W Kielcach, tak jak i w Gliwicach, dziś liga nie była planowana – mecze miały odbyć się tydzień temu, ale przez zły stan boisk je przełożono. Z punktu widzenia Wisły, to akurat dobra wiadomość. Czas zdaje się działać na jej korzyść.
Tydzień temu krakowianie byli świeżo po domowej porażce z Podbeskidziem i zmianie trenera: urlopowano Tadeusza Pawłowskiego, a niespodziewanie rolę pierwszego trenera powierzono Marcinowi Broniszewskiemu. Temu samemu, który przegrał z Wisłą cztery mecze z czterech i nie zdobył ani jednej bramki. Ale w weekend, kiedy zaliczył powrót na ławkę, jego zawodnicy już i trafili do siatki, i zremisowali. Co więcej – byli krok od zwycięstwa.
Czas działa na korzyść Wisły z kilku powodów. Po pierwsze, w spotkaniu z Piastem odnieśliśmy wrażenie, że ta gra rzeczywiście wygląda nieco lepiej. Gospodarze byli stroną dominującą, do zwycięstwa zabrakło im jedynie wykorzystania rzutu karnego w ostatniej minucie gry. Po drugie, do dyspozycji trenera jest już nie tylko Głowacki, ale również Guzmics. Po trzecie, może jeszcze nie teraz, ale za moment treningi wznowi Mączyński. I po czwarte, coraz dłużej z zespołem przebywają Rafał Wolski i Petar Brlek. Chorwata w debiucie zjadł chyba trochę stres.
Nawet jeśli z którymś tych punktów się nie zgadzacie, w Krakowie muszą szukać najprostszych powodów, by się nie poddawać i dalej wierzyć. Wisła nie wygrała żadnego z ostatnich dziesięciu spotkań. Od ostatniego zwycięstwa minęły w niedzielę cztery miesiące.
– Musimy wygrywać. Można się dopatrywać pozytywów, ale jesteśmy w takiej sytuacji, że w każdym meczu musimy bić się o trzy punkty – mówi Broniszewski, który wciąż czeka na pierwszą wygraną w roli trenera, a mając na uwadze, że klub szuka kogoś na to stanowisko, może już nie mieć zbyt wielu okazji. I dodaje: – Bardzo chcemy wygrać, by przestać już głupkowato tłumaczyć, dlaczego znów nie zdobyliśmy trzech punktów. Wszyscy mamy już dość gadania, że gramy o pełną pulę i że nie zabraknie nam ambicji.
A do ambicji i zaangażowania kibice Wisły mieli ostatnio pretensje. W tej chwili żaden argument nie zadziałałby na nich lepiej niż długo wyczekiwane zwycięstwo u siebie (od 28 sierpnia!). Tym bardziej, że ono pozwoliłoby zrównać się punktami z 13. Koroną i – w zależności od wyniku w Gliwicach – może też przeskoczyć Śląsk.
W Kielcach powodów do radości mają więcej. Uratowali w weekend remis z Podbeskidziem, bo do 85. minuty przegrywali 0:1. Mają nową murawę, znaczy że są w stanie zorganizować mecz w normalnych warunkach. No i po pauzie za żółte kartki powraca Radek Dejmek, choć i tak z bardzo dobrej strony pokazał się Diaw. A jeżeli Marcin Brosz liczy jeszcze na zryw w kierunku pierwszej ósemki – dziś musi pokonać Wisłę.
Fot. FotoPyK