Są takie mecze, o których mówi się, że jakby urwały się z gry komputerowej. Chłopaki żywcem wyjęci z FIFA, piłka chodzi jak po sznurku, przewrotka poganiana jest dryblingiem Cruyffa. Częściej widzimy w Ekstraklasie mecze jak z Sensible Soccer, czyli pełne przypadkowych akcji i barwnych kuriozów, ale też między innymi przez to zajmujące. Dzisiaj niestety maksymalnie był to mecz z gry na Commodore bądź ZX Spectrum. Lepsze “spektakle” widywaliśmy w telegazecie.
Pierwsza połowa – byliśmy świadkami żwawszych pojedynków w warcaby. Nieważne ile razy trenerzy będą nas przekonywać, że jeden z drugim dobrze się ustawiał, a ogółem defensywny plan taktyczny był realizowany nieźle – naszym zdaniem to było dziadostwo i koniec pieśni. Walka bokserska, w której obaj bokserzy marzą tylko o klinczu. Szachy, w których obaj szachiści wychodzą na piwo. Nie działo się nic, naprawdę nic, ot – Góralski parę razy zabrał komuś piłkę, Drągowski raz odbił przyzwoity strzał Zwolińskiego, coś przerzucił Vassiljev, ale generalnie więcej emocji można przeżyć ubijając muchę w kiblu. Świderski w przerwie powiedział, że spotkanie stoi na wysokim poziomie – zastanawiamy się czy rezerwowi Jagi jako pierwsi na świecie mają pozwolenie do oglądania na tabletach spotkań innych lig.
Mieliśmy nadzieję, że w drugiej połowie będzie to wyglądać inaczej. Bo przecież bywają takie beznadziejne przypadki, które jednak z niewytłumaczalnych przyczyn po zmianie stron zamieniają się w znakomite starcia. Niestety, cudu nie było, a wyłącznie upiorna konsekwencja. Największe zainteresowanie mogło to widowisko wzbudzić wśród kronikarzy księgi rekordów Guinessa, zanotowano bowiem pięćset tysięcy nieudanych rzutów rożnych, trzysta czterdzieści dwie głupie straty i sto dwie lagi do nikogo. Niby przeważała przez większość czasu Jaga, ale i tak prawie wszystko pod dyktando strategii “ty do mnie, ja w bandę”, względnie “kopnij, ja nie dobiegnę”.
Kolejny mecz, w którym nie zachwycił Gyurcso – utkwiła nam w pamięci jego akcja, gdy przebiegł 60 metrów a potem podał do punktu, z którego strzela się karne. Kompletnie bezproduktywny był Frankowski, Listkowski się spalił, trochę ożywienia wniósł Mystkowski, ale dajcie spokój: już czujemy, że o wiele za dużo uwagi poświęciliśmy tak słabemu meczowi, chcemy po prostu o nim zapomnieć. Tak samo jak kibice i pewnie piłkarze, dla których najlepszą karą będzie po prostu obejrzeniu tej padaki w powtórce.