Pierwszy mecz? Mizeria i dość szczęśliwie wywalczony punkt, ale wiadomo – każdemu może się zdarzyć. Drugi? Śnieg, mróz, murawa, która szybko zamieniła się w scenerię filmu “Potwór z bagien” i w rezultacie mecz, po którym ciężko było powiedzieć coś mądrego. Odwlekaliśmy ten moment tak długo, jak tylko mogliśmy, ale chyba najwyższa pora to napisać: maszyna w przerwie zimowej się zacięła, dzisiejszy Piast Gliwice – jeśli chodzi o grę – nawet nie stał obok tego jesiennego. Nazwiska niby te same, ale tylko w przypadku Jakuba Szmatuły mamy pewność, że na boisko nie wybiega jakaś kiepska podróbka.
Dziś lider Ekstraklasy został – nie bójmy się tego słowa – zmiażdżony przez Lechię. W pierwszej połowie nie istniał w ogóle, w drugiej nie potrafił się odgryźć, nawet pomimo tego, że:
– zaraz na jej początku z boiska wyleciał z drugą żółtą kartką Krasić,
– Łukasz Budziłek sprezentował mu bramkę kontaktową (pierwsza tej wiosny, jedyny pozytyw).
Zastanawiamy się, co jeszcze musieliby zrobić gospodarze, by Piast wrócił do tego meczu. Złapać jeszcze jedną czerwoną kartkę? Dopisać do protokołu i wpuścić na boisko Rudinilsona, w towarzystwie losowo wybranego kibica? Dwójkami-trójkami udawać się na pięć minut do szatni, by trochę się ogrzać? No wcale nie mamy pewności, że to by wystarczyło i drużyna lidera zamiast odrobić wynik, nie nadziałaby się na jakąś kontrę.
Przedziwna sprawa. Przecież wydawało się, że Mraz nawet bez formy jest w stanie te dwie fajne piłki w pole karne wrzucić. Że Vacek w analogicznej sytuacji potrafiłby przynajmniej nie zaniżać poziomu i mądrze rozdzielać piłki, a Nespor prędzej czy później dojść do strzału. A nic takiego nie ma miejsca. Już wyjściowe zestawienie pokazało, że Radoslav Latal nie ma zamiaru udawać, że nic się nie dzieje. Od pierwszej minuty zobaczyliśmy Bukatę, Zivca, Jankowskiego. Ipsa szybko zmienił Koruna, Badia Mraza (!), a Nespor Mateusza Maka. Rezultat był taki, że bardziej przypomniało to rozpaczliwe wymachiwanie rękoma topielca, niż przemyślane ruchy. Tak jak wspomnieliśmy w tytule – panowie, pobudka.
Lechia? Zagrała na bardzo duży plus. Do tego spotkania też ciężko było mieć wyrobioną opinię na temat ekipy przebudowanej przez Piotra Nowaka, bo poprzednie mecze były specyficzne, ale teraz widać, że wszystko zaczyna tam nabierać fajnych kształtów. Jak już wspomnieliśmy – pierwsza połowa była świetna, zgadzamy się z Grzegorzem Wojtkowiakiem, że powinna się skończyć znacznie wyższym wynikiem. W drugiej plany trochę się pokomplikowały, ale piłkarze zachowali dyscyplinę. Trzeba również zauważyć, że drużynie zmianami bardzo pomógł Nowak. Gdybyśmy wzorem niektórych tytułów oceniali trenerów, dostałby bardzo wysoką notę. Wykonawcy się zmieniają, ale wydaje się, że wszyscy rozumieją, o co chodzi nowemu szkoleniowcowi, a to chyba była pierwsza pozycja z “listy rzeczy do zrobienia” Piotra Nowaka.
Prawdopodobnie można już ją odhaczyć i jechać dalej.
Fot. FotoPyK