Reklama

Nie zarobiłem dolara. Mówili: jeśli Allach będzie chciał, to jutro będą pieniądze

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 marca 2016, 09:31 • 10 min czytania 0 komentarzy

Łukasz Gikiewicz mówi na łamach Faktu i Przeglądu Sportowego: – Byłem tam od 26 września do 23 stycznia i nie zarobiłem ani dolara. Ciągle tylko powtarzali, że jeśli Allah będzie chciał, to jutro będą pieniądze. Raz proponowali mi pół wypłaty, powiedziałem, że chcę całość i ostatecznie nic nie dostałem.

Nie zarobiłem dolara. Mówili: jeśli Allach będzie chciał, to jutro będą pieniądze

FAKT

f1

Póki co nie zapowiadamy Champions League. Na pierwszych stronach jest tekst o tym, jak oszukano Gikiewicza w Arabii Saudyjskiej.

Arabia Saudyjska kojarzy się z finansowym rajem. Zagraniczni piłkarze mogą zarobić w tamtejszych klubach nawet po kilka milionów euro rocznie. Nie wszystkie tamtejsi działacze są jednak uczciwi. Czasami wielkie pieniądze zawodnicy widzą tylko na umowie, a nie na kontach. Taka sytuacja spotkała Łukasza Gikiewicza (29 l.). Polski napastnik występował w Al-Wehda Club. Jak się okazało, grał za darmo. – Byłem tam od 26 września do 23 stycznia i nie zarobiłem ani dolara – mówi Faktowi oburzony piłkarz. – Ciągle tylko powtarzali, że jeśli Allah będzie chciał, to jutro będą pieniądze. Raz proponowali mi pół wypłaty, powiedziałem, że chcę całość i ostatecznie nic nie dostałem.

Reklama

W ramkach:
– zmarła babcia Roberta Lewandowskiego,
– fatalny rok Pawła Olkowskiego,
– Nawałka może być zadowolony z formy Rybusa, Milika i Grosickiego,
– Szymon Pawłowski mierzy w powrót na finał Pucharu Polski.

f2

Rafał Grzelak, czyli uniwersalny żołnierz Brosza.

Rafał Grzelak (28 l.) jest najbardziej uniwersalnym piłkarzem Korony. Trener Marcin Brosz (43 l.) wystawiał urodzonego w Mławie piłkarza na czterech pozycjach. – Zawsze powtarzałem, że jestem lewym obrońcą. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że akurat Kamil Sylwestrzak jest pewniakiem do gry na tej pozycji – mówi Faktowi Grzelak. – Rafał ma bardzo dobre uderzenie i chcemy to wykorzystać. Dlatego gra w pomocy, bo wtedy ma więcej okazji do oddania strzału – tłumaczy swoją decyzję o przesunięciu Grzelaka Brosz.

Z kolei Mariusz Pawełek zapewnia: Jestem mocny psychicznie.

– W trudnych momentach chcę pomóc drużynie w Gliwicach. Również swoim doświadczeniem i charakterem – zapowiada Mariusz Pawełek (35 l.), który w tym roku zawalał Śląskowi już ważne mecze z Jageillonią (1:2) i Zagłębiem Lubin (0:2). To jedyne porażki, jakie przydarzyły się wrocławianom pod komendą Romualda Szukiełowicza (67 l.). Trener Śląska z trudem ukrywa rozczarowanie postawą Pawełka, choć wie, że musi na niego stawiać.

Reklama

GAZETA WYBORCZA

Ręki Boga by nie było – mówi Rafał Rostowski, sędzia międzynarodowy.

Na mundialu w Brazylii sędziowie mogli korzystać z technologii pozwalającej stwierdzić, czy piłka minęła linię bramkową, w sobotę zajmująca się zmianami w przepisach IFAB ogłosiła, że rozpocznie testy nad wprowadzeniem powtórek wideo, które miałyby pomagać arbitrom.
– Gdyby “goal line” używano na mundialu w RPA, gol Franka Lamparda w 1/8 finału Anglia – Niemcy zostałby uznany. Poza sędziami wszyscy widzieli podczas powtórek, że piłka wpadła do bramki. Jeśli mogliby korzystać z pomocy, uniknęliby błędu. Sędziowie, w większości po cichu, od lat domagali się takiej możliwości. Jeśli chcecie, żebyśmy nie popełniali omyłek, dajcie nam narzędzia. Żaden arbiter nie pragnie zasłynąć spektakularnym błędem. Tak jak przy nazywanym “ręką Boga” pierwszym golu Maradony w ćwierćfinale Anglia – Argentyna na mundialu w Meksyku w 1986 roku. Argentyńczyk wyskoczył do główki, ale uderzył piłkę ręką, czego sędzia nie mógł dostrzec. Gdyby miał asystenta, który mógłby zobaczyć powtórkę, gola by nie uznał. Od lat dyskutowaliśmy nad wprowadzeniem wideo do sędziowania. I wreszcie FIFA oraz IFAB zapaliły zielone światło dla rozpoczęcia eksperymentów.

To pierwszy krok, ile czasu upłynie, zanim sędziowie zaczną korzystać z powtórek?
– Nikt tego nie wie. Eksperymenty mają potrwać co najmniej dwa lata, mam nadzieję, że za trzy-cztery system będzie gotowy. Opór wobec dopuszczenia powtórek był w futbolu bardzo duży. Teraz pomysł ma być przetestowany w 12 krajach i w jednej z konfederacji kontynentalnych. Pamiętajmy jednak, że to projekt. Można go przeprowadzić źle, ośmieszyć i doprowadzić do upadku. Ale można zrobić dobrze, by wyeliminować ewidentne i grube pomyłki sędziów. O to nam chodzi.

gw

Jak Gandava wyśniła Ligę Mistrzów. Tak pod dzisiejszy wieczór.

– Mamy zero procent szans na awans. Pierwsze spotkanie 1/8 finału pokazało, że nie jesteśmy w stanie wskoczyć na ten poziom – mówił trener Gent Hein Vanhaezebrouck po porażce z Wolfsburgiem 2:3. Pewnie ma rację, ale i tak jego piłkarze doskoczyli wyżej, niż ktokolwiek się spodziewał. Półtora roku temu kończyli sezon w grupie spadkowej rodzimej ligi, jesienią pokonali Lyon i Valencię, zostali pierwszym belgijskim zespołem, który awansował do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. – Rok temu mieli 26 mln euro budżetu, żadnemu piłkarzowi nie płacili więcej niż 800 tys. euro rocznie. To nie są sumy, które robią wrażenie nawet w lidze belgijskiej – mówi Koen Van Uytvange z “Het Nieuwsblad”. Ten sukces ma dwóch ojców. Prezesa Ivana De Witte, który w 1999 r. uratował przed bankructwem zadłużony na 23 mln euro klub, oraz Vanhaezebroucka, wcześniej pracującego głównie w drugoligowcach, który latem doprowadził Gent do pierwszego w historii klubu mistrzostwa Belgii. Łączy ich to, że nie boją się porywać na niemożliwe i eksperymentować. Gdy Vanhaezebrouck prowadził drugoligowy Kortrijk, lewonożnego gracza ofensywnego znalazł przez wyszukiwarkę internetową. Kiedy skauci klubu potwierdzili, że ze znaleziskiem warto podpisać umowę, Istvan Bakx został – jak pisały belgijskie media – “napastnikiem z Google’a”. W pierwszym sezonie w II lidze strzelił 14 goli, zadebiutował nawet w holenderskiej młodzieżówce. Dziś Vanhaezebrouck nie korzysta z takich metod, dział skautingu Gent jest zresztą bardzo ceniony, za największy sukces ostatnich lat uchodzi sprowadzenie z AS Trencin Mosesa Simona. Belgowie rok temu zapłacili za 20-letniego nigeryjskiego skrzydłowego 800 tys. euro, spodziewają się, że zarobią na nim dziesięć razy tyle.

gw2

Spoglądamy w wydanie stołeczne. Legia nie tylko w Warszawie – przekonuje Bartłomieja Kubiaka wiceprezes klubu, Jakub Szumielewicz.

Ile do dziś sprzedaliście koszulek meczowych?
– Nie chciałbym operować konkretnymi liczbami. Powiem tylko, że wyniki znacząco odbiegają od tych z poprzednich lat. W dniu meczowym, będącym dla każdego kibica Legii jednocześnie tzw. dniem barwowym, widzimy wiele osób chodzących w koszulkach klubowych – mam nadzieję, że na wiosnę będzie takich osób jeszcze więcej.

Ale chyba można powiedzieć już teraz, że ten wzrost sprzedaży jest duży?
– Tak, ale unifikacja danych nastąpi dopiero pod koniec sezonu i wtedy będę mógł podać ewentualne szczegóły. Na razie fakty są takie, że zwiększyliśmy nasze stany magazynowe, otworzyliśmy sklep na lotnisku, a już na dniach otwieramy kolejny punkt sprzedaży – w centrum handlowym M1 w Markach. Wszystkie te działania powodują, że zakup zarówno koszulki meczowej, jak i gadżetów klubowych staje się łatwiejszy, a dzięki temu symbole naszego klubu są coraz bardziej zauważalne w stolicy. Innymi słowy, postawa kibiców buduje wspólnotową tożsamość, bo klub to nie są mury, a ludzie, którzy je odwiedzają i się z Legią identyfikują.

Legia jest coraz bardziej warszawska?
– Zawsze była, ale ma też coraz więcej sympatyków w całej Polsce. Pokazują to dane sprzedażowe – w internecie ponad 75 proc. naszych produktów trafia do ludzi spoza województwa mazowieckiego. To jest dowód na to, że z Legią identyfikują się nie tylko warszawiacy, ale w dużej mierze również po prostu Polacy.

SUPER EXPRESS

se

Nie jest łatwo upilnować Roberta – zauważa Łukasz Piszczek.

W meczu z Bayernem Monachium obrońca Borussii Dortmund Łukasz Piszczek (31 l.) był próbowany przez trenera Thomasa Tuchela (43 l.) na pozycji stopera. Z zadania wywiązał się znakomicie, neutralizując m.in. Roberta Lewandowskiego (28 l.). – Powstrzymanie Roberta to nie taka prosta sprawa – podkreśla jednak Piszczek. (…) – Nie straciliśmy bramki, więc chyba nie było aż tak źle. Faktycznie, w defensywie nie grywałem na tej pozycji. Przeciwko tak mocnemu przeciwnikowi jak Bayern daliśmy radę i myślę, że jest się z czego cieszyć – mówi Piszczek, który jednak nie chce zadeklarować, czy mógłby być dodatkową opcją na pozycji stopera dla selekcjonera Adama Nawałki. – Temat rzeka – skomentował enigmatycznie.

se2

I jeszcze Arkadiusz Onyszko: Żona dźgnęła mnie nożem dwa razy.

Poruszający jest opis kłótni między nim a jego małżonką Anną. Onyszko pisze, że któregoś dnia, gdy już nie mieszkali razem, żona nie wróciła do domu na noc. Gdy usłyszał to od synów, stracił panowanie nad sobą. “Wpadłem w amok, z nerwów nie byłem w stanie racjonalnie myśleć. Jak można zostawić dzieci na całą noc same?” – relacjonuje były bramkarz polskich i duńskich klubów. Gdy żona podjechała pod dom taksówką, zaczął się dramat. “Była pijana. Zaczęła się ze mnie śmiać. Gdy tylko weszła do mieszkania, popchnąłem ją i uderzyłem z otwartej dłoni w twarz. Wiem, że przekroczyłem granicę, ale czy ona nie przekroczyła jej jako pierwsza? Zabrałem jej telefon, zacząłem czytać kolejne wiadomości. Nagle usłyszałem metaliczny dźwięk. Przede mną stała Anna z nożem kuchennym w ręku. Nim zdążyłem zareagować, dźgnęła mnie. Najpierw w brzuch, potem w ramię. Na szczęście niezbyt głęboko”.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka z wczorajszej ligi.

ps

Halo Gliwice, mamy problem.

Śląsk Wrocław w sezonie 2011/12 i Jagiellonia Białystok w sezonie wcześniej – liderzy po jesiennej części rozgrywek – zdobyli po zaledwie dwa punkty i nie zdołali wygrać ani jednego meczu w pierwszych czterech kolejkach nowego roku. Zimą wydawało się, że w gliwickim klubie zrobiono wszystko, aby po pierwsze nie popsuć tego, co było jesienią, a po drugie, aby wiosną zespół był jeszcze silniejszy. (…)Innym, chyba poważniejszy problem, tkwi w głowach i psychice piłkarzy z Gliwic. Nowa sytuacja i towarzyszące jej oczekiwania, szum medialny i presja, odcisnęły piętno na drużynie Piasta. – Też mi się wydaje, że klucz tkwi w psychice. Przecież nie zapomnieliśmy, jak się gra w piłkę, czy też co mamy robić na boisku. Sfera mentalna jest do poprawki, musimy patrzeć tylko na siebie. Atmosfera w szatni nadal jest świetna, musimy się przełamać i będzie dobrze – mówi „PS” Jakub Szmatuła. – Mamy 48 punktów i bezpodstawne są opinie, że spoczęliśmy na laurach. Chcemy grać tak jak jesienią, gdy z każdej strony słyszeliśmy „ochy i achy”. Teraz raptem za nami pierwsze mecze i według wielu opinii „Piast już się skończył”. Zagraliśmy słabsze mecze, ale robimy swoje i wierzymy, że znów zaczniemy wygrywać. Proszę sobie przypomnieć co o nas mówiono po słabym spotkaniu z Ruchem, w drugiej kolejce tego sezonu. Też były narzekania, wygraliśmy jednak kolejne mecze i długo byliśmy liderem – stwierdza bramkarz.

ps2

Obok wypowiada się Kamil Kosowski: Liga nauczyła się Piasta.

Dlaczego Piast notuje falstart i nie przypomina drużyny z jesieni? Bo po pierwsze, liga już nauczyła się Piasta. Po drugie, Piast jest tej wiosny dużo mniej skuteczny, niż był jesienią. Martin Nešpor nie jest tym człowiekiem, co przed przerwą zimową. Nie wiem jednak, czy zimowe przyjście Macieja Jankowskiego, jako trzeciego kandydata do ataku, nie zaburzyło nieco współpracy Nešpora z Barišiciem? Ogólnie jakość gry Piasta nie spadła, stałe fragmenty gry Patrik Mraz wciąż wykonuje dobrze, ale brakuje wykończenia. Każda drużyna miewa słabszy okres. Najważniejsze to nie przegrywać w tym czasie meczu za meczem.

Wojna w bramce lidera.

Nowy legionista, który ostatnio trenował z trzecioligowymi rezerwami Wisły, dzisiaj rozpocznie rywalizację o miejsce w bramce stołecznej drużyny. Początki będzie miał trudne, bo numerem jeden po odejściu Dušana Kuciaka do Hull City jest Arkadiusz Malarz. Szkoleniowiec Legii Stanisław Czerczesow ma jasne zasady rywalizacji pomiędzy piłkarzami. – Nowi gracze muszą najpierw udowodnić swoją klasę na treningach – powtarza Rosjanin. Przekonali się o tym pozostali zawodnicy, którzy wzmocnili zespół w zimowym oknie transferowym. Jedynie Adam Hloušek z miejsca wskoczył do pierwszej jedenastki, ale na lewej obronie w Legii był akurat największy problem. – Zdaję sobie sprawę, że to Arek Malarz jest obecnie podstawowym bramkarzem. Chciałbym grać i zrobię wszystko, by jak najszybciej przekonać trenera do swoich umiejętności, ale wszystko będzie się toczyło w uczciwej rywalizacji. Nie zamierzam nikomu podstawiać nogi – przekonywał Cierzniak.

ps3
W Arabii Saudyjskiej nie zarobiłem ani dolara – przyznaje Łukasz Gikiewicz.

Arabia Saudyjska kojarzy się z finansowym rajem. Takie sytuacje zdarzały się też innym graczom?
– Tak. Inni piłkarze w moim zespole też nie zarabiali. W każdym zespole spóźniają się z wypłatami po 2-3 miesiące. Najgorzej mają miejscowi zawodnicy. Nie mogą się skarżyć, jeśli ktoś by się zbuntował, to rządzący w klubie miejscowy książę weźmie innego piłkarza. Potrafią nie płacić im 7-8 miesięcy. Z tego, co wiem, Arabowie w klubie Adriana Mierzejewskiego (Al Nassr Rijad – przyp.red.) też nie dostają pieniędzy.

(…)

A jakie są pańskie wrażenia z pobytu w tym klubie?
– Poziom sportowy jest wyższy niż w Arabii Saudyjskiej, gdzie moja drużyna prezentowała się pod tym względem bardzo słabo. W pięciu sparingach strzeliłem cztery gole. A jeśli chodzi o inne sprawy, to jestem na razie sam. Życie na pewno jest prostsze niż w Arabii. Ale jak to pokazano w filmie „Kac Vegas w Bangkoku”, stolica może wciągnąć, trzeba więc uważać. Na razie odwiedziłem ją jednak tylko raz.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...