Kibice Śląska Wrocław mają problem z tym, że Jacek Kiełb jest Jackiem Kiełbem, a Mariusz Pawelec gra kolejne mecze na poziomie Mariusza Pawelca. Oczekiwaliby, że po włożeniu zielonej koszulki Kamil Biliński będzie ładował do siatki co najmniej tak często jak Nemanja Nikolić, a Ryotę Moriokę tak to wrocławskie powietrze uskrzydli, że nagle stanie się drugim Tsubasą. Sorry chłopaki – chyba tak to nie funkcjonuje.
Nawiązujemy rzecz jasna do sytuacji, w której dwóch typków zdarło koszulkę z Mariusza Pawelca i krzyczało do reszty coś o braku godności:
Nie wiemy, na ile ogarniacie rzeczywistość, ale na początek chcemy wam przypomnieć, że ci podobno niegodni piłkarze:
a) sami się nie zatrudnili,
b) sami się nie wystawili do składu.
Kiedyś Śląsk miał kasę i mógł sobie ściągać najlepszych piłkarzy, dzisiaj jest golasem i musi płacić Bilińskiemu czy Gecovowi. Oczywiście chciałby ściągać do klubu co najmniej Starzyńskiego czy Cierzniaka, chciałby bić się z Legią o Hamalainena, ale takie są prawa rynku – nie ma pieniędzy, nie ma szaleństwa. Jaka w tym wina Pawelca, że prezes nie wyrabia w znajdowaniu nowych sponsorów? Jaka w tym wina Pawelca, że klub nie potrafi zatrzymać u siebie kolejnych piłkarzy (jak np. Flavio)? Jaka w tym wina Pawelca, że pomysł taktyczny zespołu można zawrzeć w słowach „na chaos”? Jaka w tym wina Pawelca, że nie jest Roberto Carlosem?
No jak to jaka!!! Pedale jebany, oddawaj koszulkę!!! Nie zasługujesz na te barwy!!!
Jednocześnie krewkim kibicom przypominamy, że żeby klub mógł pozwolić sobie na piłkarzy „zasługujących na barwy”, do klubowej kasy muszą co chwilę wpadać nowe środki. Przepraszamy, jeśli wywracamy wasze życie do góry nogami, ale klubowy budżet jednak nie jest z gumy. Oczywiście rozprawianie wspaniałomyślnych kibiców o godności poszczególnych piłkarzy wcale nie kłóci się z tym, że:
– klub za chwilę będzie musiał zapłacić kolejną karę za pirotechnikę (no bo przecież nie zrobicie zrzutki?),
– klub przez ostatnie cztery lata za mniejsze lub większe wybryki kibiców zapłacił 650 tysięcy złotych (tu chyba też obyło się bez ściepy?),
– na kolejnym meczu znowu pojawi się jakieś minus sto osób, przez co bilans z dnia meczowego trzeba będzie oznaczać czerwonym kolorem,
– kolejny reklamodawca za chwilę podziękuje za współpracę, skoro reklama na stadionie dociera do ośmiu osób (w tym do narwanego gniazdowego).
Taka logika kibica – odpal kolejną racę, naraź klub na następną karę, przyjdź na mecz od święta, a później miej pretensje do Hołoty, że nie jest Trałką/Jodłowcem/Dąbrowskim (ewentualnie jakimś innym defensywnym pomocnikiem, który byłby godny gry w koszulce Śląska, chyba że w Ekstraklasie takich nie ma?). Strasznie wybujałe te wasze wymagania. Albo może jest tak, że te zielone koszulki dodają jakiejś mocy, o której my nie wiemy i wtedy na serio uznamy, że Biliński powinien powalczyć o koronę króla strzelców? Jeśli tak jest, to może sami je załóżcie i wbiegnijcie na murawę? Strojów nie trzeba wam kołować – przecież już je sobie wzięliście.