Reklama

Duży skok w karierze Kuby. Po trudnego chłopaka zgłasza się Borussia

redakcja

Autor:redakcja

22 lutego 2016, 12:31 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dziewięć lat temu Kuba Błaszczykowski podpisał kontrakt z Borussią Dortmund, lecz do nowego klubu zawitał dopiero po pół roku. Latem w Dortmundzie nie miał już co prawda czego szukać, ale ten transfer trzeba uznać za strzał w dziesiątkę. Takie historie uwielbiamy najbardziej. Młody chłopak, który kopał się po czole w czwartej lidzie, trudny, ze spapranym życiorysem, ale oddany i waleczny jak mało kto, nagle szturmem bierze Ekstraklasę a po chwili zgłasza się po niego duży klub. 

Duży skok w karierze Kuby. Po trudnego chłopaka zgłasza się Borussia

Połączenie jego charakteru i boiskowej błyskotliwości stworzyło mieszankę wybuchową, dzięki której Polak szybko stał się ulubieńcem trybun BVB. Sukcesy? Była ich cała masa. Dwa mistrzostwa Niemiec, Puchar, trzy Superpuchary, do tego finał Ligi Mistrzów, wieńczący fantastyczny sezon pod wodzą Juergena Kloppa. Osiem pięknych lat w Niemczech, ponad 250 meczów, 32 bramki i 52 asysty. Skalę jego uwielbienia pokazuje kawałek, który niemiecki raper M.I.K.I napisał specjalnie na jego cześć. Nie bez powodu Michael Zorc lubił powtarzać, że pieniądze wyłożone za Polaka to najlepiej wydane pieniądze w jego życiu.

Do Wisły przyszedł za 70 tysięcy złotych i komplet piłek, wyjechał za trzy miliony euro. Złoty interes? Cupiał raczej wówczas nie podzielał tego poglądu, bo miał chrapkę na o wiele większe pieniądze. Niby trudno się dziwić – każdy chce zarobić jak najwięcej, tym bardziej, kiedy jest „w posiadaniu” prawdziwej perełki. Z drugiej – lepiej czasem brać, co jest, szczególnie, że dotąd wszystkie oferty oscylowały w granicach jednego-dwóch milionów euro. To wypowiedź Jerzego Brzęczka w autobiografii Kuby:

Ale żeby transfer mógł dojść do skutku, musieliśmy mieć dokument od Wisły Kraków, za jaką konkretnie sumę transfer się odbędzie. Kiedy doszło do spotkania z zarządem, prezesem Cupiałem i ze mną, to ich pierwsze pytanie było: Jaki klub? Czy to rynek wschodni? Nie, zachodni. No tak, ale on jest więcej wart niż trzy miliony… Mówię: Tak, ale trzy miliony euro to i tak biznes życia dla klubu i Wisła takiego już nigdy nie zrobi. Potraktowaliście go jak potraktowaliście, zarabiał pięć tysięcy i grał bardzo dobrze, miał klauzulę o podwyżce, ale ze względu na kontuzję jej nie dostał. Nie zachowaliście się fair. Panowie, mieliśmy telefony od klubów, które dawały o półtora miliona euro, ale do was nie dzwoniłem, bo wiedziałem, że to za mało. Teraz przychodzę z konkretną propozycją. Potrzebuję na piśmie, że się zgadzacie. – Dobrze, to my napiszemy, nie mniej niż trzy miliony euro. – Panowie, nie mniej to również pięć czy dziesięć milionów euro. Wpiszmy konkretnie trzy miliony. Wy jeszcze na tym zarobicie, Borussia przyjedzie na mecz do Krakowa, sprzedacie prawa do transmisji itd. A oni ciągle, że nie i nie. No to nie mamy o czym rozmawiać. Wstałem i zacząłem wychodzić. A oni: Nie no, zostań. Przygotujemy taki dokument. (…) Potem był cyrk, przysyłali niezliczone faksy i ciągle jakieś kruczki prawne nam wciskali. Trochę to trwało. Minęły chyba ze trzy tygodnie, aż w końcu podpisaliśmy umowę.

Że Wisła to przy negocjacjach ciężki klub, Błaszczykowski przekonał się nie pierwszy, nie ostatni. Mimo to Kuba zadeklarował, że to właśnie w Krakowie chciałby skończyć swoją karierę. Tadeusz Pawłowski już zaciera ręce. Dla optymistycznego bajkopisarza sternika Wisły, który przy Reymonta zacumuje na kolejną dekadę, byłaby to kluczowa postać w kontekście walki o ćwierćfinał Ligi Mistrzów za kilka lat.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...