Iluż to już przez naszą Ekstraklasę przewinęło się piłkarzy-statystów albo innych badziewiaków, którzy z matni wygrzebali się dopiero po odstrzeleniu ich przez polskie kluby. Nie będziemy was zanudzać kolejnym wspomnieniem o Paulinho, bo tę historię już każdy zdążył poznać po 150 razy. Przerabialiśmy też przypadki Freda Bensona, Danijela Aleksicia albo Milosa Kosanovicia. Teraz przypomnimy wam nazwisko gościa, którego z boiska nie macie prawa kojarzyć. No, chyba że mowa o dwóch durnych kartkach w odstępie czterech minut albo głupawej wypowiedzi o domu wariatów w Poznaniu.
Obie kwestie można łatwo połączyć z Arnaudem Djoumem. Przyszedł do Polski dokładnie rok temu zimą i wzbudzał zainteresowanie głównie z uwagi na swoją kartę z CV, czyli ponad 100 meczów w Eredivisie. Polskie boiska – wiemy, zabrzmi to do bólu groteskowo – jednak szybko go zweryfikowały. Do dziś pamiętamy mecz z Zawisza, w którym wyleciał z boiska na zbity pysk za złapanie dwóch żółtych kartek w odstępie zaledwie czterech minut. Bez wątpienia tego typu dumne osiągnięcie można przypisywać jedynie intelektualnej śmietance. Równie szybko Kameruńczyk z belgijskimi papierami prysnął z Poznania i jakoś nie wydaje nam się, by ktokolwiek po nim zapłakał. Zwłaszcza po wygłoszeniu błyskotliwej teorii o domu wariatów.
No i ten – wydawałoby się – boiskowy ogórek teraz robi ciekawą karierę w trzeciej drużynie Scottish Premier League razem z Błażejem Augustynem. We wrześniu podpisał tam kontrakt, w grudniu uznano, że zasłużył na przedłużenie, a teraz zbiera pochwały od mediów i trenera. Jego statystyka w rozgrywkach ligowych to 18 meczów (z czego połowa po 90 minut), 4 gole i 5 asyst. Fajnie, co? Do tego dorzućmy, że w tym czasie notowany przez sędziego był tylko raz, co na pierwszy rzut oka wydaje się być równie prawdopodobne jak obecność rozsądku w gabinetach Wisły Kraków.
Dosłownie parę dni temu Djoum dał wygraną Hearts w meczu z Patrick Thistle, a trener Robbie Neilson mówił o nim tak: – Co za szczęście, że go mamy. W lecie przeszedł kilka testów w różnych miejscach, a u nas pojawił się, kiedy okienko było już zamknięte. Robi dla nas fantastyczną robotę i niedawno przedłużyliśmy z nim kontrakt, bo ten pierwszy był krótkoterminowy. Teraz już wiecie, dlaczego tak się stało. Jego technika i wizja gry to po prostu pierwsza klasa!
Jeszcze do niedawna parsknęlibyśmy głośnym śmiechem na taką wypowiedź, ale… Młody szkoleniowiec znalazł klucz do Djouma, którym okazało się wystawianie go na pozycji „dziesiątki”. W Lechu miał za zadanie odpowiadać za destrukcję, co akurat w jego przypadku sprzyjało nabijaniu statystyk, ale wyłącznie negatywnych. Patrząc na dzisiejsze dokonania Arnauda nasuwa się pewna refleksja – albo przyjechał do Polski robić sobie jaja, albo nikt nie potrafił dostrzec w nim tego, co widzą Szkoci.