Reklama

Legia liderem. Spodziewaliśmy się, że to się stanie, ale że tak szybko?

redakcja

Autor:redakcja

28 lutego 2016, 20:44 • 3 min czytania 0 komentarzy

Że to się stanie prędzej czy później – można się było spodziewać. Ale że tak szybko, już po trzech pierwszych kolejkach po przerwie zimowej? Przyznamy szczerze – traktowaliśmy Piasta nieco poważniej. Przypuszczalibyśmy, że jeśli ta drużyna wyłoży się po drodze, to znacznie później. Tymczasem wyścig tak naprawdę dopiero się zaczął, a wywalczone w trudach pole position mogą sobie już wsadzić w dupę. Warszawianie musieli tylko wykorzystać kolejne potknięcia rywali. 

Legia liderem. Spodziewaliśmy się, że to się stanie, ale że tak szybko?

Legia była dziś drużyną o wiele lepszą, ofensywa Ruchu to jakiś smutny żart (bez klarownej okazji bramkowej), ale goście i tak mogą czuć się pokrzywdzeni po tym spotkaniu. Powód numer jeden – gol Pawła „Inzaghiego” Oleksego padł po dość wyraźnym spalonym, kompletnie nie ogarniamy, jak można było go nie zauważyć. Tak na marginesie – ależ to było komiczne uderzenie piłki. Obrońca „Niebieskich” raczej się z tego samobója nie wybroni – to nie była sytuacja bez wyjścia, to nie był wybór “albo wbiję ją sobie sam, albo zrobi to rywal, którego mam za plecami”. Owszem, to trudna sytuacja, ale defensor na tym poziomie zwyczajnie MUSI wyekspediować piłkę gdzieś w okolice pana Staszka zajadającego się kiełbasą na sektorze rodzinnym. Jak na ironię – komentatorzy chwilę wcześniej przypomnieli, że  skuteczność Oleksego w tym sezonie wynosi sto procent – dwa oddane strzały, dwa gole. Dzisiejszym uderzeniem z piszczela tych statystyk sobie nie spaprał.

Powód numer dwa – limo pod okiem Mazka, które samo się nie zrobiło. Hlousek uderzył go łokciem w polu karnym (!) z takim impetem, że skrzydłowy wyglądał w pomeczowym wywiadzie jakby właśnie podsumowywał jakąś walkę w formule MMA. Czech walnął go niechcąco? Może i tak, ale przecież nie ma to żadnego znaczenia. Mazek dostał w mazak i nie dostał za to karnego, a powinien.

Jakkolwiek ten mecz wyglądał, „Niebiescy” muszą mieć pretensje. Na przerwę powinni schodzić z czystym kontem i jedną bramką zaliczki.

Legia zagrała dzisiaj bez swoich podstawowych skrzydłowych (tak się złożyło, że i Kucharczyk, i Guilherme się wykartkowali) i nie miała zbyt wiele oczywistych kandydatów do składu. Zagrał więc Masłowski (przemilczymy) i Duda (tu z kolei warto się rozpisać). Chociaż Słowak robił za obywatela całego boiska i na skrzydle pojawiał się raczej epizodycznie, to on dbał o elementy magii w tym przypominającym dziś momentami walkę pięściarską meczu. Przykład? Stwierdził, że wejdzie sobie z piłką w pole karne i stanie oko w oko z bramkarzem i ot tak to zrobił (minął jednego, minął drugiego, ale walnął jakby nie jadł śniadania). Kolejny? Umyślał sobie, że przypieprzy z dystansu i zabrakło mu lewie paru centymetrów, piłka trafiła w poprzeczkę. Ot tak, po prostu. Ta lekkość, swoboda Słowaka była dziś niesamowita. Do tego dorzucił ruletę, piętki, przyjęcia kierunkowe i asystę do Nikolicia (ale ten okiwał bramkarza i nie bardzo wiedział, co zrobić). Gdybyśmy mieli oceniać wyłącznie za walory artystyczne, trzeba byłoby dać Dudzie notę 13. Oczywiście mówimy o skali 1-10.

Reklama

Ale nad jego formą specjalnie nie ma się co zachwycać. Historia uczy, że teraz przed nim jakieś dziesięć kompletnie bezbarwnych meczów.

9legia

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
1
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
4
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

0 komentarzy

Loading...