Reklama

Górnik stawia na Żurka, czyli ruch w typowo zabrzańskim stylu

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 marca 2016, 19:07 • 3 min czytania 0 komentarzy

Władze Górnika Zabrze – jak czytamy w oficjalnym komunikacie – „po analizie sytuacji sportowej” zdecydowały, że pierwszym trenerem drużyny pozostanie Jan Żurek. A my naprawdę z miłą chęcią dotarlibyśmy do wszelkich analiz i wniosków z podjętych decyzji, jakie wypracowali w ostatnim czasie w klubie.

Górnik stawia na Żurka, czyli ruch w typowo zabrzańskim stylu

Nie mamy bowiem wątpliwości: ktoś nad tym całym bałaganem kompletnie stracił kontrolę.

Źle się działo w Zabrzu już od początku sezonu. Duet Warzycha-Dankowski nie cieszył się w mieście – dosłownie, bo miasto jest właścicielem klubu – dużym poparciem i miał mocno związane ręce. Już jesienią poprzedniego sezonu było jasne, że odejdzie Mateusz Zachara, zimą, wiosną i latem trener apelował o jego następcę. Nie dostał go ani wtedy, ani przed startem rozgrywek, ani po nieudanym początku. Napastnik przyszedł dopiero wtedy, gdy w klubie pojawił się inny trener.

Górnik poprzedni sezon dość niespodziewanie skończył w grupie mistrzowskiej, zyskał spokój, na który mało kto w lidze mógł sobie pozwolić. Warzycha w letnim oknie transferowym prosił właściwie o dwóch piłkarzy, powtarzał: „napastnika i stopera potrzebujemy jak tlenu”. Ale ich dostał dopiero Leszek Ojrzyński. Tak jak i jeszcze czterech innych piłkarzy, włącznie z bramkarzem, mimo że jednego już w tym samym oknie zakontraktowano.

Uszczypliwe „kto bogatemu zabroni” pasowało tutaj idealnie. Klub, który zmagał się z problemami finansowymi, lekką ręką wymienił sztab szkoleniowy (Ojrzyński wziął swoich ludzi) i opłacał 34 zawodników pierwszego zespołu. Mimo zapowiedzi ówczesnego trenera, że kadra zostanie odchudzona, udało się to dopiero pół roku później.

Reklama

– Głupotą jest zwalnianie trenerów po kilku kolejkach. Wszystko trzeba przemyśleć. To nie trenerzy za wszystko odpowiadają, ale też piłkarze – mówił Łukasz Madej, gdy żegnano duet Dankowski-Warzycha. W klubie oceniano wówczas, że zespół nie radzi sobie ze zmianą taktyki, że zawodnicy mają problemy szybkościowe, a sztab nie potrafi zapanować nad złą atmosferą. Ojrzyński przez ponad pół roku pracy w Górniku zmienił jednak niewiele: gra nadal nie powalała, zawodnicy w tym roku wyglądali mizernie pod względem fizycznym, a morale znów siadło (m.in. zamieszanie z Radosławem Sobolewskim).

Różnica między etapami pracy obu trenerów jest taka, że ten ostatni dobierał tych piłkarzy, których chciał. Ojrzyński latem ściągnął paru znajomych, w tym Korzyma i Janotę, którzy zawiedli na całej linii. Zimą dostał wyróżniającego się w pierwszej lidze Matuszka, Stebleckiego, Kante oraz Golańskiego. Wyglądało to na papierze nieźle.

Ale ten „papier” zbyt mocno zaszumiał też w głowach piłkarzy. Madej, jeszcze przed startem rozgrywek, mówił o europejskich pucharach. Ten sam Madej w zimowej przerwie przekonywał wszystkich, jaki to Górnik jest cudowny. Mówił w PS, że nie zawsze lepszy wygrywa, że jak zabrzanie przegrywają to tylko jedną bramką, że gra jest lepsza niż sytuacja w tabeli, że zespół ma jakość i „jest jej wystarczająco dużo, żeby zrobić serię dobrych wyników, jak wreszcie uśmiechnie się troszkę szczęścia”. I w końcu: “Górnik ma za dobrych piłkarzy, żeby spaść z ligi”. To samo inni, choćby Golański dla Weszło: – Zostało dziewięć kolejek, a my tracimy cztery punkty do grupy mistrzowskiej. Przy tak spłaszczonej tabeli powalczymy o pierwszą ósemkę. Ostatni mecz jest 15. maja i nie wiesz, czy tego dnia Górnik nie będzie z jakimś trofeum.

Tak, to naprawdę ciekawy przypadek, jak zawodnicy zespołu ze strefy spadkowej potrafili tracić kontakt z rzeczywistością. Zero autorefleksji, zero pokory, tylko stwierdzenie: jesteśmy zbyt mocni, by spaść. Ale – powiedzmy sobie szczerze – wszyscy tam do siebie pasują. Trener Ojrzyński dopiero co zapewniał, że Górnik wcale nie jest w aż tak fatalnej sytuacji, a prezes Pałus stwierdził po legendarnym powrocie pod bramkę Janoty z Gergelem, że „zarzucanie braku zaangażowania jest dla zawodników krzywdzące”.

I teraz Jan Żurek musi się z tą rzeczywistością zmierzyć. Jego ostatnich sześć lat pracy to Iskra Pszczyna, LZS Piotrówka, GKS Tychy i ostatnio Polonia Łaziska Górne. No cóż, jeżeli ta decyzja jest efektem analizy sytuacji sportowej w klubie, to chyba ktoś poszedł tym samym kluczem, co w przypadku innych irracjonalnych rozwiązań.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Polecane

Po czterdziestce i ze sztucznym kolanem. Lindsey Vonn wróciła i marzy o igrzyskach

Sebastian Warzecha
0
Po czterdziestce i ze sztucznym kolanem. Lindsey Vonn wróciła i marzy o igrzyskach

Komentarze

0 komentarzy

Loading...