W styczniowym okienku transferowym nie brakowało hitów, jak i transferów… Hm. Określilibyśmy je mianem “symptomatycznych”. Przede wszystkim mamy tutaj na myśli klub, do którego trafił Adam Gyursco. Nie jest i nie było wielką tajemnicą to, że skrzydłowym z węgierskiego Videotonu interesowali się dwaj polscy giganci z Poznania i Warszawy. On tymczasem wybrał Szczecin i wbrew pozorom nie zrobił tego dlatego, że w dzieciństwie miał nad łóżkiem plakat Olgierda Moskalewicza, ale z uwagi na wizerunki innych postaci, z których najważniejszą jest Władek Jagiełło w zielonym kolorze.
Wokół transferu zrobiło się na tyle głośno, że głos zabrał swego czasu nawet prezes Legii, Bogusław Leśnodorski – rzeczowo stwierdzając, że jego zdaniem lepszy jest Mazek.
Za nami wprawdzie dopiero pięć spotkań, ale dziś była wyjątkowa okazja – obaj panowie mierzyli się oko w oko, dośrodkowanie w dośrodkowanie. Uznaliśmy, że to całkiem niezły moment, by ich obu jakoś porównać. Jeśli chodzi o teczkę z 90minut.pl – tu wszystko jest jasne. Kamil Mazek przebija Węgra o trzy lata – obchodzący wczoraj urodziny Gyurcso to rocznik 1991 (ostatni dzwonek na eksplozję talentu), Polak 1994 (pierwszy dzwonek na potwierdzenie talentu). Warunki fizyczne i dokonania – na korzyść Węgra, ale zakładamy, że w przypadku skrzydłowego te sześć centymetrów i kilka kilogramów nie robi aż tak kolosalnej różnicy.
No to przechodzimy do właściwej oceny. Jeśli chodzi o dzisiejszy mecz – bez wątpienia lepiej wyszedł on Węgrowi. Aktywny, może momentami nawet nadaktywny, stawiał stempel niemal pod każdą akcją. Kluczowe podanie, do tego dwa dośrodkowania, po których pod bramką Ruchu robił się naprawdę spory szum. Mamy jednak wrażenie – graniczące z pewnością – że Gyurcso nawet dziś pokazywał swoje braki. Utkwił nam w pamięci okres gry, gdy w kilka minut wykonał trzy dośrodkowania – jedno groźne, ale mamy wrażenie, że wykonane w skrajnie fartowny sposób i dwa piekielnie niecelne. Myśleliśmy, że gość wciągnie ligę nosem, tymczasem dziś zagrał dopiero drugi niezły mecz, dokładając do tego trzy zdecydowanie poniżej granicy przyzwoitości (noty 3, 2, 3).
Mazek jest na drugim biegunie. Dziś jego największym problemem była… niewidzialność. Czasami aż przecieraliśmy oczy, gdy dryblingi wykonywał Moneta, gdy z Lipskim klepki uskuteczniał Stępiński, a do boku zdarzało się zapuścić Iwańskiemu. Mazek za każdym razem był gdzie indziej. Akcja lewą stroną? Mazek wiąże buta pod swoją bramką. Akcja środkiem? Akurat dobiegł na lewą flankę. Piłka na prawe skrzydło? Mazek asekuruje Lipskiego w środku. Wyglądało to dość dziwnie, choć mamy jednocześnie na uwadze, że skrzydłowy Ruchu na pięć meczów 2016 roku ani razu nie zszedł poniżej noty 4, raz za to udało mu się skończyć z siódemką od Weszło zarezerwowaną na naprawdę dobre mecze.
No i liczby. Gyursco w pięciu meczach ma gola i kluczowe podanie, Mazek dwa gole, do których warto jeszcze dodać rzut karny na Legii, który zostałby podyktowany, gdyby sędzia rzetelnie ocenił jego starcie z Hlouskiem. Nie jest to może powalająca statystyka, ale jednak – Mazek w trzech kolejnych spotkaniach był bardzo istotnym elementem przyzwoicie grającego Ruchu.
Jak wypada więc starcie dwóch skrzydłowych “branych pod uwagę” przez największych w Polsce? Mazek wygrywa wiekiem, formą w 2016 roku i liczbą strzelonych goli. Gyursco? Dyspozycją w dzisiejszym meczu.