Przed sezonem w zasadzie w ciemno można było postawić wszystkie oszczędności, zastawić dom, furę albo teściową na to, że Paris Saint-Germain sięgnie po czwarty z rzędu tytuł mistrza Francji. Ale że stanie się to tak szybo? 13 marca? Na osiem kolejek i dwa miesiące przed oficjalnym zakończeniem sezonu? Dokładnie tak! Nad Sekwaną właściwie już mogą zamykać ligę, pakować walizki i ruszać na wakacje. Nagroda główna znów wędruje do Parku Książąt. Pozostali mogą jedynie wziąć udział w przepychance o nagrody pocieszenia, czyli ewentualne miejsca gwarantujące start w europejskich pucharach.
Rety, przecież tak na dobrą sprawę nie nastała jeszcze wiosna, nie minęła połowa marca. W wielu ligach dopiero teraz rywalizacja wkroczy w decydującą fazę, nabierze smaku. Przy czym nie bierzemy pod uwagę akurat ligi greckiej, bo w Pireusie korki od szampanów latają już od dobrych dwóch tygodni.
Paryżanie, podobnie jak Olympiakos, zjedli ligę w całości. Bo niby po co mieli czekać do maja i budować całkowicie zbędne napięcie, jak w trzech poprzednich sezonach, skoro można zabawić się już teraz? Nafaszerowany grubymi petrodolarami klub nie daje we Francji nadziei komukolwiek, wykreślając z kart historii wszelkie rekordy. Lyon przestał właśnie dzierżyć miano najszybszego mistrza kraju, które zyskał w sezonie 2006/07 po 33 kolejkach, a „Ibra” cieszył się z setnej bramki w Ligue 1 w swoim 115 meczu (nota bene zdobył je najszybciej od czasów Carlosa Bianchiego).
Dziś piłkarze ze stolicy zadanie mieli wyjątkowo łatwe. W końcu zaklepanie sobie tytułu na boisku czerwonej latarni jest zadaniem prostym, jak odebranie dzieciakowi cukierka. „Tylko” 3:0 do przerwy, a po niej wyjątkowy spektakl. Zespół Laurenta Blanca ładował przeciwnika z każdej strony i patrzył czy ten aby na pewno równo puchnie. To było totalne zniszczenie, do którego przyczynili się Ibra (4 gole), Cavani (2) oraz Pastore, Rabiot i Saunier (samobój), którzy dołożyli po jednym. To nie była zwykła rywalizacja. Ba, to w ogóle nie była żadna rywalizacja, tylko zwyczajny wyrok wykonany przez rozstrzelanie. Jeden spudłowany karny Cavaniego, a wcześniej czerwona kartka obrońcy w takich okolicznościach mogą posłużyć wyłącznie jako niewiele znaczące ciekawostki.
Napisanie, że rozgrywki Ligue 1 są dość dziwne, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Ale z pewnością są jednymi z niewielu (o ile nie jedynymi), w których wiceliderowi jest bliżej do strefy spadkowej (19 punktów) niż do lidera (25 punktów). Spadek oglądalności ligi francuskiej raczej gwarantowany, bo naprawdę ciężko uwierzyć w to, że kogoś zachęci szarpanina Lyonu z Niceą (!) o trzecie miejsce albo mecze rezerwowego PSG, które już będzie mogło pozwolić sobie na grę na pół gwizdka. Zapowiada się więc rywalizacja mniej więcej tak samo pasjonująca, jak starcie dwóch bejów o aluminiowe puszki po piwie.
Tytuł dla PSG na tak wczesnym etapie ligowym to co najwyżej średnia wiadomość dla wszystkich tych, którzy ostrzą sobie zęby na Ligę Mistrzów. Wszystkie Barcelony, Bayerny i Juventusy, choć mają sytuację na swoich podwórkach w miarę stabilną, to jeszcze nie mogą ogłosić fiesty i część sił muszą zostawić na ligę. W Paryżu tego problemu już nie mają.
Francja zdobyta – teraz czas na Europę?