Jeżeli tuż przed rozpoczęciem rundy wiosennej analizowaliście ligowy terminarz, z pewnością nie wróżyliście dobrego startu beniaminkom, czyli Zagłębiu i Termalice. Przeciwnie, zapowiadało się na wyjątkowo twarde lądowanie. Podopieczni Stokowca dostali trzy ciężkie wyjazdy do Chorzowa, Krakowa i Wrocławia, a w międzyczasie mieli gościć u siebie Legię i Lechię. Natomiast piłkarze Piotra Mandrysza dostali na początek Lecha, Cracovię, Pogoń i Legię, by dopiero w piątym meczu nieco wyhamować w Łęcznej. Tym bardziej może więc dziwić, że po pięciu tegorocznych kolejkach obaj beniaminkowie należą do najlepiej punktujących drużyn i dziś w tabeli wiosny zajmują odpowiednio drugie i czwarte miejsce.
W tym kontekście aż strach pomyśleć, jak forma naszych beniaminków będzie wyglądać w ostatnich meczach fazy zasadniczej, w których czekać będą teoretycznie słabsi rywale. Istnieje też spore prawdopodobieństwo, że w kwietniu obydwie drużyny zobaczymy w grupie mistrzowskiej. Zagłębie po sobotnich meczach wspięło się na piątą pozycję w tabeli, a Termalika – przy potencjalnie niekorzystnych dla siebie wynikach – po zakończeniu kolejki może tracić do ósmej pozycji maksymalnie trzy punkty. Jakkolwiek patrzeć, już dawno beniaminkowie w tak dużym stopniu nie wzbogacili naszej Ekstraklasy.
Mimo rewelacyjnej postawy piłkarzy Piotra Mandrysza, dziś jeszcze lepsze wrażenie sprawia Zagłębie, które w osobie Filipa Starzyńskiego zyskało naturalnego lidera formacji ofensywnej. Tyły natomiast trzyma znajdujący się w świetnej formie Maciej Dąbrowski, który pod względem not Weszło jest drugim najlepszym obrońcą całej ligi i mocno naciska na liderującego Michała Pazdana. Co więcej, pozostali piłkarze Piotra Stokowca zdają się trzymać poziom swoich liderów i cała miedziowa jedenastka przypomina dobrze naoliwioną maszynę, którą coraz trudniej będzie powstrzymać. A bilans jedynie z ostatniego tygodnia w Lubinie to trzy zwycięstwa i dziewięć punktów.
I tak naprawdę dziwimy się, że o drużynie Stokowca nie zrobiło się jeszcze odpowiednio głośno. Przejrzeliśmy dokonania wszystkich beniaminków Ekstraklasy w XXI wieku i znaleźliśmy tylko cztery zespoły (spośród 38), które po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej po 26 kolejkach miały na koncie więcej punktów. I były to drużyny, które mocno zapadły kibicom w pamięć i z całą pewnością je kojarzycie:
– Cracovia Stawowego (04/05) m.in. z Węgrzynem, Gizą i Bojarskim.
– Korona Wieczorka (05/06) m.in. z Golańskim, Boninem i królem strzelców, Piechną (21 goli).
– Śląsk Tarasiewicza (08/09) m.in. z Fojutem, Gancarczykiem i Milą.
– Piast Brosza (12/13) m.in. ze Zbozieniem, Jurado i Podgórskim (awans do pucharów).
Jeżeli drużyna Stokowca utrzyma tempo narzucone w pierwszych 26 kolejkach – co przecież nie brzmi jakoś nierealnie – będzie miała prawo stać jak równy z równym obok wspomnianych zespołów. Co więcej, w kontekście czekającego nas podziału punktów, w Lubinie śmiało będą mogli spojrzeć wyżej, nawet w stronę europejskich pucharów.
Przypadek Zagłębia jasno też pokazuje, że spadek do I ligi wcale nie musi oznaczać wielkiej tragedii, a może stanowić czynnik oczyszczający i spajający drużynę. Dziś lubinianie wciąż pracują z tym samym trenerem i z większością piłkarzy, którzy przed rokiem walczyli na zapleczu Ekstraklasy. Dzisiejszy trzon zespołu zrodził się właśnie w I lidze, a nielicznymi, punktowymi wzmocnieniami pozwolono drużynie wskoczyć na jeszcze wyższy poziom. I być może jest to pewien drogowskaz dla innych, którzy stawiają na krótkoterminowe rozwiązania i przy walce o utrzymanie dokonują na przykład desperackich rewolucji kadrowych.
Fot. FotoPyk