Gdyby w tamtych czasach istniało Weszło, pisalibyśmy o tym transferze z dużą rezerwą. Kto wie, być może padłoby nawet słówko “szrot”, bowiem chodziło o 30-letniego Brazylijczyka, który w swojej karierze tułał się pomiędzy Brazylią, Rosją i Japonią, a o ten najpoważniejszy futbol jedynie się otarł, w dodatku jako bardzo młody chłopak. Nie miał najlepszego CV spośród zastępu Canarinhos, których do Polski sprowadził Antoni Ptak. Ale to właśnie on zapisał się w historii naszej ligi. Dziś mija 11 lat od momentu przyjazdu Ediego Andradiny do Polski.
Przeżył tu drugą młodość. Nawet jeśli miał problemy z aklimatyzacją, to na boisku nie dało się tego dostrzec. Wiosną wystąpił w 10 spotkaniach w barwach Pogoni, strzelił 5 goli. To była obietnica naprawdę przyzwoitego grania, która została dotrzymana. Kolejny sezon? 30 spotkań, 10 goli i 5 asyst. I tak moglibyśmy wyliczać aż do końca jego kariery, bo nigdy poniżej przyzwoitego poziomu nie schodził (nieprzypadkowo zainteresowanie piłkarzem, który teoretycznie najlepsze lata miał za sobą wykazywały Wisła i Legia).
Nawet wtedy gdy zaczynało się mówić, że jest już za stary lub za gruby (zawsze miał problem z wagą), szybko potrafił sprawić, że wszyscy powtarzali tylko: jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Pamiętacie pewnie te obrazki – 38-latek z brzuszkiem pokazywał młodym chłopakom, co to znaczy być Panem Piłkarzem. Głównie na boisku, ale również poza nim.
Jego licznik zatrzymał się na 186 meczach w Ekstraklasie i 45 bramkach (do tego 42 asysty) w barwach Pogoni Szczecin i Korony Kielce. Jeśli chodzi liczbę występów jest na dziewiątym miejscu w klasyfikacji wszech czasów. Klasyfikacja strzelców – tu zdążył dotrzeć na sam szczyt. Przebił dokonania Stanko Svitlicy. Dopiero w kwietniu 2014 roku jego dokonania przebił Miroslav Radović. Jednak nie można zapominać, że Edi pomógł także swoim drużynom na pierwszoligowym froncie. Wywalczył dwa awanse do elity, był jednym z ich głównych architektów. Łącznie rozegrał 62 mecze na zapleczu, w których strzelił 21 goli i zaliczył 24 asysty.
***
Fragment wywiadu dla Weszło z sierpnia poprzedniego roku (całość TUTAJ).
Powiedziałeś kiedyś, że gdyby było to możliwe, chciałbyś trafić szybciej do Polski.
Bo strzeliłbym dużo więcej goli. Kocham ten kraj. Grałem tu przez osiem lat, a trafiłem w wieku 30! Mógłbym pokazać synom jeszcze piękniejszą historię.
I tak była piękna.
Była, dlatego będę tu mieszkał do końca życia.
Nie brakuje ci Brazylii?
Nie. Mam dość gorąca, a nauczyłem się lubić wódkę i whisky! Kiedy tu przyjeżdżałem, piłem tylko colę i wodę, a dziś piję wszystko!
Śmiejesz się, ale pytam zupełnie serio – nie brakuje ci życia w kraju, w którym ludzie są zdecydowanie bardziej otwarci i pogodni?
Przez pierwszych pięć lat poza ojczyzną przez cały rok myślałem tylko o tym, żeby wrócić na wakacje. Potem zacząłem patrzeć na Brazylię z innej perspektywy. Zacząłem porównywać z Europą. Kiedy teraz jeżdżę do synów, to od razu myślę o domu w Polsce.
***
Historia Ediego, który dziś pracuje w Pogoni Szczecin i robi papiery trenerskie, na pewno pokazuje, że jeśli chodzi o obcokrajowców ściąganych do Ekstraklasy, nie ma reguły. Ale uczy też, że w osiągnięciu sukcesu pomaga próba polubienia naszego kraju. W tym przypadku bardzo udana.