Sreten Sretenović zamienił Kraków na Tajlandię. Od teraz będzie grał w czymś, co nazywa się BEC Tero Sasana FC. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego – ot, odchodzi piłkarz, który coś tam pograł, ale też Błonia nie spłyną łzami kibiców Cracovii. Pokazuje to jednak jasno, że azjatyckie ligi – nie tylko chińska – mają coraz większą chrapkę na Europejczyków i są w stanie ambicje poprzeć coraz większą siłę przekonywania.
Należy najpierw postawić ważne rozróżnienie: tajska liga nie ma nawet ułamka kasy, jaką posiadają Chińczycy. To mniej więcej takie Eredivisie w porównaniu do Premier League – kontynentalna druga liga, zarówno pod względem wyników w pucharach jak i finansach. Lepsze od niej są też choćby japońskie J-League, rozgrywki Korei Południowej, a także niektóre ligi z Półwyspu Arabskiego. Niemniej kiedyś piłkarz z Europy jadący do Tajlandii? Tylko jakiś kompletny odpad, przegrany na Starym Kontynencie. Teraz to po prostu jeszcze jedna ciekawa opcja dla zawodników na średnim poziomie.
Stadion tajlandzkiego Buriram
Sretenović nie dziwi, przecież grał kiedyś w Korei, więc ten ruch nie budzi większego zdziwienia. Ale do Tajlandii potrafią ściągnąć naprawdę ciekawych piłkarzy: w Buriram gra Andre Moritz, dawniej zawodnik Boltonu, Crystal Palace, tureckiej Kasimpasy, gdzie nie statystował, a sporo strzelał. Za Diogo Olympiakos zapłacił dziewięć milionów euro, później Brazylijczyk grał w Lidze Mistrzów, zdobywał trofea w Grecji, a Benfikę w pucharach pognębił dwoma golami i asystą w 5:1. Jest Andre Tunez wyciągnięty z Celty, jest Dominic Adiyah, którego kojarzą fani Milanu, jest Darko Tasevski, mający na koncie ponad 100 meczów w Lewskim Sofia. Kumplami Łukasza Gikiewicza w Ratchaburi FC będą Yannick Djalo, dawniej uznawany z portugalski supertalent, który zaliczył blisko sto gier w barwach Sportingu, do tego Takuya Murayama i Carlos, były obrońca Dinama Zagrzeb.
A można szczerze założyć, że to dopiero początek i taki Djalo jest tym, kim dla Chińczyków był swego czasu Anelka.
Djalo w Tajlandii
Thai Premier Leaue pewnie nigdy nie będzie wyciągać graczy z najmocniejszych lig, w to nie wierzymy. Ale widać, że rewolucja w Chinach zgodnie z oczekiwaniami zaczyna też mobilizować inne rozgrywki, pomniejsze, a te już mogą rzucić rękawicę europejskim średniakom. Tajlandia pewnie już może rywalizować propozycją finansową z Ekstraklasą. I kto wie, jakie ligi ruszą wkrótce jej śladem…