Cokolwiek wydarzy się w spotkaniach pomiędzy Górnikiem a Lechią i Termaliką a Wisłą, na długo zapamiętamy tę kolejkę. To prawdopodobnie pierwsza seria gier w tym sezonie, w której stosunek świetnych spotkań do tych dla Ekstraklasy typowych – czyli słabych – jest korzystny dla widza. Wielkie emocje w Kielcach, później świetne tempo Gliwicach, fajne spotkania w Krakowie i Chorzowie, a nawet jak w Białymstoku było dość słabo, to przynajmniej padła przepiękna bramka. Z kolei dziś poziomu kolejki postanowili nie zaniżać piłkarze Zagłębia i Pogoni.
15 – tyle strzałów w samej pierwszej połowie oddali zawodnicy Piotra Stokowca. Laikom podpowiadamy – to bardzo dużo, we wcześniejszych spotkaniach tej kolejki tylko drużyny Jagiellonii i Korony próbowały więcej razy (po 16), ale przez… 90 minut. No ale co z tego, skoro ani razu nie udało się zmusić Dawida Kudły do wyjmowania piłki z siatki? No niestety, w tej zabawie liczy się jakość.
Zagłębie było jednak wyjątkowo konsekwentne i w drugiej połówce oddało 14 strzałów. Efekt byłby zbliżony do tego z pierwszej części gry, gdyby nie… uśmiech losu. Tak, chyba tak to należy nazwać. Bramkę strzelił bowiem Łukasz Piątek, który z 25 metrów (!) lewą nogą (!!) przyfandzolił w samo okno (!!!). Umówmy się – przecież mniej więcej wiadomo jak wyglądałoby 50 takich prób w wykonaniu akurat Piątka (10 goli w 172 meczach w Ekstraklasie):
– 35 razy piłka wylądowałaby na trybunach,
– 5 razy w ogóle poza stadionem,
– 9 strzałów bramkarz obroniłby lewą ręką,
– raz udałoby się zerwać pajęczynę.
No i udało się właśnie w trakcie meczu ligowego, niesamowita sprawa.
Ale nie było to oczywiście trafienie na wagę trzech punktów, bo wcześniej Pogoń na prowadzenie wyprowadził niemalże niezawodny Rafał Murawski. Dlaczego niemalże? Ano dlatego, że to właśnie były pomocnik reprezentacji powinien wykorzystać fakt, że Zagłębie skupiło się przede wszystkim na biciu rekordów oddanych strzałów, zapominając o obronie. Murawski zauważył niepewną interwencję Cotry, zabrał mu piłkę, popędził na bramkę Polacka i… popełnił prosty błąd techniczny, za daleko wypuścił sobie futbolówkę. Gdyby przydarzyło się to np. Przybeckiemu, zrozumielibyśmy, ale jemu? Na marginesie – oczywiście Przybecki w końcówce też jedną świetną akcję spartolił. Generalnie trzeba wspomnieć o tym, że goście potrafili się odgryźć – to nie był tak jednostronny mecz, jak mogłyby na to wskazywać statystyki.
Skończyło się więc 1-1, choć bardzo gorąco było jeszcze w samej końcówce. Piłka po strzale Dąbrowskiego w końcu wylądowała w bramce Kudły, ale sędzia gola nie uznał. Nasz werdykt jest taki – Raczkowski się pogubił, ale wyniku jednak nie wypaczył. Cała kontrowersja polega na tym, że użył gwizdka zbyt późno. Przy pierwszej próbie dośrodkowania jeden z Portowców wyraźnie dostał w szczękę i gra powinna zostać bez dwóch zdań przerwana. Przy powtórce wrzutki – do której dojść nie powinno – Dąbrowski nie faulował.
*
Pomeczowe oświadczenie Weszło (nasz nowy dodatek do relacji, zamiast komentarzy von Heesena): Oświadczamy, że istnieją poważne podejrzenia co do zamiarów Łukasza Piątka przy zdobytym przez niego golu. Według nas pomocnik Zagłębia próbował w tej sytuacji podawać do lepiej ustawionego Cotry, a w świetle tych informacji zamierzamy złożyć oficjalne zawiadomienie o możliwości wypaczenia wyniku przez nieuczciwie zdobytą bramkę do najwyższego sądu sportowego przy Wiśle Kraków.