Kilka lat temu jakikolwiek news transferowy z Rafałem Wolskim trafiłby na pierwsze strony polskich gazet, a dziś… Dziś to informacja zupełnie drugorzędna, która nie wzbudza żadnych emocji. Nikogo specjalnie nie grzeje nawet fakt, że chłopak z przeszłością w Legii idzie do Wisły. Chyba każdy widzi, na jakim zakręcie znalazł się utalentowany ofensywny pomocnik, i że perspektywa uzyskania jakichkolwiek boiskowych minut jest dziś dla niego absolutnie priorytetowa. Jakkolwiek spojrzeć, wypożyczenie do Wisły jest dla Rafała rozpaczliwą próbą wznowienia kariery. I na ten moment nic innego się dla niego nie liczy.
Zagraniczną przygodę Wolskiego moglibyśmy podsumować jednym słowem – dramat. Rafał nie poradził sobie kolejno w Serie A, Serie B i belgijskiej Jupiler Pro League, więc wreszcie przyszła pora na ruch najbardziej naturalny, czyli powrót do Ekstraklasy. A Rafał wraca jako piłkarz 23-letni, który przez ostatnie 3,5 roku grał potwornie mało. Jego dorobek z wszystkich rozgrywek prezentuje się następująco:
12/13: 30 minut
13/14: 486 minut
14/15: 647 minut
15/16: 676 minut
Jeśli chodzi o dorosłą piłkę, to od czerwca 2012 roku Rafał spędził na boisku niecałe 1850 minut. To mniej niż debiutant Patryk Lipski w samej rundzie jesiennej tego sezonu. A tak długa przerwa w regularnej grze w tak młodym wieku to sportowe samobójstwo. Jeśli dodamy do tego, że Wolski wyjechał z kraju zaledwie po jednym udanym sezonie, uzyskamy pełen obraz nędzy i rozpaczy. Rafałowi w tym roku stukną 24 lata, a w całej dorosłej karierze – licząc mecz ligowe, pucharowe i reprezentacyjne – łącznie rozegrał jakieś 3600 minut. A to znacznie mniej, niż przykładowy Tomasz Jodłowiec w samym poprzednim sezonie.
Niektórzy twierdzą, że te wszystkie zagraniczne porażki naszych piłkarzy to absolutna norma, bo tak kończy zdecydowana większość. Przypadek Wolskiego jest jednak o tyle smutny, że chłopak niewątpliwie miał wielki talent. Poruszał się po boisku z niebywałą lekkością, a prawie każdym dotknięciem piłki zdradzał naprawdę duże możliwości. Pytanie, ile mu z tego zostało. Rafał po raz ostatni dobrze grał w piłkę w sezonie 2011/12, czyli wtedy, kiedy grający w Lechii Milos Krasić zdobywał mistrzostwo Włoch z Juventusem. I właściwie Serb jest tu najlepszym przykładem, ile dziś może znaczyć dyspozycja sprzed czterech lat.
Z perspektywy czasu z łatwością można wskazać popełnione błędy. Wolski nigdy nie dorósł fizycznie nawet do poziomu naszej Ekstraklasy, a z kraju wyjechał w najgorszym możliwym momencie, po półrocznej kontuzji. Następnie zbyt długo tracił czas na ławce rezerwowych oraz zbyt wysoko zawieszał sobie kolejne poprzeczki. Dziś można tylko próbować sobie wyobrazić, jak Rafał mógłby wyglądać, gdyby wciąż grał w Legii. Czy tak jak Karol Linetty wzmocniłby się fizycznie, na stałe trafiłby do reprezentacji i został jedną z gwiazd całej ligi? Tego się już nie dowiemy.
Paradoksalnie wypożyczenie do cieniującej ostatnio Wisły wcale nie wygląda na głupi pomysł. Przypomnijmy chociażby, że w zeszłym sezonie w Krakowie dobrze radził sobie prezentujący podobny styl gry Semir Stilić. Mając za plecami pracującego Mączyńskiego i przed sobą tak inteligentnego napastnika jak Brożek Rafał naprawdę może się odbudować. Może, ale nie musi, bo już na wejściu czeka go ciężka walka o miejsce w składzie. Wisła przymierza się do gry dwoma napastnikami, Brożkiem i Ondraskiem, a w takim układzie na boisku może zabraknąć miejsca dla ofensywnie usposobionego pomocnika, który niewiele pomaga w defensywie. Innymi słowy, łatwo Rafałowi na pewno nie będzie, a w dodatku będzie musiał się zmierzyć z niemałą presją. Jakkolwiek patrzeć, jeżeli w Wiśle mu się nie uda, to w jego głowie może zakiełkować myśl, że może się nie udać już nigdzie.
Fot. FotoPyK