Reklama

Gaston Sangoy w I lidze, czyli Arka chce do Ekstraklasy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 marca 2016, 18:47 • 4 min czytania 0 komentarzy

Gdyby ten gość trafił do średniaka Ekstraklasy, mocno liczącego się w walce o pierwszą ósemkę, ale już jednak nie o podium, napisalibyśmy – naprawdę ciekawy transfer, powinien odpalić. Tymczasem on nie będzie grał w umownej elicie, ale piętro niżej, w miejscu o którym ostatnie co wypada powiedzieć, że to magnes na dobrych piłkarzy. A jednak, Gaston Sangoy, bo o nim mowa, wybrał ten kierunek i już w nadchodzący weekend, jeśli do Gdyni dojdzie certyfikat, może ubrać koszulkę Arki i wybiec na boisko. A uwierzcie, murawy 1. ligi rzadko widują zawodników z tak ciekawym CV.

Gaston Sangoy w I lidze, czyli Arka chce do Ekstraklasy

Zaczynał w Boca Juniors, którego jest wychowankiem, później przez chwilę był w Ajaksie, lecz tam się nie przebił. Na swoje nazwisko prawdziwie zaczął pracować na Cyprze. Dla fanów Apollonu Limassol jest idolem, by nie powiedzieć legendą, ale w sumie trudno żeby było inaczej, skoro strzelał tam nałogowo. Drużynowo zdobył krajowy puchar, a indywidualnie zanotował 74 gole w 121 meczach (część z tych bramek dała mu koronę króla strzelców w sezonie 13/14 ) – szacuneczek. Ktoś może pomyśleć, że to bohater jednych rozgrywek, coś jak Bernardo Vasconcelos, który też na Cyprze regularnie dziurawił siatki, a u nas był co najwyżej przyzwoity. Otóż nie – Gaston wydatnie pomagał Apollonowi także w Lidze Europy, strzelając choćby dwie bramki Nicei, dwie Trabzonsporowi i jedną… Legii Warszawa.

Tak, to dokładnie ten sam sezon kiedy Wojskowi pod wodzą Jana Urbana kompromitowali się w pucharach. Pamiętamy przygnębiający mecz przy pustych trybunach na Łazienkowskiej – gospodarze bili głową w mur, rywale doczekali się tej jednej kontry, którą na bramkę zamienił Sangoy, pokonując Skabę. A żeby być uczciwym, powinien mieć i dublet, ale zmarnował rzut karny. Dla Legii to przeżycie jest niczym, przy tym co stało się w rewanżu i jakie miało konsekwencje. Tam doszło do przepychanki, a główną rolę grał Bartosz Bereszyński – za odepchnięcie rywala sędzia wyprosił go z boiska, pokazując mu czerwoną kartkę. Resztę historii znacie – w klubie myśleli, że karę odcierpiał, a było inaczej i UEFA wyrzuciła Legię z decydującej batalii o Ligę Mistrzów. Bereszyński odepchnął właśnie Sangoya, który zresztą też za sprawą decyzji arbitra meczu nie dokończył.

A i na tym powiązanie Gastona z polską piłką się nie kończą. Gdy był na Cyprze pracował z Thomasem von Heesenem, niedawnym trenerem Lechii Gdańsk – na marginesie, ten w sumie dawał tam radę, notując średnią ponad dwa punktu na mecz. Ale i tak koniec końców go wylano.

Napastnik na życie zarabiał też w Hiszpanii, konkretnie w Sportingu Gijon i choć nie był tam tak skuteczny jak na Cyprze, to wciąż jego gry nie można specjalnie krytykować. Przez jeden sezon w Segunda Division uzbierał po osiem goli i asyst, a wcześniej, jeszcze w elicie piłkę do siatki kierował sześć razy. Szału nie ma, ale gdyby spojrzeć na to z innej strony – ilu piłkarzy z naszej Ekstraklasy może powiedzieć, że trafiało w La Liga? A co dopiero, gdyby spytać o to napastników na zapleczu. Gaston nie strzelał też byle komu, bo na rozkładzie ma Gorkę Iraizoza z Athletiku Bilbao i Andresa Palopa z Sevilli.

Reklama

No dobra, ale jakie ten facet ma minusy – bo przecież gdy do Polski przychodzi ktoś ogarnięty, to musi mieć jakiś defekt. Problemem jest to, że Sangoy nie gra w piłkę od sierpnia, wtedy pożegnał się z katarskim Al-Wakrah i pozostawał bezrobotny. Jasne, może w wywiadach wspominać, jak to ciężko pracował z trenerem personalnym, ale umówmy się – będzie mu brakowało rytmu meczowego i pytanie, jak szybko potrafi wrócić do formy. Czasu dużo nie ma, kontrakt obowiązuje tylko do czerwca i co ciekawe, długość umowy była życzeniem samego zawodnika. Napastnik zapomniał też chyba już o katarskich pieniądzach i nie miał wygórowanych żądań finansowych.

– W Arce nie ma kominów płacowych. Zarabia tyle, ile możemy mu zapłacić, na pewno nie są ta ogromne pieniądze. Gaston przyszedł do Arki, bo szuka nowych wyzwań, choć oczywiście będzie potrzebował chwilę, by się zaaklimatyzować i zaadoptować do nowych warunków. Jednak skoro grają w polskiej lidze choćby Brazylijczycy, to czemu jemu miało się nie udać? To doświadczony i dorosły zawodnik, któryś coś już widział i osiągnął – drużyna musi się nauczyć jego, a on drużyny – mówi Edward Klejndinst, dyrektor sportowy Arki.

Problemu nie będzie też z obywatelstwem piłkarza – posiada bowiem włoski paszport i nie zablokuje miejsca na boisku graczowi spoza UE, a tym jesienią był ważny dla Arki, Marcus Vinicius. Wszystko składa się na to, że dopóki Sangoy pierwszy raz nie kopnie piłki, o tym transferze nie można mówić inaczej, jak optymistycznie. Gdynianie ściągając Argentyńczyka, a wcześniej choćby Szwocha, Formellę czy Kakoko wysyłają jasny sygnał – mamy dość zaplecza, chcemy wrócić do elity.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...