrama piłkarza, by zobaczyć, że wciąż ma luksusową łódź, a nie kuter rybacki. Sąd ma dość tej zabawy w kotka i myszkę, przekaz jest prosty: 45 milionów euro i nie ma sprawy, albo pogadamy jeszcze inaczej. Bo co gorszego może czekać Brazylijczyka? Już tylko więzienie.
Nawet dla niego taka suma pieniędzy to jest spory wydatek, bo obecnie zarabia około 8 baniek rocznie. Jasne, do tego dochodzą fundusze od sponsorów, ale to wciąż nie będzie tyle, by pokryć całą sumę – nawet podwyżka, jaką szykuje dla niego Barcelona, nic w tej sprawie nie zmieni. Dlatego zawodnik chce i będzie się odwoływać, przysługuje mu apelacja do brazylijskiej Rady Administracyjnej Odwołań Podatkowych. Linia obrony jest dość prosta, Neymar nie do końca wiedział, co się wokół niego dzieje, za finanse odpowiada ojciec. Niestety, widoków, by to się udało na razie nie ma – prawnicy zawodnika odwoływali się od kilku pomniejszych decyzji sądu i zawsze przegrywali.
Przed piłkarzem trudny okres, fani oczywiście będą się martwić, czy całe zamieszanie nie wpłynie na jego formę. Wyjścia z tej trudnej sytuacji są chyba tylko dwa – albo poprosi Messiego o poradę, albo o pożyczkę.